Rozdział 31

2.3K 216 9
                                    

Nie był pewien, ile czasu dokładnie Lucas był poza pokojem, ale jego nieobecność Jonathan odczuł wyjątkowo mocno. Niemal jakby ten zniknął na zawsze i już nigdy miał nie wrócić. A tak przynajmniej się poczuł, gdy został sam w kolorowym i przyjemnym pokoiku. Będąc w nim samemu, mimo iż czuł się bezpiecznie i spokojnie, teraz to uczucie bardzo się zmniejszyło. Poczucie ponownego bycia w czyichś ramionach było wszechogarniające. Choć może to nie koniecznie o czyjeś ramiona chodziło a właśnie o Lucasa?

Jony podciągnął kolana wyżej pod klatkę piersiową i skulił się. Mimo koca na ramionach czuł chłód i nieco otępienia. Niemal jakby nagle wyszedł ze stanu nietrzeźwości i nie otrząsnął się po mocnym kacu. Jednocześnie odczuwał błogość i niepokój wywołany nagłą samotnością, która jednocześnie pomogła mu zebrać myśli. Choć te zdawało się nagle uleciały z jego głowy, gdzieś bardzo daleko.

- Jestem — usłyszał głos nad sobą. Lucas, do którego owy głos należał, zbliżył się do kanapy i usiadł tuż obok niego, niosąc kubek cieplej, lecz nie gorącej herbaty owocowej.

Z trudem powstrzymał się od mocnego objęcia ramionami mężczyzny tuż obok. By to zrobić, zaczął więc bawić się frędzlami od koca.

- Jak się czujesz? - postawił herbatę tuż obok i uśmiechnął się życzliwie.

Jony odwzajemnił uśmiech, unosząc kąciki ust.

- Dobrze, tak myślę... - powiedział, sięgając po herbatę i upijając łyk.

Zamruczał, była naprawdę dobra.

- Możesz być jeszcze mocno otumaniony. Świadomość będzie wracać w ciągu godziny, ale najczęściej im dłuższa sesja, tym dłuższy potrzebny jest czas na wrócenie do codzienności po niej. Zobaczymy, ile to potrwa u ciebie. Widzę jednak, że już jest w porządku — również się uśmiechnął i wygodniej oparł.
- Możemy iść do salonu, jeśli chcesz...

- Nie... Nie, tutaj mi dobrze i tak... Spokojnie — pokiwał głową, znów zanurzając wargi w herbacie.

- Jasne, może opowiesz mi, jak ci się podobało? Spełniłem twoje oczekiwania?

- Pewnie... Byłeś super tatusiem — powiedział, po czym zamilknął, zdając sobie sprawę, że to, co myślał, faktycznie powiedział na głos — To znaczy...

- Dzięki, staram się być odpowiednim tatusiem. - zaśmiał się Lucas, nie pokazując nawet, jak duży i wartościowy był to dla niego komplement.

- Nie mam może zbyt dużego doświadczenia w sesjach z innymi, ale chyba byłeś najlepszym tatusiem, jaki się mną zajmował. I pewnie jak w pełni odzyskam świadomość rzeczywistości, będzie mi głupio, że to mówię... - dodał Jony, rumieniąc się lekko.

- A więc... Może będziesz chciał to powtórzyć? Wiesz... - zaczął Lucas, czując, jak jego głos drży z napięcia.

Chciał tego... Naprawdę tego chciał.

- Z chęcią, i chyba nawet szybciej niż myślisz, jeśli... Będziesz chciał, a mnie będzie na to stać — dodał, przeczesując palcami włosy.

- Da się zrobić — zaśmiał się Rose, przenosząc wzrok na kubek.

Być może dlatego, że nie planuję brać od ciebie żadnych pieniędzy...

Jonathan uśmiechnął się na to jeszcze raz, po czym wbił wzrok w kubek.

On też miał nadzieję, że uda się to zrobić. Na nic więcej nie liczył.

***

Rumieńce pokrywały jego jasne policzki, które i bez nich emanowały naturalnym różem. Teraz jednak barwą przypominały niemal czerwony, szkarłatny odcień.

- To było...! Wspaniałe! A jednocześnie tak cholernie wstydliwe i zawstydzające i... Nie wiem, jak mam z nim teraz pracować po czymś takim! - mówił Jonathan, leżąc plecami na łóżku, nad głową trzymał natomiast swojego psiaka, który przypatrywał mu się jedynie z ciekawością.

Po chwili mężczyzna odstawił go na łóżko, pozwalając kontynuować drzemkę, samemu obracając się na bok.

- To szalone! Absolutnie szalone. Czułem się... Dokładnie tak jak sobie to wyobrażałem... - oparł dłoń pod brodą i uśmiechnął się — Lepiej niż na poprzednich sesjach. Lucas był taki czuły i... Choć to wszystko jest trochę, jak za mgłą mam wrażenie, że cały czas czuje jego dłonie. Jego dotyk jest tak... Uspokajający i... I nawet nie wkurza mnie aż tak, jak mówi do mnie Jony. Zwariowałem nie?

Psiak obrócił jedynie wymownie główkę, a Jonathan parsknął i znów obrócił się na plecy, patrząc w sufit.

- Pewnie, że zwariowałem. Odbiło mi. Cofnięcie się do bycia małym i nieświadomym tego całego świata było... Fantastyczne. Naprawdę tęskniłem za tym stanem a teraz... Może naprawdę będę mógł robić to częściej?

Znów się obruszył i przymknął oczy.

Znów będzie obejmowany przez duże ramiona Lucasa. Całowany w czoło i karmiony mlekiem ze słomki a może też... tym z butelki?

Jego serce zabiło mocniej.
Chyba naprawdę tego chciał. Tego i jeszcze wielu rzeczy, do których nie umiał się jeszcze przyznać ani swojemu psy, ani sobie samemu.

Zwariował, absolutnie zwariował i czuł się z tym dużo lepiej, niż sądził. Choć miał świadomość, że gdy przyjdzie wrócić do pracy, poziom wstydu i zażenowania sięgnie zenitu.

- Chyba się wtedy schowam pod stół, ale teraz... Teraz mogę się tym cieszyć bez obaw — powiedział, całując zwierzaka w pyszczek — O tak...

***

W tym samym czasie Lucas, odłożył na kanapę pilot telewizora i zapatrzył się na napisy końcowe jednego z seriali. Nie był nawet do końca pewien, co wydarzyło się we właśnie obejrzanym odcinku, bo jego głowę zajmowały zdecydowanie inne, odbiegające od tego myśli.

Jak czuje się Jony?
Czy nie wypuścił go z domu za wcześnie?

Choć... Najchętniej nie wypuściłby go wcale, proponując spanie u siebie na jedną, dwie a może i dziesięć nocy.

Telefonicznie upewnił się jeszcze, czy wszystko w porządku i mimo iż ten zapewnił go, że tak właśnie jest, wciąż miał obawy. Większe niż poprzednio. Większe niż kiedykowlek. A przecież ta sesja nie różniła się aż tak bardzo setek jego poprzednich.

Widocznie to Jonathan uczynił ją tak wyjątkową i inną. I wcale się temu nie dziwił.

Mam nadzieję, że z niczym nie przesadziłem.
Może oczekiwał ode mnie czegoś więcej? Czy wszystko zrobiłem w porządku?
Nie przekroczyłem żadnej jego granicy?

Myślał intensywnie, i choć nie miał powodów, by zadawać sobie choćby jedno z tych pytań, wciąż się martwił. Uspokoił się, dopiero gdy na Jonathan opublikował na swoim blogu zdjęcie z pieskiem i dopiskiem o "Wspaniale spędzonym dniu w przestrzeni"

Jego serce zdawało się bić szybciej i radośniej a on sam... Zdecydowanie cieszył się bardziej niż gdyby takie słowa otrzymał od jakiegokolwiek innego klienta. A otrzymywał i to sporo. W końcu swoją pracę starał się wykonywać jak najlepiej.

Jednak... Jonathan nie był zwykłym, pierwszym lepszym klientem, interesującym się ABDL. Był kimś więcej. Zdecydowanie kimś więcej.
Darzył go uczuciami, które ciężko było opisać i... Wcześniej nawet by nie przypuszczał, że tak może się zdarzyć, jednak było mu z tym naprawdę dobrze.

I niczego bardziej nie pragnął niż takich samych odczuć ze strony Evans'a.


___________________________

Słodycz i jeszcze raz słodycz!
Przepraszam, za rozdziały tak późno, ale mam mnóstwo rzeczy na głowie ❤️

Jakie plany na majówkę?

Beehive for Daddy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz