4. Więc, jak to było, Auroro?

33 7 3
                                    

Aurora

Następnego dnia zdałam sobie sprawę, że Miles Radley posiadał wyjątkową cechę. Potrafił wyprowadzić mnie z równowagi jedną wiadomością.

Wystarczyło jedynie to, że pod swoim zdjęciem na moim pintereście, zapytał się o spotkanie, nie zapominając zaznaczyć tego, że nie miałam nic do gadania.

Gdy tylko przeczytałam jego komentarz, zaczęłam się stresować. Dobrze wiedział, że chciałam pozostać anonimowa. Prowokował mnie. Chciał, żebym na pewno się pojawiła, więc nie szukał innego sposobu na znalezienie do mnie kontaktu.

A przecież łatwo by mógł mnie znaleźć na facebooku, wchodząc w znajomych Jamesa.

Zrobił to specjalnie.

Bo, gdy tylko odpowiedziałam na jego zaczepkę, usunął całą zawartość.

- Pewnie robi sobie tylko żarty - oznajmił mój przyjaciel, kiedy zadzwoniłam do niego koło południa.

- Żartowniś się znalazł - parsknęłam pod nosem. - Nie mógł po prostu do mnie napisać gdzieś indziej?

- Chce się na tobie odrobinę odegrać. Przecież to oczywiste. Wiesz, chce cię ostrzec, abyś więcej nie robiła zdjęć nieznajomym i nie wstawiała ich na swój profil.

- Skąd ja miałam wiedzieć, że on to zobaczy?

- Dlaczego tak właściwie to zrobiłaś?

- To był impuls - wyjaśniłam od razu.

Bo inaczej nie potrafiłam tego wytłumaczyć.

- No jasne - dodałam, kiedy mnie olśniło. - Pewnie chce, bym je usunęła.

- Myślę, że prędzej już byś się o tym dowiedziała, gdyby rzeczywiście tak było.

Nie musiałam na niego patrzeć, aby wiedzieć, że cały czas się uśmiechał po drugiej stronie telefonu.

- Gdzie się spotykacie?

- W maku - odpowiedziałam. - Przynajmniej mogę liczyć na dobre jedzenie, jeśli towarzystwo będzie zbyt wkurzające.

Nie miałam pojęcia, w jakim nastawieniu do mnie będzie tego dnia Miles. Wczoraj udawał miłego, ale przecież większość takich udawała, gdy szykowali na kogoś zemstę.

- Na tarasie nie narzekałaś.

- Już nigdy więcej nic takiego ci nie będę zdradzać.

- Ale Aurora, przecież jestem twoim przyjacie...

- Jesteś beznadziejnym przyjacielem - przerwałam mu, dobrze wiedząc, że nie uwierzy w te słowa.

Na dowód mojego myślenia zaśmiał się głośno.

- Sam mnie wpakowałeś do tego samochodu.

- Siłą cię nie zaciągnąłem.

- Jeszcze chwila, a się rozłączę.

- Oj, przecież wiem, że w głębi duszy ucieszyłaś się z takiego obrotu sytuacji.

- James - ostrzegłam go.

- Nie zawaham się wykorzystać tego ponownie.

Westchnęłam głośno, decydując się na zakończenie połączenia bez powiadamiania go już więcej o tym.

Oczami wyobraźni widziałam, jak zaśmiał się kolejny raz.

Spojrzałam na godzinę w telefonie. Do czternastej miałam jeszcze dużo czasu, ale i tak stres zaczynał przejmować kontrolę nad moim ciałem.

Skrawek niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz