Rozdział 24

7.5K 818 78
                                    

River lubiła cisze i spokój. Bardzo ceniła sobie momenty, kiedy siedziała sama w swoim pokoju, a jedyny dźwięk jaki słyszała to ten należący do ulicy za oknem. Trąbiące samochody, krzyczący ludzie czy syreny policji. Uwielbiała chwile, kiedy żaden dźwięk nie rozpraszał jej myśli. Nie skupiała się wtedy na niczym konkretnym. Jedynie dawała sobie chwile wytchnienia i porządkowała bałagan jaki robił się jej w głowie podczas dnia. Segregowała myśli, jeszcze raz rozgrywała daną rozmowę i myślała nad tym jak inaczej mogłaby rozegrać dane konwersacje.

Lubiła to, bo była sama ze sobą.

Ale ten rodzaj ciszy, który towarzyszył jej teraz niczym nie przypominał tego, który tak bardzo lubiła. Siedziała sztywno na swoim łóżku, a dłoni wciąż ściskała frotkę. Nie poluzowała uścisku nawet przez sekundę i była pewna, że pieczenie na dłoni jest spowodowane małymi rankami, które stworzyły jej paznokcie. Przez dłużące się minut próbowała przywołać choć jedno słowo, które mogłaby teraz wypowiedzieć. Jej sytuacja z każda kolejną sekundą stawała się coraz trudniejsza. Przez tę ciszę błądziła i znalezienie wyjścia wydawało się niemożliwe. Wiedziała, że musi coś powiedzieć. Jedno słowo, wydać z siebie jakiś dźwięk, żeby przerwać to co zatkało jej uszy i odsunęło od świata.

Uniosła głowę i wyprostowała plecy.

— Wiedziałeś — wyszeptała.

Logan siedział sztywno, a jego mięśnie coraz bardziej się napinały. Jeszcze kilka chwil, a jedna z jego żył wybuchnie z powodu ciśnienia.

— Wiedziałeś, że frotka należała do Danielle — odezwała się ponownie.

Cisza odchodziła w zapomnienie, ale przychodziło coś cięższego.

Prawda.

— Tak, wiedziałem.

— I mimo to pozwoliłeś mi prze tyle lat wierzyć, że należała do mojej mamy.

Znowu zapanowała cisza, która idealnie komponowała się z ciemnością w pomieszczeniu. Za oknem panował półmrok, a żadne z nich nie miało odwagi zapalić światła. Wtedy mogliby w pełni zobaczyć ból na swoich twarzach, a tak widzieli tylko jego zarys.

— Nie zostawiła ci nic — słowa wypowiedziane przez mężczyznę zabolały bardziej niż River się tego spodziewała.

Cała sytuacja bolała ją bardziej niż w rzeczywistości powinna. Nie było dla niej nowością, że jej mama ją zostawiła. Ale gdzieś z tyłu głowy wmawiała sobie i próbowała uwierzyć, że Abby nie jest złą osobą. Że nie chciała jej skrzywdzić i wciąż nie chce. Ale z każdym kolejnym dniem i z każdą kolejną prawdą uświadamiała sobie, że jej biologiczna matka jest złym człowiekiem. Takim, który nawet nie ma odwagi, żeby ponieść konsekwencje swoich czynów. Takim, który nawet nie widzi jak źle postępuje.

Zło jest dla niego naturalne. Samolubność jest reakcją na rzeczywistość.

I chyba to tak bardzo ją bolało. Nie fakt, że została porzucona w domu dziecka. Nie fakt, że to Danielle okazała jej więcej czułości od jej matki. Nie to, że dopiero po kilkunastu latach dowiaduje się prawdy. Ale to, że przez wszystkie te lata wierzyła w osobę, która nawet jednej myśli nie poświęciła swojej córce. Żadna sekunda w żadnym dniu nie była przeznaczona dla River.

— Dlaczego to przede mną ukrywałeś?

— Bo pomyślałem, że gdy dorośniesz będziesz potrzebowała namiastki matki. Nawet, jeśli cię porzuciła. Nawet, jeśli jej nie znałaś i nawet, jeśli ją znienawidzisz.

Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała, ale ta frotka pomogła jej w wielu chwilach. Gdy kłóciła się ze swoją najlepszą przyjaciółką, gdy miała gorszy dzień w szkole lub czuła, że nikt jej nie rozumie. Miała ją zawsze na nadgarstku i stała się jej talizmanem. Przypomniała sobie jak płakała, gdy ją zgubiła i jak szczęśliwa była, gdy Russell jej ją dał.

Czterech Ojców River Conway | TOM III ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz