Rozdział 13 - Nie jestem już Lan 3/6

120 20 7
                                    

*Jestem za miła dla was, dwa rozdziały w jeden dzionek, za to długie komentarze proszę bo skończymy maraton, polecam mega muzyczkę w tle.

Maraton cz.2

Siedział w i starał się nie drżeć z zimna, musiał wygoić rany i pomedytować. Musiał odzyskać spokój. Nie wiedział ile czasu przebywał w Zimnym Źródle lecząc rany po bacie dyscyplinarnym. Plecy potwornie bolały przez cały czas, ledwo udało mu się uzyskać zgodę na opuszczenie zajęć i kurowanie się tutaj, w wyższych partiach gór, jego brat nie odwiedził go ani razu, jedynie wysyłał jakiegoś służącego aby przyniósł mu jedzenie pod wejście do jaskiń.
Echo spadających z góry kropel wody było jedynym odgłosem zakłócającym ciszę w jaskini, do czasu. Shui bardziej wyczuł niźli usłyszał ruch. Błyskawicznie dobył miecza niemal odcinając sięgającą w jego stronę dłoń. Za nim stał... tajemniczy nieznajomy, który zabrał mu opaskę, tego wieczoru pod lasem. Przez to, cała sekta stwierdziła, iż głupi młodzik oddał opaskę morderczyni starszego mistrza. Sprzeciwiano się temu, nazywano go głupcem, a on? Nie zaprzeczał, nie umiał wydusić z siebie słowa aby opisać co się wydarzyło tego feralnego wieczoru, nie wiedział czemu, nie umiał nawet tego napisać. A teraz stał przed nim sprawca części zamieszania.

- Ty, jak się... skąd...

Zdołał wyjąkać zszokowany Lan.

- Przecież mówiłem, mój piękny. Jeszcze się spotkamy.

Odparł obcy, po czym rozejrzał się z niezwykle zdegustowaną miną po Jaskini.

- Co za okropne miejsce, jeśli chcesz hartować ciało to trenuj, a nie siedź tutaj, w tym cholernym zimnie.

- Przeklinanie, jest zabronione w LanGusu.

Powiedział mimowolnie Shui nie mając siły podnieść się z miejsca, które zajmował. W ten jeden atak mieczem włoży swoje wszystkie siły. Teraz jego umysł zalewał ból, który rozlewał się od pleców na całe plecy. Jego oddech przyśpieszył.

- Co ci jest, aż tak na ciebie działam?

Spytał obcy, ale widząc malujące się na bladej, zmęczonej twarzy cierpienie od razu przestał żartować. Od razu przy nim przykucnął i uważnie skanował okryte cienką, wilgotną szatą, ciało. Shui wpadł w jeszcze większy szok i po chwili oburzenie, gdy jedyna rzecz okrywająca go została rozerwana, przez stalowe pazury, na czubkach palców rękawic.

- Co ty...
Został gwałtownie odwrócony.

- Co to ma być? Ja tego nie zrobiłem. Wygląda na naprawdę bolesne, nie mów, że ukarałeś się tak po przegranej walce ze mną!

Wykrzyczał nieznajomy i znowu obrócił Shui patrząc w jego złote oczy. Shui zagryzł wargi patrząc na obcego z beznamiętnie. Nie będzie mu niczego zdradzał. Chociaż nie rozumiał jego zdenerwowania ranami na lecach, przecież to nie jego sprawa, nie powinien się wtrącać.

- Winni powinni zostać ukarani.

Powiedział jedynie, uznając za niegrzeczne nie odpowiedzieć na zadane pytanie. Lepsza taka odpowiedź niż żadna.

- Winni? Jaką więc straszną zbrodnie popełniłeś aby otrzymać tak okrutną karę?

Spytał brunet patrząc mu świdrująco w oczy i Lan Shui nie umiał na to odpowiedzieć. Otwierał sine z zimna wargi i je zamykał, nie umiejąc wyartykułować jednego sensownego zdania.

- Ja... złamałem rozkaz mistrza i starszyzny, ruszyłem w pościg i wdałem się w walkę.

Zdołał wydusić i zamilkł. Serce chciało wierzyć, że kara i wina są słuszne, ale umysł się buntował. Możliwe, że to przez tego dziwnego obcego.

- I to tyle? Bo chciałeś zatłuc sukę, która zabiła kogoś z twojej sekty? Tylko za nieposłuszeństwo, niemal zostałeś zatłuczony batem na śmierć?

Spytał przechylając głowę na bok. Nie uzyskawszy odpowiedzi, zdjął z ramion swój jasnofioletowy płaszcz i zarzucił na niego. Shui chciał w pierwszym odruchu zrzucić odzienie, ale obcy złapał go za nadgarstki. Chwyt był mocny, Shui szarpnął się oburzony do cna tak śmiałym gestem.

- Zostaw, przygotuję maść, trzeba opatrzyć te rany, bo siedzenie w zimnej grocie tu nie pomorze.

Zawyrokował stanowczo. Lan nie wiedział czemu, ale uległ przestając się szarpać. Posłusznie przyjmował zabiegi nieznajomego. Ten wyjął kilka glinianych naczyń i moździerz. Z torby przy boku wyciągnął kilka liści i zaczął je miażdżyć. Do innej misy nalał nieco zimnej wody.

- Nie wiem nawet kim jesteś, jak masz na Śmiei z jakiej sekty pochodzisz.

Zagaił starszy braci Lan.

- Tak samo ja. Nie znam cię piękny kultywatorze, a jednak chcę opatrzyć twoje rany. W ramach wdzięczności przedstaw się, a ja zrobię to samo.

Zarządził wskazując na rannego moździerzem, brudnym od soku z roślin, które pachniały niezwykle intensywnie. Uśmiech lekko podszywany kpiną nadal gościł na twarzy tajemniczego człowieka w fioletowo czarnych ubraniach.

- Jestem Lan Shui, przyszła głowa klanu Lan i sekty.

Powiedział spokojnie bez zbędnej pychy, nie miał niczego do ukrycia.

- He? Tylko tyle?

Obcy aż zamrugał szczerze zdziwiony.

- Tak, teraz ty. Obiecałeś.

Ku jego zdziwieniu obcy zaśmiał się wracając do miażdżenia liści, Shui nadął policzki, iście nie po Lanowsku.

- Wybacz, masz taką zabawną minę kiedy się złościsz. Na razie niech wystarczy ci to, że jestem z Klanu Smoka, Ren Feng. Wolę powoli rozbudzać twą ciekawość. Daj plecy, maść lecznicza jest gotowa.

Powiedział unosząc miseczkę, gdzie myły rozgniecione liście zmieszane z niewielką ilością zimnej wody.

Shui zagryzł wargi, zacisnął powieki i oburzony pokręcił parę razy głową. Zsunął fioletowy ciepły płaszcz obracając się. Zadrżał bardzo mocno kiedy zimna mieszanka dotknęła wrażliwych pleców.

-Drań.

Szepnął, ale Feng z Klanu Smoka i tak to usłyszał, zaśmiał się w odpowiedzi.

Sekta za mgłą {MDZS}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz