22. Chciałem zrobić ci niespodziankę.

27 4 0
                                    

Aurora

Spoglądałam na obraz zmieniający się co chwilę za szybą, gdy jechałam z rodzicami już do szpitala.

Wiedziałam, że w najbliższym czasie będą mi towarzyszyć jedynie cztery ściany, więc starałam się nacieszyć wolnością na zapas.

Do tej pory zastanawiałam się, jak udało mi się wyprowadzić Milesa z domu tak, by oni tego nie zauważyli. Na samo wspomnienie na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.

Starałam się trzymać dobrych wspomnień i taki właśnie był mój plan na czas pobytu w szpitalu. Już nie mogłam doczekać się, aż wyjdę. Na samą myśl, że zostanie mi kilka dni mniej, podczas których będę zamknięta, irytowałam się.

Ale czego się nie robiło dla najbliższych? Oni nadal wierzyli w cud. Tylko, że w mojej historii, to nie ja miałam być tym cudem. Dla mnie był nim chłopak, który spędził ze mną tę noc.

- Jesteśmy - zakomunikowała mama.

Chwilę później tata zaparkował, a ja wysiadłam i wyjęłam z bagażnika torbę z moimi rzeczami. Po paru sekundach przejął ją, abym nie musiała jej dźwigać. Nie kłóciłam się, chociaż gdy na mnie nie patrzył, przewróciłam oczami. Zaczęli mnie traktować, jakbym była z porcelany.

Przyjęcie do szpitala trwało dłuższą chwilę. W zasadzie nie byłam w stanie określić dokładnie ile, bo na ten czas całkowicie się wyłączyłam. Odzyskałam pełną świadomość dopiero, kiedy pracownik pokazał mi mój pokój, w którym miałam spędzić ten tydzień. Po prostu cudownie.

Pocieszało mnie jedynie to, że Miles obiecał, że będzie codziennie przychodził. O ile mu na to pozwolą. Nie miałam pojęcia, jak wyglądały tutaj odwiedziny.

Zostało pół godziny do moich pierwszych badań. Rodzice chcieli ze mną zostać, ale powiedziałam im, że to zbędne. Więc oznajmili, że przyjadą popołudniu, by sprawdzić, jak wszystko przebiega.

Gdy już wiedziałam, że odjechali, wypuściłam oddech, czując małą ulgę. Spojrzałam na zegarek, marząc o tym, by zobaczyć Radley'a. Naprawdę bardzo go potrzebowałam w tym momencie. Aby zapełnił tę pustkę, którą czułam w tym pomieszczeniu, w którym przebywałam.

- Witam, pani Aurora Evander, tak?

Spojrzałam na pana w białym ubraniu, z którego emanowała dobra energia. Uśmiechał się do mnie, a w jego oczach można było dostrzec to rodzicielskie ciepło. Pokiwałam głową, a po krótkiej wymianie zdań, zaprowadził mnie w odpowiednie miejsce, by rozpocząć badania. Nie obyło się bez słów otuchy z jego strony.

W pewnym momencie poprosiłam go, by nie dawał mi nadziei, bo i tak w to nie wierzyłam. Chyba trochę go zdziwiło moje nastawienie. Zresztą sam się do tego chwilę później przyznał. Zazwyczaj ludzie wierzyli z całego serca, że im się uda.

I po mojej prośbie zaczął rozmawiać ze mną trochę inaczej. To było tak inne od tego, co dotychczas słyszałam od pracowników szpitala. On nie przedstawiał podkoloryzowanej rzeczywistości, tylko był po prostu brutalnie szczery. Przeprowadzał szereg badań, nie przestawając ze mną rozmawiać ani na minutę.

- Czy to będzie problem, jeśli ktoś będzie chciał mnie tu codziennie odwiedzać? - zapytałam w pewnym momencie.

- To zależy o której godzinie. Po osiemnastej już nie ma odwiedzin. Od razu uprzedzam, że sztywno trzymamy się tych zasad - odparł z lekkim uśmiechem, zapisując coś w moich papierach. - Chłopak?

- Tak - odpowiedziałam po sekundzie zastanowienia.

Zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz ktoś zadał te pytanie. I zaskoczyła mnie też bezpośredniość lekarza.

Skrawek niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz