Rozdział 33

8.2K 772 206
                                    

w rozdziale wystąpią sceny przeznaczone dla osób pełnoletnich.

***

Jej życie było sinusoidą. Albo wszystko stawało się gruzami na skutek zrzucenia bomby, albo budził ją przyjemny śpiew ptaków i szum liści. Nie potrafiła jeszcze tego pojąć, ale jej świat działał na naprawdę dziwnych zasadach. Mimo to cieszyła się, że teraz znowu zajmuje pozycje na szczycie, a wszystko układa się w umiarkowanie dobry sposób. Vincent i Ellie wciąż przygotowywali się do narodzin dziecka, Logan w zupełności wyzdrowiał i kilka razy wyszedł z Danielle. Isaak wciąż był Isaakiem, ale Ray mniej się na niego denerwował. Charlie i Liam pogodzili się, a Sally nie chodziła tak zestresowana jak przed konkursem talentów.

A Russell...cóż, tu niewiele się zmieniło. Oprócz wielogodzinnych rozmów, które rozebrały ich do naga i wyjawiły wszystkie skrywane sekrety i wątpliwości. I może nie byli idealni, ale byli sobą.

— Gdzie Carter?

— Pojechał odwiedzić rodziców.

Russell zaniósł jej torbę do swojego pokoju. Dziś był ten jeden z wyjątkowych dni, gdy dostała pozwolenie na nocowanie u chłopaka. Wszyscy chodzili w dobrych humorach, więc musiała to wykorzystać.

— A Liam?

— Zabrał Charliego do kina — odparł, gdy wrócił i ruszyli do niewielkiego salonu.

— Więc...

— Tak — Russell powiedział zanim zdążyła dokończyć zdanie.

— Nie wiesz co chciałam powiedzieć.

— Więc jesteśmy sami — chłopak zniżył głos starając się brzmieć jak ona, ale w rzeczywistości dźwięk przypominał piszczącą kaczkę. — Tak, jesteśmy — dodał już swoim normalnym głosem.

— Więc...

— Tak — znowu jej przerwał.

— Nie wiesz co chciałam powiedzieć — powiedziała i z całych sił próbowała się nie roześmiać. Czasami ich rozmowy były komiczne.

— Więc zabierzesz mnie do łóżka i będziemy uprawiać miłość.

Tym razem naśladowanie jej głosu wyszło mu lepiej niż za pierwszym razem. Wcześniej była to piszcząca kaczka, teraz dźwięk przypominał jej głos Charliego, gdy bardzo się czymś ekscytował. Choć po dłuższym zastanowieniu nie sądziła, żeby to była wielka różnica. W końcu jej przyjaciel to piszcząca zabawka.

— Uprawiać miłość? — uniosła prawą brew i oparła dłonie na biodrach. — To dość romantyczne określenie.

— Wolisz te bardziej perwersyjne?

— Russell — skarciła go.

— No co? To ty zaczęłaś — wzruszył ramionami i usiadł pośrodku kanapy. Rozłożył ramiona i rozszerzył nogi. W ten sposób River nie miała miejsca po żadnej z jego stron. Poklepał swoje kolano, a na jego ustach uformował się podstępny uśmiech. To upewniało ją w przekonaniu, że Russell idealnie rozgrywał starcia z innymi ludźmi. Dlatego zawsze jego występki uchodziły mu na sucho. Był inteligentny i sprytny. Jak można być jednocześnie golden retrieverem i czarnym kotem? Czasami Russell był dla niej nieodkrytą zagadką, a przecież znała go tak dobrze.

— Podstępny intrygant.

Podeszła bliżej i pochyliła się nad chłopakiem. Oparła dłoń o jego klatkę piersiową i powolnym ruchem przysunęła swoje usta do jego szyi. Nie dotykała jego skóry, ale musiał czuć jej oddech.

Czterech Ojców River Conway | TOM III ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz