Z każdą kolejną minutą w szpitalu pojawiały się kolejne osoby. Ellie, partner z pracy Logana, przyjaciele River, więcej ludzi z pracy Logana. Wszyscy byli przed salą operacyjną. Niektóre osoby cicho rozmawiały, inne siedziały w milczeniu. Atmosfera była ciężka, a chłód otaczał ich z każdej strony. Wszyscy byli zmartwieni i smutni. River przyjmowała słowa pocieszenia i próbowała wydusić z siebie słowa wdzięczności. Przychodziło jej to z wielką trudnością. Bolało ją ramię od wszystkich tych razy, kiedy przychodził współpracownik Logana i pocieszycielsko poklepywał ją po plecach. Wielu z nich było w mundurach, więc musieli przyjechać tu zaraz po służbie. Nie wiedziała czy to ich zwyczaj czy tak bardzo szanowali i lubili Logana.
Ale byli tu. Tak samo jak cała reszta. I oni wszyscy czekali na jakieś informację. Bycie w niewiedzy było gorsze niż słowa układające się w bolesny wyrok. Póki nie usłyszy się złych wieści można żyć w nadziei. Potem ona znika i nie ma czego się trzymać. River przeniosła wzrok na swoje dłonie w których ściskała kubek z zimną już herbatą. Nie upiła ani łyka. Mogła wyrzucić kubek z herbatą, ale trzymając ją, mogła ominąć uścisków dłoni. Nie chciała rozmawiać z ludźmi i słuchać ich słów. Każdy mówił to samo. Że Logan jest dzielny i da radę. Że będzie dobrze. Że świetnie się z nim pracuje.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Jej przyjaciele siedzieli po przeciwnej stronie korytarza i cicho coś do siebie szeptali. Russell siedział przy jej boku, ale nie odezwał się słowem od ponad godziny. Ray był po jej drugiej stronie i również milczał. Odzywał się tylko wtedy, gdy pojawiał się kolejny współpracownik Logana i chciał wyrazić swój żal. Isaak wciąż stał pod samymi drzwiami i nikogo do nich nie dopuszczał. Vincent spacerował wzdłuż korytarza i wybijał nerwowy rytm. Ellie próbowała go jakoś uspokoić, ale w końcu zrezygnowała i usiadła na jednym z krzesełek. Koledzy Logana głównie stali przy ścianach i posyłali River pełne współczucia spojrzenia. Partner Logana był roztrzęsiony i mamrotał coś pod nosem. Nie zapytała co się wydarzyło. Nie chciała wiedzieć.
Zacisnęła jeszcze mocniej dłonie na kubku i westchnęła ciężko. Czekanie było koszmarne. Ta niewiedza. Ten tykający zegar. Te współczujące spojrzenia. Tak jakby Logana już tu nie było. Jakby została osierocona. Porzucona. Zostawiona.
A przecież on wciąż żył.
— Jesteś córką Logana, prawda? — poderwała głowę do góry i spojrzała na twarz, która miała ten wyraz to dwadzieścia pozostałych. Skinęła delikatnie głową. — Współczuję tego co się stało. Twój tata jest świetnym policjantem, jednym z najlepszych moich ludzi.
Wtedy dziewczyna zrozumiała, że nie rozmawia z kolejnym współpracownikiem, a z przełożonym swojego ojca. Była tego pewna, gdy dostrzegła jego ubiór. Był mężczyzną po pięćdziesiątce. Miał kilka zmarszczek i ogromne zakola. Dla niego też była porzuconym szczeniakiem. Tak jakby Logan już nie żył.
— Dziękuję — wyszeptała.
— Na pewno będzie wszystko dobrze, to świetny szpital.
Dziewczyna pokiwała delikatnie głową, bo nie wiedziała co innego powinna zrobić. Zastanawiała się, dlaczego i tym razem Ray nie przejął rozmówcy. Kątem oka zauważyła, że nie siedzi obok niej. Nawet nie zauważyła, gdy wstał i gdzieś poszedł.
— Nie zawahaj się poprosić o pomoc, gdybyś czegoś potrzebowała — mężczyzna powiedział. — Dbamy o swoich.
River nie rozumiała, dlaczego tak bardzo bolą ją te słowa.
W gruncie rzeczy były dobre. Okazywały wsparcie i zrozumienie. A jednak tak bardzo ją drażniły, że jeszcze mocniej zacisnęła dłonie na papierowym kubeczku. Ignorowała fakt, że w każdej chwili może się rozlecieć, a herbata zaplami podłogę.
CZYTASZ
Czterech Ojców River Conway | TOM III ✓
Teen FictionRiver Conway staje przed trudnym wyborem. Próbuje zerwać z przeszłością, ale ta kurczowo się jej trzyma. Przeszłość złapała ją z gardło i zabiera każdy spokojny oddech. Czuje jej obrzydliwy oddech na swoich plecach. Dodatkowo dochodzą wyrzuty sumien...