Rozdział 3

454 27 4
                                    

Rozdział po czwartej korekcie/poprawiony

     – Auć... – Lea skrzywiła się na widok zwiędniętych kwiatów. – Twoja wilczyca nie ma się dobrze.

     – Co proszę? – Nie mogłam rozgryźć tego, co mi powiedziała.

     – Twoja wilczyca jest w stanie krytycznym – dziewczyna powtórzyła.

     – Nie mam żadnej wilczycy. Jedyne zwierzę, jakie mam, to Rubiego. – Wskazałam na klatkę, którą trzymałam w drugiej ręce.

     Lea podeszła do mnie i przybliżyła się do króliczego domku. Sprawdziła, co się w nim ukrywało. Jej oczy zabłysły. Zaczęła się oblizywać!

     – Na obiad? Czy na kolację zostawiłaś? – Po chwili spojrzała się na mnie. Byłam w szoku.

     – To jest mój przyjaciel, a nie jedzenie! – wrzasnęłam.

     – Od kiedy wilki przyjaźnią się ze swoim daniem głównym? – zaśmiała się.

     – Możesz nie mówić o tych bezlitosnych zwierzętach? – syknęłam ze złością.

     Od chwili, kiedy znalazłam się w tamtym zamku, cały czas słyszałam o wilkach.

     – Nazywasz siebie bezlitosną? – wybuchnęła śmiechem.

     – A co ja, wilk? Nie rozróżniasz ludzi od zwierząt? – Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że ta dziewczyna była stuknięta.

     – Śmieszna jesteś. A już się obawiałam, że będę miała nudną współlokatorkę. – Próbując pohamować śmiech, otworzyła drzwi. – A teraz chodź. Oprowadzę cię.

     Na samo wspomnienie ciemnego korytarza przeszły mnie ciarki, ale posłusznie podążyłam za Leą. Szłyśmy w ciszy. Jakbyśmy obie czekały, aż któraś z nas się odezwie. Postanowiłam, że rozkręcę rozmowę, wracając do tematu zwiędniętych roślin w pokoju. Zastanawiałam się, jakich środków chemicznych użyli, aby pojawił się taki efekt.

     – Macie dobrych chemików – zaczęłam.

     – Chemików? – Odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco. – My mamy magików, kochana. W poprzedniej szkole nie mieliście nauczycieli od magii?

     Zdałam sobie sprawę, że był to głupi pomysł, aby w ogóle o czymkolwiek z nią rozmawiać.

     – My mamy chemików.

     I znowu nastała cisza. Jedynie roznosiło się echo naszych kroków.

     – Szybko minęły wakacje, co? – Tym razem odezwała się Lea.

     Zdziwiło mnie to pytanie. Przecież minął już prawie cały pierwszy semestr szkolny i jakakolwiek przerwa od nauki była dopiero przed nami.

     – Yy... – myślałam nad odpowiedzią. – Nie miałam wakacji?

     – Jak to? To do jakiej ty szkoły chodziłaś? Ani wakacji nie masz, ani magików.

     – A możesz przestać sobie żartować? – wkurzyłam się, że cały czas mówiła o jakichś fantastycznych rzeczach.

     – Nie żartuję? Skąd ty się urwałaś, dziewczyno? – spoważniała.

     – Z Kanady? – odparłam. – Chodziłam do jednego z najlepszych liceów w Ontario.

     – Gdzie jest Kanada? Czy to inny wymiar?

     – Przestańcie wszyscy robić ze mnie durnia! Kierowca też gadał o wymiarach! Może ktoś mi wreszcie wytłumaczyć, o co tu chodzi? – wrzasnęłam, a echo poniosło się korytarzem.

Wilczyca z przypadku || NISIA ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz