36. Moja piękna Aurora...

29 4 1
                                    

Miles

Następnego dnia niewiele pamiętałem z tej nocy. Nie zwracałem uwagi na to, co działo się wokół mnie.

Unosiłem lekko głowę, gdy tylko słyszałem jakieś wzmianki o mojej ukochanej. Nawet nie pamiętałem, o której wróciłem do hotelu, bo nie miałem kogo się spytać, gdzie przenieśli Aurorę.

Czyli już nigdy miałem jej nie zobaczyć? Stałem przy parapecie, dostrzegając że na niebie zaczęło wschodzić słońce. Pierwsze słońce, którego ona nie zobaczy. A przecież tak bardzo je kochała. Słońce. Lato. Promienie na swojej twarzy.

Czułem kolejne łzy płynące mi po policzkach. Dziwiłem się, że jeszcze nie wypłakałem się ze wszystkich. To była długa noc. Najcięższa w całym moim życiu.

Ta cholerna choroba odebrała mi narzeczoną. To pieprzone kurestwo zniszczyło mnie doszczętnie, choć nie we mnie się znajdowało.

Ale tak już właśnie było. Różnego rodzaju raki czy wszelkie inne tego typu choroby, nie atakowały tylko tych, którzy się z nimi zmagali, ale też bliskich. Wszyscy byli narażeni na ból. Im bardziej kochałeś, tym bardziej cierpiałeś. A ja czułem, jakbym umarł wraz z nią.

Zamknąłem oczy. Od razu pojawił mi się obraz rodziców Aurory, którzy wpadli do szpitala jak najszybciej, by móc się jeszcze z nią zobaczyć ten ostatni raz. W tej chwili zapewnie wracali do domu.

Domyślałem się, że niedługo znajdzie się też tam...Aurora. Wiedziałem, że będą chcieli, aby ją pocho... aby została w swoim rodzinnym mieście. Nie potrafiłem mówić o niej, jakby nie żyła.
Ciężko przechodziło mi to nawet przez same myśli.

Jakąś godzinę później byłem gotowy, by wrócić do miasta, gdzie jej nie było. Bałem się tam wrócić sam. Bałem się tych wszystkich wspomnień, które czekały na każdym kroku. Ale, gdy tak paraliżował mnie strach, przypomniałem sobie o jednej ważnej rzeczy, jadąc już samochodem. Wystarczyło, że spojrzałem na parę idącą przez pasy. Dziewczyna trzymała aparat w ręce. Od razu skojarzyła mi się z Aurorą. Przecież ona uwielbiała robić zdjęcia. Kochała to.

Właśnie wtedy dostałem olśnienia. Prosiła mnie, bym przekazał jej rodzicom i Jamesowi nagrania. Dla mnie również znajdowało się tam jedno. I tylko ta jedna rzecz sprawiła, że na ułamek sekundy usta spróbowały unieść się do góry. Lecz z marnym skutkiem.

Jednak w głębi duszy cieszyłem się z tego, że jeszcze miałem szansę ją zobaczyć. A w tej chwili to znaczyło dla mnie wiele. Wiedziałem, że zrobię to od razu, jak tylko będę mógł. Nie miałem jednak zamiaru wpadać do ich domu zaraz po powrocie. To nie był dobry moment.

Droga minęła mi dosyć szybko. Może dlatego, że parę razy zapomniałem, że w ogóle kieruje. Dziwiłem się, że nie spowodowałem żadnego wypadku, a dałbym sobie rękę uciąć, że raz chyba mało brakowało. Nie potrafiłem bez niej normalnie funkcjonować.

Jak głupie było to, że zacząłem myśleć, że to tylko głupi koszmar? Że zaraz miałem się obudzić, wsiąść w samochód i pojechać do niej, a ona spytałaby się, co się stało? To była piękna wizja. Boleśnie piękna.

Byłem tak naiwny, że od razu skarciłem siebie za to w myślach. Dojechałem w końcu do domu. Od razu zamknąłem się w swoim pokoju i czekałem. Na co? Nie miałem pojęcia. Już nic się dla mnie nie liczyło. W mojej głowie panował chaos i za nic w świecie nie potrafiłem go powstrzymać. To Aurora była moim spokojem.

Środa minęła mi na wspomnieniach. Nie było sekundy, bym nie myślał o Aurorze. Kilka razy chciałem nawet do niej pojechać, wierząc w to, że to wszystko było tylko beznadziejnym koszmarem. Że otworzyła by mi drzwi tak jak zwykle i uśmiechnęła się, przyćmiewając tym wszystko dookoła. Powstrzymywała mnie przed tym w zasadzie tylko jedna rzecz. Jedna myśl. Nie chciałem ranić się mocniej.

Skrawek niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz