Rozdział 2 - Początek wyprawy

203 27 4
                                    

Patrzył w szoku na Nie Huasisanga, który stał w odległości trzech metrów od niego. Zakrywał się wachlarzem i patrzył niepewnie na dawnego przyjaciela. Jego modna szata była ubrudzona przez mokry piach, tak samo ładne buty.

- Co tu robisz? Twój brat nie będzie zachwycony, że jesteś tu ze mną.

Spytał cicho Wei Wuxian obracając się całkowicie w stronę młodzieńca.

- Wiem, ale musze z tobą porozmawiać Wuxian. Ten ostatni raz, to ważne.  Musisz odejść ty i oni. Sekty nie odpuszczą, nie teraz kiedy wiedzą, że nikt się za tobą nie wstawi. Musisz zabrać Wenów i odejść, gdzieś daleko, gdzie nikt nie będzie was szukał.

Mówił spokojnie, ale jednocześnie szybko młodszy z braci Nie. Mroczny Kultyuwator spojrzał na niego szczerze zdziwiony. Świerszcze grały w nabrzeżnej trawie, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi.

- O czym ty mówisz? - Spytał słabo. Następca lidera jęknął, złożył swój papierowy wachlarz i przytknął go do czoła, pokręcił głową. Był zawiedzony, że musi to tłumaczyć.

- Musisz zabrać ocalałych Wenów. Puki jesteście w Kopcach Jin Guangshan będzie starał się wykorzystywać dalej śmierć tych uczniów na waszą niekorzyść w końcu znajdą sposób aby zatrzymać Upiornego Generała. Mogą też zacząć mieszać w inne, znacznie gorsze morderstwa.

Wei Wuxian spojrzał na niego, a na jego bladej zmęczonej twarzy pojawiło się przerażenie.

- A-Yuan! A-Yu! - Zawołał zduszonym głosem, chciał już się odwrócić i biec na złamanie karku. Jednak młodszy brat Nie Mingjue zatrzymał go szybkim przyskoczeniem i załpaniem za skrawek zewnętrznej szaty.

- Spokojnie, zadbałem chwilowo o ich bezpieczeństwo i... - przerwało im dziecięce wołanie.

- Tato! Tato!

Wei Wuxian zakręcił się, a jego szare oczy zaszły łzami. Zobaczył jak biegną przez krzaki, przeskakują ponad wystającymi korzeniami,  dwoje dzieci w wieku czterech lat. Mężczyzna z lekko otwartymi ustami upadł na kolana i pozwolił im wpaść w swoje ramiona. Nie panował nad drżeniem swojego ciała.

- Jesteście...

- Paniczu Wei...

- Mistrzu.

Doleciało zza krzaków. Wyszły stamtąd jeszcze dwie osoby. Wszyscy byli odziani w wysłużone, podróżne płaszcze. Niezdrowa bladość sprawiała, ze sińce pod oczami, powstałe w wyniku braku snu były aż nazbyt widoczne.

- Co się stało? Co tu robicie? Gdzie reszta?

Spytał Wei Wuxian patrząc na nich nierozumiejącym spojrzeniem. Tulił do siebie dzieci. Odpowiedzi udzieliła mu Wen Qing, głos miała zachrypnięty i zmęczony.

- Złamali twoje bariery, wdarli się od strony Wąwozu Ech. Wen Ning nie dał rady odeprzeć ich wszystkich. Babcia i inni pozostali zostali zabici. - W oczach kobiety pojawiły się łzy. - Czemu, co im to dało? Co myśmy im zrobili?

Pytając podeszła i dotknęła chorowicie bladej twarzy Yinga. Był dla niej jak młodszy, głupiutki braciszek, którego trzeba pilnować.
Z kolei do wygnanego kultywatora, powoli zaczęło wszystko docierać. Nawet gdyby uległ, nic by to nie zmieniło. Ponieważ już w tedy ocaleni przez niego z niewoli  Wenowie byli martwi. Wściekłość zalała jego ciało piekielnym gorącem, poczuł, niewyobrażalną chęć wrócenia i pokiereszowania twarzy temu nadętemu pawiowi. Uspokoił go dotyk, małej, chłodnej dłoni na policzku. Spojrzał w szare oczy Yu Tian. Były smutne, a jednocześnie widział w nich wyraźną prośbę.

- Jiejie*, chce wiedzieć czemu źli ludzie przyszli? Byliśmy grzeczni, czemu Babcia i wujek się nie budzili, gdy A-Yuan ich wołał?

Pytał smutny chłopiec, mówiąc na głos myśli swoje i siostry. To było niezwykłe, w tym rodzeństwie. Yu nie mówiła, ale jej brat bezbłędnie odczytywał to co chciała przekazać. Wei Wuxian nie wnikał jak to możliwe, było to tak bardzo podobne, do tego jak Lan Xichen bezbłędnie czytał ze swojego brata, który nie zdradzał nigdy żadnych emocji, czy uczuć.

- Nie możecie tu zostać, w każdej chwili mogą ruszyć zbyt gorliwi uczniowie.

Ostrzegł ich niespodziewanie Nie Huasisang, o którym zdążyli zapomnieć. Stał w tym samym miejscu, gdzie na początku dostrzegł go Wuxian i  nerwowo się rozglądał. Widać obecność Żywego Trupa była dla niego dość przerażająca. Zaczął prędko mówić co chciał przekazać swemu przyjacielowi.

- Najlepiej będzie, jeśli przeprawicie się na Mroczne Bagna. Za nimi jeśli wierzyć pogłoskom znajduje się tajemnicza kraina. Tylko bagna nie pozwalają kultywującym tam się przedostać. Nawet latając na mieczach...

- Nic dziwnego, opary, które się tam unoszą wywołują hakucynacje i inne problemy. - Przerwała mu ostro Wen Qing prostując się. W tej chwili przypominała lwicę broniącą swoich młodych. 

- Siostro, zgadzam się z tobą, to niebezpieczne. Ludzie nie przeżyją.

Poparłją martwy brat podchodząc obdarzył  słabszego młodzieńca, gniewnym spojrzeniem. Młodszy z braci Nie skulił się i cofnął, zaczął chaotycznie machać dłońmi.

- A-Ale to energia urazy i brat W-Wei może ją rozproszyć! - Wypiszczał niczym duszona mysz. Wuxian aż poderwał głowę i powstrzymał się aby nie uderzyć dłonią we własne czoło, ze też sam na to nie wpadł.

- Jest problem, nie mam mojego...

W twej samej chwili w jego stronę zostały rzucone dwa podłużne przedmioty, czarny flet z czerwonym frędzlem i miecz, jasny, podłużny i lekki. Wei Wuxian ze zdziwieniem poczuł dziwnie pozytywną energię od obu przedmiotów.

- Suibian i Chenqing. _ Wyszeptał w szoku. Mimo braku Złotego Rdzenia czuł znajomą energię od miecza, zupełnie jakby mógł na nim lecieć. - Jakim cudem?

Spytał patrząc na kolegę z czasów nauki w GusuLan. Ten na powrót zakrył się swym papierowym wachlarzem.

- Nie było to łatwe, naprawdę powinniście już ruszać...

- Chwileczkę. - przerwała znowu siostra nieumarłego. - Jak niby mamy przedostać się przez bagna panie mądralo?

- Pozwól mi dokończyć, panienko. Przy brzegu, tam za krzakami, biedny rybak zostawił dla was swoją łódź.

Odparł Nie Huasisang delikatnie ruszając swym charakterystycznym atrybutem. Wei Wuxian chcąc uniknąć zbędnej dyskusji, złapał Wen Qing za szatę i pociągnął ją za sobą. Dzieciaki trzymały się jego pasa, a Wen Ning zamykał pochód, nieufnie rozglądając się dookoła. Młodszy panicz nie szybko wrócił do pokoju jaki mu przydzielono w Przystani Lotosów i dalej pokazywał jak obrażony jest na brata.

* * *

Łódź, a raczej łódeczka była bardzo mała, zaniedbana. Od spodu pokrywały ją zielone glony, z niezwykłym trudem udało się na niej pomieścić. Wei Wuxian z mieczem przyczepionym do pasa i fletem trzymanym mocno w dłoni, stanął na dziobie. 
Wen Qing z wyraźną niechęcią usiadła po środku łodzi i przygarnęła do piersi dwójkę dzieci. Ci jednak wyginali się tak aby złapać się nóg przyszywanego ojca. 
Wen Ning brodził z kolei w wodzie pchając przed sobą łódź, jako, że zniszczył jedyne wiosło. 
Szybko oddalali się od brzegu, stare deski łodzi skrzypiały, a mlecznobiała mgła okrywała ich coraz bardziej. 
Nie Huasisang wrócił bardzo szybko na zebranie, nie chcąc wzbudzać podejrzeń, przy okazji dalej okazywał jak zły jest na swego brata, czym wprawił w osłupienie każdego. W końcu zwykle bojaźliwy młodzieniec, zrobił potężną awanturę, ze chce mieć pokój jak najdalej od swojego brata, a gdy ten ośmielił siędo niego odezwać, dostał złożonym wachlarzem w głowę. 

*Starsza siostra - Jiejie

Młodsza siostra - Meimei

Starszy brat - Gege

Młodszy brat - Didi

Sekta za mgłą {MDZS}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz