Leżał na ziemi, na plecach, nie mając nawet siły aby ruszyć małym palcem ręki. Każdy oddech bolał, płuca paliły jakby miał w nich ogień, a chociaż dyszał czuł jak się dusi. Toboł we własnej krwi zalewającej go od środka, a może z żalu i strachu? Nie wiedział co go boli bardziej dusza, serce czy ciało. Zawiódł wszystkich, zawsze zawodził. Rodziców, mimo, że zdołał ocalić resztek rodziny, brata, którego skazał na wygnanie. Siostrę bo złamał jej serce o wiele razy za dużo.
Kaszlnął i niemal zawył z bólu, który przebił jego ciało gorzej niż bat dyscyplinujący. Bolało bardziej od ran zadanych prze miecze wrogów.- Przepraszam, bogowie... nigdy nie powinni byli... pozwolić... abym się... na-rodził...
Wystękał zamykając oczy i tracąc przytomność nim jednak odpłynął mógłby przysiąc, że coś widział ciemny kształt pochylajacy się nad nim. Zalały go wspomnienia, wspomnienia pełne krwi, walki i szalwńczego pościgu.
>>Wspomnienia<<
- Proponuję polecieć nad bagnami. Zostawimy łodzie. Nie mamu wyboru, jeśli wrócimy stracimy resztki honoru. Nawet dla cienie nie będzie litości, Przywódco Nie. - Mówił młody Jiang i zacisnął zęby kiedy medyk przypadkiem mocniej nacisnął na jedną z wielu ran pokrywających jego ciało.
- To jedyny spsposób abyśmy przeżyli.- Zakończył swój monolog. Po kilku pełnych napięcia chwilach głos zabrał ubrany w przybrudzone, białe szaty mężczyzna o łagodnych złotych oczach.
- Młody Przywódco Jiang, czy jesteś pewny? Bagnami mogą nie mieć końca, a jeśli wierzyć legendom...
Mówił, ale fioletowo odziany młodzieniec przerwał.
- Nie pora na wierzenie w bajki! Tajemnicza kraina nawiedzana przez demony, może równiedovrze być wymysłem pijanych rybaków i poławiaczy krabów! - Huknął uderzając pięścią w stół.- Może za bagnami coś jest, a może nie, nie wiemy tego, ale to nie zmienia faktu, musimy przelecieć nad tą przeklentą przed bogów, zbieraniną ciemnych potworów.
- Ta wyprawa to miska robaków w ryżu, samobójstwo bez możliwości ucieczki. - Wyszeptał blady jak papier Meng Yao ściskając pobielałymi dłońmi swoje brudne i podarte szaty. Oddychał z trudem ledwo panując nad drżeniem całego ciała. Kulił się.
- Wojownicy i uczniowie Sekty Nie, nie uciekają z pola walki!
Zaprotestował Minguye również uderzając w ciemny blat.Medycy milczeli opateując przywódców, słuchając ze strachem ich dyskusji. Z tego co zrozumieli już nigdy nie wrócą w chwale do domu, nigdy nie ujrzą swoich rodzin.
- Jesteś tego pewien młody Paniczu?
Spytał nadal niezdrowo nlady Lan Huan, jego młodszy brat był z uczniami na pokładzie łodzi Gusu Lan.
- Tak, przywódco Lan...
Jiang nie zdołał rozwinąć swojej wypowiedzi, kiedy coś niespodziewanie z dużą siłą uderzyło w bok statku. Na chwilę zapanowała pełna napięcia cisza, ale potem wybuchło pandemonium. Słyszeli ręki Wodnych Ghuli i kr,yki uczniów. Świst strzał i uderzenia mieczy. Medycy skulili się w kącie pomieszczenia.
- J-Ja to możliwe, przecież się oddaliliśmy!!!
Zawołał jeden z nich dobywając miecza i trzymając go przed sobą, w pobladłych, drżących dłoniach. Przywódcy nie odpowiedzieli dobywając własnej broni. Szabli mie zy, łuku, guqinu. W przypadku Chenga był to miecz, a wokół pierścienia na palcu zabłysły fioletowe wyładowania.
Gnali na główny pokład niemal potykając się i tratując. Wpadli prosto w piekło. Deski były śliskie od morskiej wody i krwi. Biegnący z przodu Mingjue mało nie upadł kiedy jeden z uczniów Sekty YunmengJiang runął mu pod nogi. Raniony szponami potwora w gardło. Sam Ghul upadł także uderzony w plecy przez przyjaciela. Krzyk wypełniał powietrze, mieszał się z uderzeniami guqinów. Inne łodzie także zostały zaatakowane. Xichen skoczył do brata, który znajdował się przed uczniami swojej Sekty. Mingjue niemal skoczył wpław do członków QingheNie broniących się ostatkiem sił. Do swojego młodszego brata otoczonego ochronnym kręgiem, w którym prześwitywały dziury z powodu braku żywych.
Jiang Cheng stał przez kilka chwil patrząc na bezsensowną walkę, na przegraną sprawę.
- Na miecze, na miecze!
Zawołał uderzając batem w nacierające trupy.>> Koniec fragmentu wspoemnienia<<
Stęknął niemal bezgłośnie kiedy do jego świadomości przebił się ból i wyczerpanie. Czuł wszystkie kanały, którymi płynęła energia z rdzenia. Kiedy otworzył oczy niemal natychmiast musiał je zamknąć. Nie wiedział czy to sen, czy jawa. Poczuł jak dopada go gorączka. Dostrzegł and sobą jakiś cień.
- Siostro...
Wystękał po czym znowu odpłynął w niebyt. Nie wiedział, kto się nad nim pochylał, kto go uratował.
~ A może już umarłem?
Brzmiała jego ostatnia przytomna myśl, przed ponownym znaurzeniem się w labirytn wspomnień, snów i koszmarów.* * *
Jin Giuangshan uśmiechnął się podstępnie patrząc na zebranych ludzi.
- To odróżnia doświadczenie i wiek od młodzieńczej głupoty. - Powiedział i wydał rozkaz. - Na ziemię Sekt Gusu, Nie i Yunmeng! Zajmijmy należne nam miejsce na szczycie!
Uczniowie zakrzyknęli podnosząc pięści do góry. Głupi przywódcy zostawili swoje tereny bezbronne. Sekta Piwoni zawsze chciała aby ją podziwnano, ich nie Wenów. To LanlingJin powinno być na szczycie.Przerażona kobieta o dziecięcej, pięknej twarzy patrzyła przerażona trzymana przez strażników. Patrzyła jak jej teść idzie zniszczyć wszystko. Wiedziała, że wyprawa na Bagna to śmierć, ale nie miała jak ich od tego odwieść.
- Nie...
Szepnęła, za sobą słyszała płacz synka. Jej mąż był na polowaniu, na Żywe Trupy. Nie mógł jej pomóc, kiedy obżydliwa dłoń Przywódcy spoczęła na policzku Yanli. Wojna znowu miała pochłonąć świat kultywacji.
CZYTASZ
Sekta za mgłą {MDZS}
फैनफिक्शनZdradzony i opuszczony przez wszystkich Wei Wuxien postanawia odejść. Odchodzi z kraju, gdzie rządzą sekty, paląc za sobą wszelkie mosty. Zabrał ze sobą jedynie swego przybranego syna i oddanego żywego trupa i jego siostrę medyczkę. Co spotka ich p...