Rozdział 12 - Nie jestem już Lan 2/6

153 20 9
                                    

*Liczę na to, że zaspokoję chociaż trochę waszą ciekawość, piszcie w komentarzach co sądzicie i jak póki co oceniacie opowiadanie? Tak planuję mini maraton ze wspomnień, ale nie wiem czy wyjdzie, więc, ten tego zapraszam do rozdziału.
Autorka: Szybko ucieka za mur stworzony z kocy, poduszek, opakowań kawy i owocków. 

Maraton cz.1

Potężne podmuchy wiatru podrywały liście i targały nimi nie pozwalając opaść na ziemię. Niebo było ciemne przez zebrane na nim burzowe chmury, jednak zamiast grzmotów co chwilę pobrzmiewały ostre dźwięczne odgłosy. Wydawał je zbudowany z ciemnego drewna Guqin. Metalowe struny drżały szarpane smukłymi, bladymi palcami. Fale dźwiękowe mknęły ścinając kłosy traw niczym najostrzejszy miecz. Tradycyjny strunowy instrument był trzymany przez wysokiego mężczyznę w biało-błękitnych szatach. Za nim na ziemi w kałuży krwi leżał człowiek o takim samym ubraniu.

Celem ataków kultywatora była ciemna postać, która zwinnie unikała dźwięcznych ataków lub parowała je z pomocą miecza. W pewnym momencie długowłosy porzucił grę i dobył miecza, który miał przywiązany do bladoniebieskiego pasa. Zgrzyt zderzających się ze sobą ostrzy drażnił nieprzyjemnie uszy. Snopy iskier uciekały spod szczepionych ze sobą ostrzy. Kontra, cios i tak bez końca, raz po raz, tak szybko, że oko ledwo nadążały padały ciosy wyprowadzane dłonią.

- Jak mogłaś go zabić?!

Krzyknął młodzieniec i odskoczył od przeciwniczki na parę metrów. Nie otrzymał odpowiedzi, jeśli nie liczyć szarży oponentki w jego stronę. Ponownie rozległ się odgłos zderzających się ze sobą ostrzy oraz łopot szat. Członek sekty Lan odskoczył na większą odległość po czym znowu dobył instrumentu. Powietrze zadrgało i po chwili ostry, czysty dźwięk pomknął w kierunku morderczyni jego mistrza. Ta wyskoczyła niezwykle wysoko w górę i skryła się w jednej z koron drzew. Te stojące przy krawędzi lasu zostały ścięte i runęły na ziemię.

- Hej, za co?!

Krzyknął głos i na ziemię opadł ciemny kształt, zaraz za nim wyskoczyła kobieta, która stanowiła pierwotny cel śmiercionośnego ataku. Nowoprzybyły wyprostował sie powoli. Był to niezwykle postawny mężczyzna, miał na sobie ciemne przylegające ciasno do ciała ubranie, które podkreślały jego wąską talię, szeroką, ale nie za bardzo klatkę piersiową. Na ramiona miał zarzuconą jasnofioletową chustę. Czarne, niczym krucze pióra włosy były związane na głowie, w niedbały kok. Kilka luźnych, krótkich kosmyków spływało po boku twarzy. Na czubku głowy miał białą ozdobę przypominającą niewielkie rogi jelenia. Tuż przy grzywce miał fioletową opaskę, która trzymała ozdobę i kok w miejscu. Miał bladą cerę i kpiący uśmiech na pięknie wykrojonych wargach.

- Rozumiem, że kultywujący mają swoje powody, aby walczyć, ale czemu wciągacie w to innych?

Spytał krzyżując ramiona na piersi. Poruszył leniwie biodrami na boki, nie wiedzieć czemu na twarzy członka Sekty GusuLan pojawiły się delikatne rumieńce.

- Kim jesteś?

Spytał, ale nim nieznajomy odpowiedział, morderczyni mistrza młodego kultywatora ruszyła do ataku. Jedno mrugnięcie oka później wisiała nieprzytomna na jednym z niewielu pni, ocalałego drzewa. To nieznajomy ją odrzucił, nie wiadomo kiedy w jego mieczy pojawił się miecz o krwistoczerwonym ostrzu.

- Na odpowiedź będziesz musiał poczekać.

Odparł tajemniczo uśmiechając się zalotnie i posyłając w powietrze całusa. W następnej sekundzie jego wzrok stał się zimny niczym lód w najodleglejszych górach. Skierował go na obezwładnioną przeciwniczkę. Ruszył w jej kierunku unosząc ostre. Powstrzymała go fala dźwięku.

- Ho? Czemu mnie powstrzymujesz? Sam przed chwilą z nią walczyłeś z, dość jasnym zamiarem uśmiercenia.

Spytał ze szczerym zdziwieniem i zerknął na odzianego białe szaty chłopaka.

- To ni honorowe zabijać w ten sposób kogoś.

Odparł choć sam czuł, że to głupie tłumaczenie, mimo to nie zrezygnował z bojowej postawy. Smukłe palce nadal spoczywały na drżących lekko strunach ciemnego pudła. Piękne wargi drżały zdradzając zdenerwowanie właściciela. Obcy w dziwnych szatach zaśmiał się dźwięcznie odrzucając przy tym głowę do tyłu.

- Och, mój piękny szlachetny kultywatorze, to było bardzo zabawne.

Niespodziewanie skoczył i ciął od góry, Lan ledwo zdążył sparować atak na swoją osobę. Ponownie, ponure niebo, las i łąka stały się świadkami walki. Stalowy miecz o błyszczącym czysto ostrzu zderzał się z drugim, które kolorem mogło konkurować z czerwienią krwi, karmazynem szat ślubnych lub też wiśnią farb nakładanych na wargi. Walczący byli cały czas w zwarciu, kiedy któryś próbował odskoczyć drugi zaraz go ścigał. Nie było mowy o chociażby krótkiej rozłące między nimi. Młodzieniec dyszał ciężko, jeszcze nie odzyskał w pełni sił po poprzednim długim starciu z kobietą. Niespodziewanie kiedy stali blisko siebie siłując się obcy skradł mu całusa po czym szybko odskoczył. Tak jak można było się spodziewać, Lan zamarł na kilka sekund, a potem wybuchł, iście wbrew zasadom swej sekty.

- J-Jak śmiałeś? Z-Zabiję cię za to!!

Krzyczał szarżując na przeciwnika, walka rozgorzała na nowo. Cios, parowanie, kontra, zwodniczy atak, kontra i próba ciosu dłonią w punkty nerwowe. Obaj przeciwnicy stanowili swoje wzajemne przeciwieństwo. Lan dyszący, walczący cała resztką energii jaką miał oraz jego oponent. Uśmiechnięty, nie wkładający w wyprowadzane ciosy wielkiego wysiłku, widać, że traktował to jak zabawę. Niespodziewanie w chwili, gdy znów się zwarli, czerwony język musnął zagryzione blade wargi.

- Nie rob tak, bo zrobisz sobie krzywdę i to niepotrzebnie.

Powiedział flirciarskim tonem odskakując i śmiejąc się. Rzecz jasna jego postawa jak i samo podejście do walki wyprowadzało młodszego z równowagi, a skażenie jego ust w ten sposób i to przez mężczyznę... za to odpokutować można było jedynie przez śmierć.

- Jesteś obrzydliwy! Niegodny, przynosisz wstyd swojej sekcie, o ile do jakiejkolwiek należysz!

Krzyknął wskazując na niego mieczem. Drżał z wściekłości jak i zażenowania, które paliły jego ciało, zwłaszcza twarz, przez co rumiane plamy na policzkach stały się jeszcze bardziej widoczne.

- Niestety, mój piękny kultywatorze, chociaż mówię to niechętnie, to musimy się pożegnać. Mam coś do zrobienia. Obiecuję jednak, iż spotkamy się znowu.

Mówiąc przyjął neutralną pozycję, wolną dłoń kładąc na miejscu, gdzie jest serce.

- Tak, spotkamy się na twoim pogrzebie!

Krzyknął Shui prychając wściekle. Bolało go cale ciało jak i duma, nie umiał znieść takiego upokorzenia. Odpowiedział mu chichot i w następnej sekundzie tuż przed swoją twarzą zobaczył jego. Spokojne spojrzenie, usta ułożone w pełen kpiny uśmiech.

- To obietnica, jeszcze się spotkamy.

Powiedział i w tej samej chwili zerwał z pokrytego potem czoła opaskę, tak znaną na całym świecie, białą z motywem chmur. Po chwili nastąpił błyskawiczny cios w slot słoneczny i Shui stracił przytomność.

Ocknął się w swoim domu, na swoim łóżku, w nozdrza uderzył go tak znany zapach drzewa sandałowego, kojarzył go z domem, bezpieczeństwem, ciszą. Obok siebie dostrzegł brata, wyciskał wodę z białej, jedwabnej szmatki.

- Ocknąłeś się, Shui. – Powiedział rzeczowo i bez wyraźnych emocji w głosie. Jakie to typowe dla jego sekty, takie znajome, inne od tego co widział na twarzy przeciwnika.

- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż za złamanie regulaminu czeka cię kara, przez ciebie zginął Starszy mistrz, poszedłeś bez zgody starszyzny.

Mówił zbierając medykamenty, ani razu nie patrząc na brata i jego nagie czoło. Lan Shui jedynie odetchnął, tak, zdawał sobie sprawę aż za dobrze, że czeka go bat.

Sekta za mgłą {MDZS}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz