Rozdział 32

99 5 0
                                    

Rozdział po czwartej korekcie(1)/poprawiony

     Wstałam zdecydowanie wcześniej niż zwykle. Oczywiście nie bez powodu. Wiedziałam, że Colin nadal będzie mnie niańczył, ale tego dnia chciałam tej nadopiekuńczości uniknąć. Lea jeszcze nie wróciła z porannego treningu, więc miałam szansę wyjść z pokoju, zanim ktokolwiek się w nim zjawi, aby znowu mnie odprowadzać. Wrzuciłam potrzebne rzeczy do czarnego plecaka, po czym zarzuciłam go na plecy i chwyciłam za kule. Wyszłam na korytarz i po raz pierwszy użyłam dorobionego klucza. Gdy przekręcałam go w kłódce, zerknęłam na breloczek, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Kto by się spodziewał, że będę musiała wyjechać do całkowicie innego świata, żeby wreszcie nazwać jakąś osobę przyjacielem.

     Dotarłam na dziedziniec szybciej, niż sądziłam. Do siódmej brakowało trzydziestu minut. Przemieszczanie się z pomocą dwóch kijów szło mi coraz lepiej, ale inne czynności, jak siadanie na schodach, były praktycznie niemożliwe. Nie zamierzałam ponownie rozerwać sobie szwów, dlatego nie ryzykowałam i wolałam sobie tę chwilę postać. Po kwadransie uchyliły się za mną wrota centralne.

     – Cwaniara – usłyszałam za sobą głos Colina. – Cały czas chcesz mnie unikać?

     – W końcu muszę się usamodzielnić. – Odwróciłam głowę ku niemu.

     – Ale to nie ten moment – zaśmiał się.

     – Nie możesz wiecznie traktować mnie jak dziecko.

     – Tak się składa, że trafiłaś do podstawówki, więc... – zażartował.

     – Dobra, w takim razie dlaczego tak naprawdę robisz za niańkę?

     – Po pierwsze aktualnie jesteś poszkodowana. Po drugie ktoś może cię śledzić i czekać na właściwy moment, aby zaatakować, w końcu nadal nie wiemy, kim jest M. Po trzecie i w sumie najważniejsze - masz bardzo głupie pomysły.

     – Naprawdę dziękuję za troskę, ale chyba już się trochę ogarnęłam. Nie musisz mnie odwozić.

     – Dopóki nie będziesz w pełni sprawna, nie ma takiej opcji.

     Zadałam sobie w myślach pytanie, za jaki czas to się stanie. Rana ładnie się goiła, więc pocieszyłam się, że za niedługo.

     Colin odprowadził mnie pod same drzwi szkoły, tak jak obiecał, a sama po chwili znalazłam się w swojej klasie. Kolejny raz przywitała mnie pustka po mojej części sali. Postanowiłam z tego skorzystać i podejść do bariery. Tak jak poprzedniego dnia spokój ogarniał dzieci. Nie potrafiłam się przyzwyczaić do takiego widoku. Przyjrzałam się wielu z nich bardziej dokładnie. Odnosiłam wrażenie, że powstrzymują swoje tiki i inne nerwowe zachowania. Chociażby jedna z dziewczynek delikatnie dygotała, z kolei chłopiec tuż obok dziwnie trząsł momentami głową.

     Rozejrzałam się za ognistowłosym. Stał niedaleko drzwi. Stwierdziłam, że pomacham w jego kierunku, a czemu nie? Na jego twarzy wymalowało się zdziwienie. Podszedł do bezbarwnej ściany i położył na niej zadrapaną dłoń. Zrobiłam to samo. Wtedy podarował mi swój delikatny uśmiech, a w jego oczach mogłam wyczytać, że cierpi. Powoli jego towarzystwo przestawało kontrolować swoje zachowania i powracało wcześniejsze zamieszanie.

     Nauczycielka nadal się nie zjawiła, ale była to kwestia kilku minut, dlatego spokojnie oddaliłam się od ognistowłosego i usiadłam w swojej ławce. Cały czas zerkałam na dzieci. Czy to możliwe, że przez te kilka sekund starały się panować nad sobą dla mnie? Pewnie nikt wcześniej nie próbował ich zrozumieć i wejść do ich części klasy. Osamotnione, zamknięte z niewiadomych mi przyczyn. Pozostało mi jedynie się domyślać. Jakie kryły się za nimi historie? Pragnęłam poznać je wszystkie i pomóc im na tyle, ile jestem w stanie.

Wilczyca z przypadku || NISIA ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz