Aurora
Zazwyczaj piątek był tym dniem, na który większość czekała z niecierpliwością.
Kojarzył się z czymś dobrym. Jednak dla mnie stał się przeklęty.
To właśnie w piątek dowiedziałam się o swojej chorobie. I również tego dnia zalążek nadziei, który został we mnie zasiany przez bliskich włącznie z Milesem, prysł, pozostawiając na moim sercu kolejne trwałe ślady.
Jeszcze zanim lekarz się odezwał, ja już wiedziałam, co usłyszę. Odwiedzał mnie cały czas, gdy spędzałam czas w jego klinice. Rozmawialiśmy codziennie. Opowiadał o różnych przypadkach osób. Nie tylko tych, których wyleczył, ale też tych, dzięki którym zaczął patrzeć inaczej na pewne sprawy. Jednak, kiedy znalazł się w pokoju, w którym leżałam i na mnie spojrzał, coś we mnie pękło. Jego oczy wręcz krzyczały, że strasznie mu przykro. Że się nie udało. Kolejny raz.
Ale obiecałam sobie, że to już ostatni. Zostało mi zbyt mało czasu, aby włóczyć się po kolejnych szpitalach. Miałam jedynie nadzieję, że dotrwam jeszcze do dziesiątego września, bo właśnie wtedy grał koncert mój ulubiony artysta.
Błagałam moje serce, aby wytrzymało jeszcze te dwadzieścia jeden dni.
- Auroro...
Zazwyczaj jego profesjonalny głos odrobinę się załamał. I może dla osoby, która słyszałaby go pierwszy raz, nie byłoby to zauważalne, ale ja już słyszałam go więcej niż kilka godzin. Jego pozytywna energia, którą starał się cały czas zarażać, zniknęła, pozwalając na to, bym zaakceptowała rzeczywistość.
- Rozumiem, że leczenie nic nie daje? - wtrąciłam się niezbyt uprzejmie.
Potaknął, wzdychając następnie i podchodząc o dwa kroki bliżej. Stanął przy łóżku naprzeciwko mnie.
- Czyli mogę się wypisać - stwierdziłam spokojnie.
O tym też już mu mówiłam. Że jeśli da mi znać, że moja obecność tutaj będzie niepotrzebna, to będę mogła wyjść.
- Muszę wypełnić odpowiednie papiery, ale tak. Możesz. Ale słuchaj, zostając tutaj jest szansa na...możesz zyskać trochę więcej czasu. Wiem, że to jest nic w porównaniu z tym, co byś chciała jeszcze w życiu zrobić, ale...
- I co z tego, że zyskam więcej czasu, skoro będę tutaj, a nie tam, gdzie chcę?
Zamilkł. Doskonale mnie rozumiał.
- Niedługo będzie tu mój chłopak. Zacznę już zbierać moje rzeczy - oznajmiłam, powoli się podnosząc.
- Dobrze, niedługo wrócę z wypisem.
I wyszedł, posyłając mi jeszcze jedno spojrzenie wypełnione bólem.
Uśmiechnęłam się delikatnie na myśl o tym, jak bardzo mu zależało na mojej osobie. Zresztą na wszystkich pacjentach. Codziennie słuchałam o tym, jak walczył o życie i słuchałam tego bólu, gdy się nie udało.
Zdałam sobie sprawę, że istnieje cień szansy, że i o mnie będzie opowiadał, a przez to poczułam się nieco dziwnie. Ale dobrze.
Ogarnęłam wszystkie swoje rzeczy i napisałam wiadomość do Milesa, kiedy będzie. Odpisał, że za dosłownie kilkanaście minut.
Festiwal lampionów, o którym wspominał, miał być następnego dnia, więc cieszyłam się, że uda nam się na niego dotrzeć. To będzie miłe pocieszenie po ostatnich kilkunastu dniach.
Gdy już do mnie przyjechał, poinformował mnie, że rodzice byli w drodze, bo jeszcze nie zdążyłam ich powiadomić, że się wypisałam.
Zadzwoniłam do nich. Na szczęście nie odjechali daleko. Oczywiście nie byli zadowoleni z mojej decyzji, woleli bym jeszcze tam została. Wręcz miałam wrażenie, że ich zawiodłam, chociaż tak bardzo tego nie chciałam.
CZYTASZ
Skrawek nieba
Fiksi RemajaHistoria dziewczyny, która miała tylko jedno pragnienie. Żyć. I chłopaka, który dowiadując się o tym, jak niewiele dni jej zostało, postanowił za wszelką cenę sprawić, by to marzenie stało się realne. Bo ponoć nadzieja zawsze umiera ostatnia. "Mile...