Aurora
Wierzyłam w karmę. W to, że wracały do nas nie tylko złe uczynki, ale też te dobre.
Jednak nie miałam pojęcia, na czym ona dokładnie polegała. Dlaczego najwięcej złych rzeczy spotykało właśnie tych dobrych ludzi? I czemu działo się też również na odwrót?
Coraz częściej myślałam nad tym, co zrobiłam, że postanowiono mi ukrócić życie. Czy w przyszłości miałam być właśnie tą złą i zapadła decyzja, aby w odpowiednim momencie to przerwać? Niektóre moje myśli szły chwilami aż w absurdalną stronę.
Na szczęście zniknęły, gdy tylko wyczułam ruch mojego psa. Siedziałam na schodkach przed domem, a on leżał oparty o mnie.
Dolar, bo właśnie tak go kiedyś nazwaliśmy, spał sobie w najlepsze od dłuższego czasu, mając gdzieś to, że wieczór się dopiero zbliżał.
Jego imię nie było przypadkiem. Pewnego razu, jak był jeszcze mały i trwały poszukiwania nad idealnym imieniem, zaczął bawić się portfelem taty, z którego wyleciały różne banknoty. Potem już nie było z nich żadnego pożytku. Między innymi znajdował się tam właśnie dolar, który był ostatnią ofiarą malucha. I tak już to przy nim zostało.
Minęło parę godzin od mojego spotkania z Milesem. Po zrobieniu mi zdjęć, odwiózł mnie do domu. Nie rozmawialiśmy już wtedy za wiele. Pożegnaliśmy się zwyczajnie, jakby to wcale nie było nasze ostatnie spotkanie.
Bo może tak właśnie było.
Radley chciał mieć moje zdjęcie, więc logiczne było to, że musieliśmy mieć jeszcze jakąkolwiek interakcję, by tak się stało. I zapewne zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego był taki zadowolony.
Może myślał, że mnie trochę przechytrzył?
Nagle dotarło do mnie, że się uśmiechałam. Z pewnością nie od chwili, gdy o tym pomyślałam. Musiało trwać to nieco dłużej.
Wydobyłam z siebie jęk rozpaczy, chowając twarz w dłoniach.
- Boże, dlaczego? - rzuciłam w przestrzeń, nie spodziewając się jakiejkolwiek odpowiedzi.
Pies uniósł łebek, sprawdzając, co się ze mną działo.
- Śpij sobie śpij - powiedziałam, głaskając go. - Tylko sobie marudzę - szepnęłam.
Patrzył jeszcze przez chwilę w moje oczy. Gdyby był człowiekiem, przysięgłabym, że tym wzrokiem chciałby przekonać się, czy aby na pewno wszystko było w porządku. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, aby z powrotem się położył. I po chwili to zrobił.
Rany, oszukiwałam nawet własnego psa. Naprawdę byłam złym człowiekiem.
Pod wpływem negatywnych emocji i myśli, postanowiłam przejść się po mieście. Dałam znać rodzicom, że wrócę gdzieś za dwie godziny, a następnie wyszłam z domu. Podjechałam kawałek trolejbusem, aby znaleźć się bliżej głównego rynku, po czym wysiadłam i zaczęłam spacerować.
Lubiłam tutejszy klimat wieczorami. Było w tym coś magicznego. Ludzie już nigdzie się nie spieszyli. Słońce zachodziło, tworząc na niebie piękną paletę barw. A uliczni amatorzy w śpiewaniu i graniu na gitarze umilali czas.
To był jeden z tych momentów, kiedy czas się zatrzymywał, ale tylko na pół sekundy.
Po prawie godzinnym spacerze zajęłam ławkę w miejscu, gdzie było najwięcej życia w mieście. Wokół znajdowały się restauracje, bary, budki z lodami i goframi, gdzie kręciło się mnóstwo osób. Lubiłam ich obserwować. Wtedy przynajmniej nie musiałam myśleć o swoim życiu i tym, co mnie czekało.
CZYTASZ
Skrawek nieba
Teen FictionHistoria dziewczyny, która miała tylko jedno pragnienie. Żyć. I chłopaka, który dowiadując się o tym, jak niewiele dni jej zostało, postanowił za wszelką cenę sprawić, by to marzenie stało się realne. Bo ponoć nadzieja zawsze umiera ostatnia. "Mile...