Miles
Mało było chwil w życiu, kiedy odczuwałem strach, odkąd odszedł mój przyjaciel.
Przez pięć ostatnich lat żyłem każdym dniem, godziną, a nawet sekundą, nie myśląc o obawach, które chciały się do mnie zakraść. Po prostu korzystałem z tego, co serwowało mi życie.
Ale w momencie, gdy Aurora wyznała wyczekiwaną przeze mnie prawdę, przez moje ciało przeszły dreszcze. Bo dziewczyna, w której się powoli zakochiwałem, umierała. Każdy dzień przybliżał ją do końca.
Został jej miesiąc?
Chciałem, żeby to był tylko pieprzony żart za to, że tak się z nią czasami drażniłem. Ale jej łzy...niestety nie były udawane. Rozpadała się na moich oczach. Byłem pewny, że nie pierwszy ani nie jeden z pierwszych razy, odkąd dowiedziała się o diagnozie.
Po jakichś dwóch minutach odsunęła się ode mnie. Dalej nie wyglądała najlepiej, więc odważyłem się coś zrobić. Tym razem to ja oparłem się plecami o drzewo, a jej ciało przeniosłem na moje, bym to ja był jej oparciem.
Z lekkim wahaniem ułożyła swoje plecy na mojej klatce piersiowej. Czubek jej głowy znalazł się dokładnie przy moich ustach. Wziąłem drugą część koca i przykryłem nas, a następnie tak, aby jej nie wystraszyć, przeniosłem swoje dłonie w okolice jej, które spoczęły na brzuchu. Było to dosyć odważne z mojej strony, zważając na jej poprzednie reakcje, gdy mówiłem o czymkolwiek, co do niej czułem. Co było z nią związane.
Usłyszałem, jak odetchnęła głębiej. Przekręciłem lekko głowę, by móc dostrzec, że miała zamknięte oczy. Uspokajała się. Dopiero wtedy moje serce również mogło to zrobić, choć nadal byłem pod wrażeniem tego, czego się dowiedziałem.
Trwaliśmy w takiej ciszy, dopóki ona się nie odezwała.
- Pamiętam dzień, kiedy się o tym dowiedziałam.
Serce zabiło mi mocniej, gdy zdałem sobie sprawę, do czego zmierzała.
- Najpierw myślałam, że się przesłyszałam. Potem byłam pewna, że pomylono moje wyniki. Ale brutalnie to do mnie dotarło, jak zobaczyłam rozpacz w oczach mamy. Tak, jakby właśnie się dowiedziała, że zaraz skończy się świat. Że wszystkie marzenia przepadły. To właśnie ona wtedy mi towarzyszyła. Uczestniczyła w koszmarze na jawie. Z żadnego snu nie pragnęłam się tak bardzo wybudzić jak wtedy, znajdując się w tym gabinecie. To, co działo się później do momentu wyjścia, pamiętam jedynie jak przez mgłę. W głowie miałam jedynie to, że umieram. Że naprawdę umieram. I nie interesowało mnie to, że była jakaś nadzieja. W tamtej chwili miałam ochotę uciec na drugi koniec świata i udawać, że to wcale mnie nie dotyczyło.
Następnie zaczęły się badania, przepisanie leków, leczenie i tak dalej. Zostałam poddana wielu sposobom na to, by udało się mnie uratować. Ale to tylko po prostu nieco spowolniło ten proces. Rodzice stracili mnóstwo pieniędzy na to, bym mogła żyć trochę dłużej. A ja nie chcę przeżyć jeszcze tygodnia więcej. Czy miesiąca. Marzę o podróżach, rodzinie, by nauczyć się jak najwięcej o świecie. Potrzebuję kilkunastu lat, a nie kilkudziesięciu dni.Głos jej się znowu załamał. Rozłożyłem jedną swoją dłoń i splotłem z jej, zaczynając kreślić kciukiem małe kółka. Chciałem coś powiedzieć, ale nie miałem pojęcia co. Nie było słów, które mogły wyrazić to, jak się czułem.
- Nawet nie wiem dokładnie kiedy przestałam żyć nadzieją, że coś się zmieni. Chyba to zaakceptowałam. Albo nadal jeszcze próbuję. Jak można pogodzić się ze śmiercią w tak młodym wieku? Przecież dopiero co skończyłam osiemnaście lat...
Objąłem ją mocniej, po czym pocałowałem we włosy.
- Nie potrafię zrozumieć tego, dlaczego muszą cierpieć ci, którzy absolutnie na to nie zasługują - szepnąłem to, co już wiele razy pojawiło się w moich myślach.

CZYTASZ
Skrawek nieba
Fiksi RemajaHistoria dziewczyny, która miała tylko jedno pragnienie. Żyć. I chłopaka, który dowiadując się o tym, jak niewiele dni jej zostało, postanowił za wszelką cenę sprawić, by to marzenie stało się realne. Bo ponoć nadzieja zawsze umiera ostatnia. "Mile...