Jin Ling stęknął i zamajtał bezradnie nogami, które wraz z kształtnym tyłkiem znajdowały się nad jego głową, zamiast na ziemi. On sam opierał się o swój kark, który z kolei leżał na twardej i zimnej ziemi. No nosa wdzierał się nieprzyjemny zapach, a raczej smród zgnilizny, ziemi i bagien.
- Auć, co się stało do stu gromów.
Usłyszał niedaleko siebie znajomy, nieznośny głos. W jednej chwili jego twarz przybrała kolor tak wściekle czerwony, iż stało się niemożliwością dostrzeżenie cynoborowego znaku, zdobiącego jego szlachetne czoło.
- Ty, znaczy wy ... Lanowie!!! - Krzyknął w jednej chwili robiąc fikołka w powietrz, lądując na kilka sekund w wodzie i miękkim dnie, na ugiętych nogach. Równocześnie wskazywał palcem na dwójkę nastolatków, jego równolatków, którzy tak jak i on znajdowali się w żałosnym położeniu. Po kilku sekundach stracił równowagę i wylądował tyłkiem w mulistym dnie, woda wyprysła w górę i zalała jego purpurową już z wściekłości twarz. Przypominał wyjątkowo zdenerwowaną pannę.
- To twoja wina, gdybyś się zatrzymał tak jak kazali senior Lan i Wei to nie znajdowalibyśmy się w tym miejscu!
Odkrzyknął mu jeden z chłopaków, który leżał plackiem na wielkim, oślizgłym czarnym głazie. Był cały przemoczony, a niegdyś białe niczym śnieg szaty, były obecnie brudne od śluzu i błota.
- Miałem już wykończyć tego okrutnego ducha!
Wykrzyczał Jin z trudem wstając i próbując doprowadzić do porządku swoją żółtą szatę szatę. Żyłka wściekłości pulsowała intensywnie na skroni, upodabniając go tym do Jiang Chenga, jego wuja.
- Powinieneś słuchać seriorów, to wszystko twoja wina, tak samo twoją winą było ożywienie posągu tańczącej bogini!
Odkrzyknął zdenerwowany, Lan Jingyi wymachując iście nie po Lanowsku, rękoma na wszystkie strony, przez co szerokie rękawy jego szat łopotały niczym flagi, do przywoływania duchów. Przez co brud znajdujący się na nich rozpryskiwał się na wszystkie strony.
Bluzgał przy tym niezwykle kulturalnie w stronę młodzieńca przed sobą. Obaj mieli się już na siebie rzucić aby rozwiązać konflikt za pomocą rękoczynów, jednakże zostali rozdzieleni przez szlamowatego potwora, który niespodziewanie wyrusł z mulistej wody tuż przed nimi. Obaj młodzieńcy zamarli w połowie biegu.
Monstrum , zagulgotało, zabulgotało i rozpostarło ręce aby rozdzielić nastolatków.Jin Ling zapiszczał niczym panna, która zobaczyła mysz i odskoczył do tyłu, ponownie tracąc równowagę i lądując w przybrzeżnej trawie z mokrym plkaśnięciem.
- Kyahaaa!
Zapiszczał i z trudem dobył miecza zaczynając nim siec na oślep. Jingyi jedynie stał sparaliżowany, a jego twarz była wykrzywiona w grymasie zgrozy, prawa ręka bezradnie szukała rękojeści miecza. Jednocześnie cofał się nieporadnie i pośpiesznie, przez co także wylądował w mętnej wodzie, wśród morskiej, wysokiej, ciemnej trawy.
Bestia stało w miejscu, a masy błota spłynęły w dół odsłaniając ciemne włosy, brudną opaskę z ledwo widocznym motywem chmur oraz niegdyś białą szatę.
- Pfe, pfe ... przestańcie ... pfe! się kłucić!
Wyparskał młodzieniec, bezskutecznie próbując wypluć mokry piach i pozbyć się brązowawych źdźbeł trawy. Obaj jego przyjaciele zamarli na kilka sekund. Jin Ling powoli zamknął usta i nadął rumiane ze wstydu policzki. Po chwili wybuchł, krzycząc przeraźliwie.
- Ty, ty, ty podły, podstępny draniu! Jak mogłeś tak niespodziewanie wyskoczyć! Podobno ludzie z waszej sekty tak nie robią! Lanowie, Lanowie! Niech mój wuj tylko się o tym dowie!!! Pożałujecie!!!
Jingyi miał już ponownie wybuchnąć na aroganckiego młodzieńca i go uciszyć, gdy niespodziewanie za plecami Jina odezwał się dziecięcy głosik. Przerażony Ling podskoczył i wylądował w ramionach Sizhuiego, na którego przed chwilą krzyczał za wystraszenie go. Rówieśnik trzymał go dłuższą chwilę na rękach, aby po chwili puścić go wprost w mulistą wodę.
- Przepraszam panienko, czemu tak strasznie krzyczysz?
Na brzegu stał niski młodzieniec, niewiele wyższy od Jingyiego*, chociaż mogło się tak wydawać, przez to, że na stopach miał tradycyjne, drewniane buty na podwyższeniu. Przybrany syn Lan Wangjiego zadrżał widząc jego nogi. Szara skóra, naciągniętą na kostki. Wydawała się niezwykle cienka i delikatna, niczym skrzydło motyla. Ścięgna drgnęły napinając cienka powłokę i powodując dreszcze na plecach kultywujących, kiedy obcy pochylił się nad nimi, a wyciągnięte sztywne ramiona, przybliżyły się w ich stronę.
Nieznajomy miał na sobie czerwoną szatę, podobną do kombinezonu którego górna połowa przylegała ciasno do ramion, i torsu. Na przedłużonym przodzie wyhaftowano kilka bambusów oraz głową pandy. Krawędzie stroju były poszarpane, w kilku miejscach dało się zobaczyć ślady osmalenia. Jin dostrzegł, dziury jak po cięciach miecza lub trafieniach przez strzały.
W poszarzałych, drobnych dłoniach ściskał ciemny kij, na którego dalszym końcu był zawieszony biały lampion, emanujący blado niebieskim światłem. Na głowie miał tradycyjną okrągłą czapkę, do której nad czołem, ktoś przyczepił żółtą kartkę, przypominającą talizman.
- Pytałem czemu panienka tak krzyczy? Czy ci dwaj obwiesie zaciągnęli cię nad Trupie Jezioro i chcieli upokorzyć? Jeśli tak nauczę ich szacunku.
Spytał ponownie blady chłopak, a przy każdym słowie, karteczka przyczepiona do czapki podrywała się ukazując na parę, krótkich sekund jego twarz. Szara skóra, zapadnięte policzki, tak samo oczy. Głęboko osadzone w ostro zarysowanych oczodołach. Jin był zbyt zajęty patrzeniem, na wzory, namalowane na kartce, aby się oburzyć o nazwanie go panienką.
Symbole, które widniały na ozdobie były bowiem zaklęciem. Bardzo silne zaklęcie, wiążące demony.- J-Jiangshi.
Wyjąkali młodzieńcy. Obcy zdzwiony drgnął podskakując lekko, a czapka przechyliła się na bok sprawiając, że wyglądał upiornie i uroczo.
- Hum? Tak jestem Jiangshi, a wy demonami z bagien, nawiedzającymi pola uprawne, Upiornego ryżu i straszącego biedne panienki duchy.
Odparł i machnął kijem, a lampion na jego czubku zakołysał się. Jin nabrał powietrza w płuca, poczerwieniał tak, że nie dało się odróżnić cynoborowego znaku na jego czole i wybuchł płosząc duchy zwierząt.
- KOGO NAZYWASZ PANIENKĄ, TY SKACZĄCA SZTYWNA POKRAKO?!
*(przyp. Ling - 172 cm., Sizhui - 172 cm., Jingyi - 168 cm,.)
**(Skaczący wampir występujący w Chinach. Żywi się energią i krwią. Jest tak sztywny, że porusza się jedynie skacząc, a ramiona trzyma z przodu, dla zachowania równowagi.
CZYTASZ
Sekta za mgłą {MDZS}
Fiksi PenggemarZdradzony i opuszczony przez wszystkich Wei Wuxien postanawia odejść. Odchodzi z kraju, gdzie rządzą sekty, paląc za sobą wszelkie mosty. Zabrał ze sobą jedynie swego przybranego syna i oddanego żywego trupa i jego siostrę medyczkę. Co spotka ich p...