Aurora
Potrzebowałam znaleźć się jak najdalej od tych wszystkich ludzi, którzy już wiedzieli o mojej chorobie.
Biegłam nadal, nawet gdy minęłam samochód Milesa. Nie zastanawiałam się nad tym, co robię. Najważniejsze było to, by stamtąd uciec.
- Aurora! - usłyszałam kolejny raz.
W końcu się zatrzymałam, kiedy muzyka przestała do mnie docierać. Dotknęłam mokrych policzków i przetarłam je, nie myśląc o odwróceniu się.
Czułam, że tak będzie. Podświadomie wiedziałam, że coś tej nocy się spieprzy. I jak zwykle miałam rację.
Byłam ciekawa, w którym momencie wyczerpie się u mnie limit bólu. Chyba Bóg wierzył zbyt mocno w to, że poradzę sobie ze wszystkim.
- Aurora, jestem tutaj - oznajmił już ciszej Miles, znajdując się obok mnie.
Stanął naprzeciwko i złapał dłońmi za moje ramiona.
- Spójrz na mnie, proszę.
Wzrok miałam utkwiony w asfalcie. Uciekłam jak tchórz. Ale nie potrafiłam inaczej. Nie chciałam się mierzyć z tymi wszystkimi spojrzeniami. Nie obchodziły mnie żarty ani docinki. Najgorsza była ta litość. Gdy czyjeś oczy pokazywały, jak bardzo ci współczuły.
Nienawidziłam tego. Znienawidziłam własne życie, po czym Miles zaczął pokazywać mi, że mogę je jeszcze kochać.
Ale los był bezlitosny. Na każdym kroku przeznaczenie dawało o sobie znać, że śmierć pukała już do okna. A ja zawzięcie nie zerkałam w jej stronę.
Mimo, że mówiłam wiele, to nie byłam gotowa na to spotkanie. Jeszcze nie.
Przeniosłam powoli spojrzenie na chłopaka. Nie miałam pojęcia, jak on to robił, ale gdy to zrobiłam, w ciągu pół sekundy poczułam cień ulgi. Bo nie chciałam być sama, a on trwał u mojego boku. Cały czas. Pomimo wszystkiego nadal tutaj był.
Objęłam go od razu, a on odwzajemnił ten uścisk.
- Dziękuję, że jesteś - szepnęłam, czując ucisk w gardle.
Serce biło niemiłosiernie szybko przez maraton, jaki wykonałam. Nie dość, że było słabe, to ja to tylko bardziej pogarszałam takimi biegami.
- I zawsze będę - dodał, składając po chwili pocałunek na moim czole.
Byłam w stanie roztopić się przez ten gest. Czym sobie zasłużyłam na Milesa Radley'a?
- Chcesz wrócić do domu? - spytał, na co pokiwałam głową.
O niczym innym nie marzyłam w tej chwili. No może tylko o jednej rzeczy. Abym nie musiała tej nocy przed szpitalem spędzać sama.
Ale przeszkodą byli rodzice. Nie chciałam, aby wiedzieli, że on u mnie był.
Zaczęliśmy kierować się do samochodu. Złapał za moją dłoń, złączając ją ze swoją.
- Chciałabyś, abym został z tobą dłużej? - zadał kolejne pytanie, jakby czytając mi w myślach.
- Tak - odpowiedziałam, nie chcąc tego ukrywać. - Ale...
- Chyba wiem, jakie może być ale.
- Rodzice.
- Tak myślałem. Mógłbym zostać, zawinąłbym się z samego rana. Gdzieś o piątej najlepiej.
- Nie wyśpisz się.
- To nie jest ważne.
Posłał mi lekki uśmiech. Otworzyłam już usta, aby coś jeszcze powiedzieć, ale mnie wyprzedził.
CZYTASZ
Skrawek nieba
TeenfikceHistoria dziewczyny, która miała tylko jedno pragnienie. Żyć. I chłopaka, który dowiadując się o tym, jak niewiele dni jej zostało, postanowił za wszelką cenę sprawić, by to marzenie stało się realne. Bo ponoć nadzieja zawsze umiera ostatnia. "Mile...