Rozdział 14

6.8K 867 178
                                    

Całe zmęczenie opuściło jej ciało i zostało zastąpione przez panikę.

Vincent powinien jej powiedzieć coś więcej, chociaż nakreślić sytuację. A może po prostu jej wyobraźnia działa na wysokich obrotach i płata jej figle? Może nic się nie stało. Może Vincent po prostu zrobił obiad i wszyscy czekają aż River wróci do domu, żeby mogli zjeść wspólnie. Możliwości było nieskończenie wiele, ale każda kolejna była bardziej absurdalna od poprzedniej.

Biegła w kierunku mieszkania i rozważała kolejne możliwości. Całkowicie wyrzuciła ze swojej głowy Russella i Northa. Nie przejmowała się tym co dziś zobaczyła i starała się jak najszybciej dotrzeć do domu.

Jednocześnie nie chciała zbliżać się do tego miejsca.

Bo, jeśli stało się coś strasznego to dowie się o tym właśnie tam. W miejscu, które jest dla niej bezpieczną przystanią. Kilkoma ścianami, które są naczyniem wypełnionym dobrymi wspomnieniami, bezpieczeństwem i miłością. Jeśli miała dowiedzieć się o czymś złym to wolała usłyszeć o tym w innym miejscu. W parku, na ulicy. Gdziekolwiek. Ale nie w domu, do którego wracała za każdym razem, gdy czuła się źle.

Z tą myślą zatrzymała się przed wejściem do budynku. Drogę pokonała w kilka minut, co było jakimś nowym rekordem. Biegła jak szalona i pewnie tak też wyglądała dla przechodniów. Nie mogła się zatrzymać. Musiała dogonić wszystkie swoje myśli.

— River?

Usłyszała głos po swojej prawej stronie. Znała go. Znała go bardzo dobrze. Odwróciła się w stronę, z której dochodził dźwięk.

— Ray? — wydusiła z wyczuwalną ulgą.

— Czemu tu stoisz? — zapytał powoli. Nastolatka szybko przeskanowała jego ciało, by sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Stał o własnych siłach, nie miał żadnych złamań ani zranień. Wyglądał tak jak zawsze. Miał na sobie vansy, luźne dżinsy i czarną bluzę, która z całą pewnością należała do Isaaka. Wyglądał całkowicie normalnie. Na jego twarzy również nie było żadnego znaku zranienia.

Więc to nie o niego chodziło.

Ray był cały i zdrowy.

— Vincent kazał mi wrócić do domu — odpowiedziała i czuła jak jej oddech powoli się uspokaja. Wciąż piekły ją płuca i bardzo bolały mięśnie nóg, ale ignorowała ten ból.

— Dlaczego?

— Nie wiem — wzruszyła ramionami.

Niewiedza Raya trochę ją uspokoiła. Przecież gdyby stało się coś poważnego, to Vincent najpierw zadzwoniłby do Raya, prawda? Przed nią mógł milczeć z różnych powodów. Ale nie przed Rayem. Ta czwórka przecież mówiła sobie wszystko.

Wtedy do jej głowy wpadła myśl. Dzisiaj Ray miał być w pracy do późna.

— Co ty tu robisz? — zapytała nagle.

— Vincent kazał mi wrócić do domu.

Wtedy niewiedza Raya ją zaniepokoiła.

Co takiego się wydarzyło, że nawet on nie został poinformowany o tym co się wydarzyło? Gdyby chodziło o obiad na pewno Vincent by nie kazał mu wracać w połowie jego zmiany.

Stali przez chwilę w milczeniu i wpatrywali się w drzwi wejściowe. Nastolatka miała przeczucie, że Ray nie chce wejść z tego samego powodu co ona. Bo, jeśli wydarzyło się coś złego to dowie się o tym w swoim bezpiecznym miejscu i w pewien sposób je naruszy. Ale nie mogli stać tak w nieskończoność. Już dawno powinni być na górze i dowiedzieć się o co chodzi. Znowu musieli pomyśleć o tym samym, bo ich nogi wykonały ruch w tym samym czasie. Weszli do budynku, a potem udali się w kierunku wind. Jechali w ciszy i w ciszy z niej wysiedli. Nie wiedzieli do którego mieszkania powinni pójść, więc skierowali się do tego, które należało do Ellie i Vincenta.

Czterech Ojców River Conway | TOM III ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz