Lan Huan nie wiedział co czuł i dlaczego. Dziwne uczucie podobne do wściekłości pożerało jego wnętrzności. Nie rozumiał czemu czuł to na myśl o Jiang Chengu i Nie Huaisangu. Czemu chciał ich udusić, a jednocześnie... nie, nie śmiał tego wypowiedzieć nawet w myślach. Nie był takim mężczyzną, który myśli o tym, tak swobodnie.
Odziany w białe szaty brunet odetchnął i stanął, spojrzał w niebo. W Przystani Lotosów było ono inne, mniej zimne niż w jego Sekcie. Głowa Klanu i Sekty, nie wiedziała, czemu nagle nie umie myśleć tak spokojnie o powrocie do domu.
- Co się zemną dzieje? Czy zachorowałem?
Spytał cicho pod nosem i obejrzał się. Niskie budynki, chaty rybackie i inne. Piękne i spokojne. Zalane żółtym światłem latarni. Spojrzał na molo i wodę. Widział odbijające się w jej tafli światła i srebrną tarczę księżyca w pełni. Mężczyzna przymknął powieki i wciągnął przez nos chłodne, nocne powietrze.
Wolnym krokiem wrócił do domu Jiang Chenga. Jako głowa sekty dostał jeden z pokoi w Głównym Domu.
Następnego dnia Xichen musiał zaciskać niezwykle mocno pięści widząc jak blisko siebie siedzą Nie Huaisang i Jiang Wanyin. Chodzili razem , doglądali trenujących uczniów i rozmawiali o nadal trwających przygotowaniach przeciwko Bagnom. W myślach odtwarzał cały czas melodie Ukojenia Duszy, ale niespodziewanie znowu to zobaczył. Jego umysł pokazał mu widok jaki zastał po wtargnięciu do Sali, po tym jak usłyszał dziwne jęki.
Pamiętał jak zobaczył leżącego na plecach Chenga z rozłożonymi nogami, pomiędzy którymi, pochylał się młodszy z braci Nie. Wyglądało to jednocześnie niesmacznie, gdyż jak dwóch mężczyzn mogłoby tak robić, a jednocześnie ku zgrozie Xichena, było to dla niego niezwykłe, ten widok rozbudzał go.
Odepchnął Nie Huaisanga, ale nie użył do tego zbyt wielkiej siły, chociaż mógł i chciał.Dziwne prawie oświecenie dotarło do niego, kiedy wszedł przypadkiem do lasu. Był on oczyszczony, przez co niezwykle spokojny. Młode drzewa wyciągały gałęzie jak najbardziej w stronę słońca, a trawa sprężyście uginała się pod jego stopami. Szedł skryty w cieniu i w tedy to usłyszał.
- A-Aaach, tak ... mmach! Nie gryź!
Zamarł zszokowany poznając ów głos, należał bowiem do samego Jinag Chenga, dziwnie drżący, błagający, proszący i nieco ponaglający.
Lan nie myśląc wiele przyśpieszył kroku, przedzierając się przez nisko rosnące gałęzie. Tym sposobem dotarł na niewielką polankę. Była piękna, nie za duża, nie za mała. Jednak to nie, sama polana sprawiła, że Lan Xichen stanął w szoku, z na wpół otwartymi ustami, niczym do krzyku.
To co zobaczył było przerażające, niemoralne, nierzeczywiste i niemoralne. To co Lan zobaczył, sprawiło, ze jego poukładany świat runął.
Bowiem o jedno z otaczających rajską małą polankę, opierał się ubrany w fioletowe szaty mężczyzna. Zawsze ciasno związany kok był, teraz był zniszczony, poluźniony, spod opaski i spinek pouciekało wiele kosmyków ciemnych włosów, ozdoba była przekrzywiona tak jak resztki koku.
- To nie...
Wyjąkał Lan Huan. Chciał odwrócić wzrok, nie widzieć tych rumieńców, błyszczącej spoconej skóry. Nerwowo ruszającego się jabłka Adama, na zaczerwienione rozchylone usta. Kiedy mężczyzna otworzył oczy, ukryty w krzakach kultywujący zobaczył ogromne ilości łez na policzkach, łez nie bólu, a rozkoszy.
Fioletowe szaty wierzchnie, były zsunięte do połowy ramion, które właściciel trzymał na głowie kogoś między swoimi udami. Wewnętrzna szata, również została rozchełstana ukazując blady, umięśniony brzuch właściciela.
Lan Xichen przełknął ślinę i oblizał wargi, nie wiedział czemu tak nagle zaschło mu strasznie w gardle.
W stojącym, jęczącym mężczyźnie, odzianym w fioletowe barwy, rozpoznał Młodego Przywódcę Przystani Lotosów - Jiang Changa.
- Ach ... tak dziwnie ... tak ... mmach ... Huaisaaaa ... ng!!
Krzyknął zginając się gwałtownie w pół, otaczając głowę kogoś przy swoim kroczu. Huan słyszał jak ten gwałtownie oddycha, tak samo wyraźnie słyszał odgłos przenikania. Niespodziewanie do jego świadomości dotarło czyje imię krzyczał ogarnięty euforią mężczyzna. Po dłuższej chwili Wanyin osunął się na ziemię, puszczając kochanka, który miał zielono szare, modne szaty.
-Duże tego.
Powiedział brat przywódcy Nie, który otarł wargi i uśmiechnął się.
- Chyba pora na ciąg dalszy.
Powiedział, drżący na całym ciele Cheng odetchnął i skinął głową. Oparł dłonie o ramiona Nie Huaisanga i skinął głową. Lan Huan zobaczył jedynie powolny ruch ręki młodszego Nie, która zniknęła pod szatą drugiego mężczyzny.
- Agh, nie ... za sucho ... ngh!!!
Stęknął i zatrząsł się wijąc mocno. Po policzkach spływały łzy.
- Wybacz, nie oślinię wachlarza. Zaraz powinno być lepiej.
Powiedział Nie Huaisang liżąc jego wargi. To właśnie w tym momencie Lan Huan szybko się wycofał. Jego umysł był w ruinie, tak samo dotychczas poukładany świat.
Cdn.
Wybaczcie, za to długie czekanie, powracam i proszę o komentarze.
CZYTASZ
Sekta za mgłą {MDZS}
FanficZdradzony i opuszczony przez wszystkich Wei Wuxien postanawia odejść. Odchodzi z kraju, gdzie rządzą sekty, paląc za sobą wszelkie mosty. Zabrał ze sobą jedynie swego przybranego syna i oddanego żywego trupa i jego siostrę medyczkę. Co spotka ich p...