Otworzył oczy, nie czując się ani odrobinę wypoczętym. Potarł oczy, które piekły niemiłosiernie od wczorajszego płaczu. W sumie nie powinien być wyspany, skoro usnął dwie godziny przed świtem. Jęknął i usiadł na łożu, za dużym i za zimnym. Mimowolnie jego dwukolorowe oczy spoczęły na kącie komnaty. Były tam ukryte drzwi, wystarczyło pociągnąć za dolny zwój leżący na drewnianej tacce. Wiedział, że po raz kolejny pęknie mu serce, że po raz kolejny będzie dusił w sobie żal, a nadchodzącą noc spędzi na płaczu. Mimo to wstał, a jego rogi zabłyszczały w świetle wschodzącego słońca, ogon z cichym szumem przesuwał się po drewnianej posadzce.
Smukłe palce pogładziły głowicę, chłodne, ciemne drewno posłało przez jego ciało prąd, nieprzyjemny, chłodny. Zagryzł wargi, oczy zapiekły niemiłosiernie, jednakże i tak pociągnął głowicę, a do jego uszu dotarło ciche kliknięcie, gdy zamek się otworzył. Na kilka nieznośnie długich sekund wstrzymał oddech, zawahał się. Ramiona potężnego przywódcy zadrżały od tłumionego szlochu. Mimo to, mimo bólu skierował stopy do ukrytego pokoju. Pchnął ukryte drzwi, które wyglądały jak ściana, prosta, z jasnego drewna. Uniósł lewą dłoń, nad palcami zapłonął fioletowy ogień, chociaż kolor fioletowy był ledwo widoczny na czubku płomyka. Reszta niewielkiego źródełka światła była niebieska, ciemno niebieska*.
Blask oświetlił niewielkie pomieszczenie, barwiąc wszystko na niebiesko. Na środku pomieszczenia stała mała drewniana kołyska. Przykryta białym baldachimem. Xieren podszedł do niej, bezwiednie mijając leżące na podłodze szpargały, skrzynie, zabawki i pluszaki. Wyciągnął dłoń i dotknął nią zimnego drewna. przymknął zaczerwienione powieki.
- Synku, wybacz mi, błagam.
Wyszeptał, otworzył oczy i obleciał zmęczonym wzrokiem cały pokój, i spoczęły na stojaku z jasnej kości jakiejś bestii, ozdobionej dodatkowo masą perłową. Obok leżały kadzidełka. Podszedł i zapalił cztery i opadł na kolana. Skłonił się kilka razy, po czym wetknął dymiące patyczki w stojak. Wziął krzesło, stojące w rogu, przystawił je do kołyski, po czym opadł na nie.
Gładził ramę kołyski, patrząc bezmyślnie przed siebie.
- Synku, tak bardzo przepraszam, że cię nie ochroniłem, że poszedłem do tego lasu. Wybacz mi mój malutki smoku.
Szeptał gładząc drewno. Nagle do jego uszu dotarł spokojny głos służącego.
- Przywódco, wybacz, jednak najwyższa pora na śniadanie i obrady.
Xieren westchnął, po raz ostatni spojrzał na łóżeczko i wstał z krzesła. Kiedy przechodził przez pokój schylił się podnosząc maskotkę z podłogi. Przypominała małego smoka o fioletowo białej barwie. Mężczyzna pogładził łebek zabawki po czym odłożył ją do łóżeczka.
- Przyjdę później synku.
To mówiąc wyszedł z pokoju, zasnutego dymem o delikatnym zapachu. Zamknął drzwi i upewnił się, że nie różnią się niczym od zwykłej ściany. Ruszył na śniadanie, pozwalając po drodze aby służący doprowadzili do porządku jego twarz.
* * *
Lin Ming jęknął otwierając leniwie powieki, jego ciało było lekko obolałe, ale mimo tego drobnego dyskomfortu czuł się wspaniale. Jakby unosił się nad ziemią, cudowne uczucie. Spojrzał w bok i uśmiech na jego bladej twarzy poszerzył się, widząc kto leży obok niego. Xue Yang, były kultywator, który nie tak dawno był nieufnie, niemal wrogo do niego nastawiony po tym jak uratował ich z rzeki, która wypływała wprost, z Mrocznych Bagien. Pochylił się i pocałował delikatnie policzek kochanka. Czujny mężczyzna drgnął i otworzył oczy, ukazując ich niezwykły kolor, szkarłatne niczym krew lub ślubna szata.
CZYTASZ
Sekta za mgłą {MDZS}
FanfictionZdradzony i opuszczony przez wszystkich Wei Wuxien postanawia odejść. Odchodzi z kraju, gdzie rządzą sekty, paląc za sobą wszelkie mosty. Zabrał ze sobą jedynie swego przybranego syna i oddanego żywego trupa i jego siostrę medyczkę. Co spotka ich p...