*Autorka prosi o komentarze oraz gwiazdki i postać, która tu występuje, znajduje się także w oryginale. Możecie znaleźć na wiki. Miłego czytania i postarajcie się nie udławić.
Lodowe Lochy, w pełni zasługiwały na swoją nazwę. Czarne kraty były wbite w podłożę z zamarzniętej wody, wielkie sople zwisające z sufitu groziły śmiercią jeśli postanowią spaść na czyjś kark. Chłód bijący od ścian przebijał się przez ubrania i wszelkie talizmany grzejące. Łańcuchy równie ciemne, jak kraty szczękały nieprzyjemnie tworząc ponure echo.
Wen Qing siedziała skulona otulając się swoją cienką szatą, próbując zachować chociaż trochę ciepła, o jej bok opierał się Lin Ming. Tajemniczy medyk drżał przyciskając blade dłonie do piersi. Nie było przy nich Yuana ani jego siostry, zostali zabrani przez strażników po walce w ogrodzie. Kobieta protestowała, ale dostała własnymi igłami w kręgosłup przez co straciła władze w nogach. Ming próbował także się stawiać, ale szybko go unieruchomiono. To co rzucało się w oczy to rogi, nie były duże, ale grube, o białobłękitnym kolorze. Medyczka zauważyła, że nie każdy je posiadał. Lin Ming w lochu szeptem wyjaśnił jej gdzie są i kim byli ich wrogowie.
- To Zabójcy Klanu Smoka. Ich specjalnością są zaklęcia powietrza. Podobno głowa ich klanu jest w stanie odtworzyć wszystko co wyszło z twoich ust, bo słowa nadal są w powietrzu.
W tej samej chwili do celi ktoś wszedł. Wen Qing nie zaszczyciła przybysza nawet jednym spojrzeniem, w przeciwieństwie do Lin Minga. Medyk wciągnął gwałtownie powietrze przez nos i o ile było to możliwe skulił się jeszcze bardziej.
- Macie dwa wyjścia albo mówicie prawdę i wszyscy są zadowoleni, nie zginiecie, możliwe, ze nawet was wypuścimy, albo nie mówicie i przechodzimy do zabawy w pokoju tortur lub tez tutaj.
Głos obcego był jedwabisty, zimny, przyjemny dla ucha, kuszący, przerażający, niczym zapowiedź najgorszego koszmaru.
- Powiedzieliśmy prawdę, wtedy w ogrodach.
Powiedziała Wen Qing, dumnie unosząc głowę. Mężczyzna, który stał przed nią, miał na sobie pełne ubranie w kolorze czerni. Długie białe włosy spływały po ramionach, na czole miał fioletową opaskę, a nad skroniami parę białych, rogów o grubym trzonie.
- Ho? Więc ją powtórz.
Zarządził, podchodząc jeszcze bliżej, górował nad więźniami. Światło z latarni odbijało się od lodowej tafli.
***
(W komentarzach przyznać się, kto przynajmniej dwa razy czytał ten urywek lub wypuścił telefon z rąk, lub się opluł czytając ten urywek. Tak uśmiecham się złośliwie)
Słońce łagodnie oświetlało kolorowy ogród. Odbijało się w wodach małej sadzawki i ozdobnej fontanny. Wiatr tańczył w liściach drzew, krzewów i pąkach kwiatów. Na miękkiej trawie siedział mężczyzna w białobłękitnych szatach. Miały szerokie rękawy, w których chował dłonie i od czasu do czasu wyciągał z nich cukierki. Naprzeciwko niego siedziała wtulona siebie dwójka dzieci. Starsza dziewczynka, tuliła mniejszego chłopca, który ilekroć widział maleńki słodycz między smukłymi palcami próbował się zbliżyć, co uniemożliwiała mu siostra.
Obcy kładł wówczas cukierek na trawie przed sobą, gdzie utworzył się już spory stosik, w oczy dodatkowo rzucał się duży brzuch.-Nie musicie się bać, nikt was nie skrzywdzi maluchy, jesteście bezpieczne.
Powiedział, w tej samej chwili wiatr uderzył w jego plecy i rozwiał czarne włosy, które zakryły mu twarz na moment. Nie wiadomo skąd pojawił się mężczyzna, dłoń w czarnej rękawiczce ozdobionej stalowymi pazurami z niezwykłą ostrożnością odgarnęły zbłąkane kosmyki z powrotem na tył. Dzieci krzyknęły ze strachu, gdyż był to, ten sam wojownik, który ich zaatakował.
- Mój umiłowany Qingheng-Jun, jak się czujesz?
Spytał łagodnym tonem, gładząc blady lekko zaróżowiony policzek, patrzył na obiekt pieszczoty, by po chwili unieść wzrok na dwójkę wtulonych w siebie dzieci. Na lewym policzku i ramionach miał opatrunki, po igłach ciotki Qing.
- Pytasz mnie o to, a sam jesteś ranny.
Odparł ubrany w białe szaty, jego złote oczy na moment stały się gniewne, niczym niebo podczas burzy.
- Wybacz, że zakłócam twój spokój, ale wzywają cię do lochów. Tylko na chwilę.
Powiedział wojownik zaprzestając gładzenia policzka. Lan westchnął i skinął głową.
***
Lin Ming drżał i kiwał się w przód i tył, opierając się o zimną ścianę, chował twarz w kolanach, które obejmował ramionami. Wen Qing leżała przy jego stopach.
- Ci wariaci, pewnie już szaleją z niepokoju, jak nic coś głupiego wpadnie im do głowy. Co się stało z Yuanem i Yutian?
Pytała blada kobieta. Na jej ciele nie było ani ran, ani powoli tworzących się siniaków, jednak drżała i miała przerażone, sarnie spojrzenie.
- Nie skrzywdzą dzieci, co by nie mówić o gwałtowności Smoków, nie zabiją dzieci. Jednak... masz rację, trzeba jakoś powstrzymać tamtą trójkę. Bo gotowi wskrzesić armię umarłych i narobić poważnych kłopotów.
Powiedział mężczyzna unosząc głowę.
- Jak chcesz ich powstrzymać? Nie napiszesz przecież listu.
Powiedziała Wen mocniej otulając się swoimi cienkimi, jak na takie warunki szatami. Zerknęła kątem oka na przyjaciela, który z kolei wydał się nagle jeszcze smutniejszy i, jeszcze bardziej przerażony.
- Tak, wyślę im wiadomość, ale nie taką zwykłą. Proszę nie krzycz.
Poprosił i zamknął oczy, zza jego pleców wyrósł skorpioni ogon, a kobieta ledwo powstrzymała krzyk. Lin Ming nadal mocno zaciskając powieki, złączył dłonie i odetchnął. Poruszył wargami mamrocząc coś pod nosem. Na kilka sekund jego dłonie zalało światło, które zgasło równie szybko jak się pojawiło. Medyk odetchnął i wymościł z dłoni lśniący płatek kwiatu.
Płatek zniknął w ciągu jednego uderzenia serca, rozmył się w powietrzu.- To ich uspokoi, na jakiś czas. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Szepnął Ming, w tej samej chwili od ścian lochów odbiło się echo kroków. Zbliżały się do celi dwójki przyjaciół. Wen Qing zamarła kiedy w polu jej widzenia za kratami znalazły się białe niczym śnieg szaty, zmieszane z chłodnym błękitem i motywem chmur. W dłoniach właściciela szat dostrzegła ciemny, podłużny przedmiot.
CZYTASZ
Sekta za mgłą {MDZS}
FanficZdradzony i opuszczony przez wszystkich Wei Wuxien postanawia odejść. Odchodzi z kraju, gdzie rządzą sekty, paląc za sobą wszelkie mosty. Zabrał ze sobą jedynie swego przybranego syna i oddanego żywego trupa i jego siostrę medyczkę. Co spotka ich p...