Rozdział 4

8.2K 902 210
                                    

— River Samantha Conway.

— Od kiedy mam drugie imię? — dziewczyna zmarszczyła czoło i oderwała wzrok od ekranu telewizora. Był to jeden z tych leniwych dni, kiedy pozwalała sobie na leżenie i oglądanie reality show o zagranicznych parach, które poddają się różnym testom. Czasem puszczała od początku wszystkie części Harry'ego Pottera, ale to wszystko zależało od jej humoru. A dziś jej humor był na tak niskim poziomie, że nawet ulubiona seria filmów nie była w stanie tego naprawić. Zostało jej niewiele ponad tydzień do rozpoczęcia roku szkolnego, więc chciała wykorzystać wolne dni na lenistwo. Czasami wychodziła z Sally. Czasami wpadał do niej Charlie. Czasami rozmawiała z Russellem i czasami wychodziła z Ellie i załatwiały sprawy związane z weselem, które miało być w październiku. Wszystko robiła czasami, bo nie miała siły na robienie czegoś przez cały czas.

Nawet, jeśli to zdanie brzmiało durnie nawet w jej głowie.

— Nie masz, ale brzmi poważniej — Isaak wzruszył ramionami. — Chyba.

— Chyba nie mam drugiego imienia?

— Skąd mam wiedzieć?

Parsknęła śmiechem, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. River westchnęła cicho i posłała pytające spojrzenie w stronę Isaaka, tym samym dając mu znak, żeby kontynuował.

— Przeskrobałaś sobie.

— Czym? — zapytała i poprawiła się na kanapie. Nie przejmowała się za bardzo, bo to Logan lub Vincent byli tymi, którzy rozmawiają z nią o jej przewinieniach. Ray zawsze jest tym, który wkracza, kiedy sytuacja ucieka spod kontroli, a Isaak unika takich rozmów. Wychodzi do pokoju obok, lub udaje, że nie wie o co chodzi. Lub teatralnie odbiera telefon i udaje, że z kimś rozmawia.

— Nie przypomniałaś, że Ray ma urodziny.

— Bo ich nie ma — powiedziała.

— Vincent mówił, że ma.

— Więc się pomylił — powiedziała.

— Vincent się nie myli.

— Świętowaliśmy urodziny Raya razem z urodzinami Logana, pamiętasz? Oboje mają je w lipcu.

Zawsze organizowali im wspólną imprezę urodzinową, bo dzieliły ich tylko trzy dni. River była pewna, że sobie tego nie wymyśliła i w lipcu świętowali urodziny Raya jak i Logana.

— Wcale nie.

— Wyszliśmy na obiad, a potem na kręgle, pamiętasz?

Miała dziwne odczucia co do tej rozmowy.

— Mówiłeś, że przegrywasz, bo dostajesz najgorsze kule — spróbowała ponownie, ale Isaak wyglądał jakby faktycznie o niczym nie pamiętał. Jednak w jego oczach było coś co go zdradzało. Taka dziwna iskierka zdenerwowania. Taka, którą miał czy próbowała ukryć przez Loganem, że zepsuł jego samochód albo mikrofalówkę.

— Musimy kupić mu prezent.

— Ray dostał już prezent i...— urwała nagle, gdy zobaczyła jak spojrzenie Isaak ucieka w stronę korytarza. Zmarszczyła brwi i wstała z kanapy, a potem przemknęła obok mężczyzny i pobiegła w stronę korytarza, a potem swojego pokoju.

Co tym razem się dzieje?

Zatrzymała się przed otartymi drzwiami od swojego pokoju. Zazwyczaj wszyscy szanowali jej prywatność i nie wchodzili do niego od tak. Ale tym razem mieli powód. I ten powód stał na środku jej korytarza. Był wysoki, biały i drewniany.

— Mówiłem, żebyście nie dawali mi tego zadania! — Isaak rzucił oskarżycielsko i za nią pobiegł.

— Tobie nie można dać żadnego zadania — Vincent przewrócił oczami.

Czterech Ojców River Conway | TOM III ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz