Rozdział 1 - Wygnanie

224 27 10
                                    

* Na początku wyjaśnienie. Wei został pojmany kiedy tylko wyszedł z Kopców na miesięcznicę swojego siostrzeńca. Siostra i jej mąż żyją. Wen Ning dostał rozkaz bronienia Kopców, więc nie mógł pomóc swojemu mistrzowi.

Demoniczny Kultywator patrzył z rosnącą złością na człowieka, który wszedł do sali, w dłoniach miał podłużny ciemny przedmiot. Nieśmiertelny atrybut członków Klanu Lan - Guqin. Dzięki specjalnym zaklęciom, w postaci zapisów nutowych mogli komunikować się z duchami, oczyszczać je i przeganiać.

Wei Wuxian był nie raz świadkiem mocy tego instrumentu w dłoniach dobrze wyszkolonego kultywatora. Tak samo jak znał tego człowieka.

Lan Wagji, Drugi Jadeit. Młodszy z braci. Piękny, delikatny, wręcz usposobienie cnót każdego kultywatora. Idealny tak, ze aż mdliło. Wuxian czuł autentyczne obrzydzenie na jego widok. Czemu? Ten kultywator zranił go tak mocno, mówił, że nie opuści w potrzebie, że wesprze. Jednak kiedy przyszedł do lochów, jego złote oczy zdradzały jedynie pogardę, jak u wszystkich.

Tak samo ślepi, jak wszyscy, tak samo głuchy.

Pomyślał z obrzydzeniem Patriarcha. Wszelkie zalążki lub też resztki ciepłych uczuć do tej osoby umarły.

- Wei Ying.

Powiedział, nie ruszając się z progu, gdzie stał. Nie opuścił też Guqinu, nadal w gotowości aby rozproszyć mroczną energię. Jiang Cheng odetchnął i spojrzał z czystą wściekłością na jeńca.

- Uspokój się, albo pożałujesz! - Krzyknął na byłego członka swojej sekty. - Wydaj nam Wenów, w tedy pozwolę ci wrócić do domu!!

Więzień drgnął i spojrzał z czystym szokiem na twarz młodego przywódcy, podobnie jak pozostali przywódcy. Lider przełknął ślinę i kontynuował z taką samą mocą w głosie.

- Odwołaj Upiornego Generała, pozbądź się trupów z Kopców i będziesz mógł wrócić, nawet będziesz mógł zobaczyć syna Shijie. Pamiętasz sam nadałeś mu imię!! - Krzyczał Jiang Wanyin. Czy chciał za pomocą tego małego szantażu zmusić adopcyjnego brata do uległości? Jeśli tak to mu się nie udało. Jedyne co osiągnął to bardziej nienawistne, sztyletujące spojrzenie.

- Wy małe wystraszone psy. - Wysyczał Wei Ying cedząc powoli każde słowo. - Ośmielacie się stawiać mi warunki? Ośmielacie się mnie oskarżać?!

Wstał z klęczek, nie mógł już tego znieść. Kontem oka zobaczył jak oczy Jin Guangshan uśmiecha się zza wachlarza. Widać, że przedstawienie sprawiało mu radość. Ciemna energia zaczęła się ponownie unosić, tym razem groźniejsza niż poprzednio. Nawet mocne uderzenie mocy guqina, nie rozproszyło jej. Pokój stał się dziwnie ciemny, znikąd zerwał się wiatr.

- Wy śmieci!

Wei Wuxian dyszał ciężko, a złość buzowała pod jego skórą. Krzyki przerażonych uczniów i przywódców nie dochodziły do jego uszu. Czuł ich strach, miał gorzki smak.

Guqin grał swoje zimne tony za jego plecami, po chwili dołączyły kolejne. Wszyscy obecni w sali Lanowie starali się rozproszyć skoncentrowana energię urazy. Ciemne macki przewracały naczynia, szarpały fioletowymi zasłonami. Nie Huaisang piszczał i zakrywał się wachlarzem. Jego starszy brat próbował dobyć szabli, ale ta zdawała się być przytwierdzona do stołu, jakąś niewidzialną siłą. Jiang Cheng spróbował się zerwać ze swojego siedziska, ale mroczna aura wcisnęła go w nie jeszcze bardziej, wyciskając powietrze z płuc i oczy wgniatając w głąb czaszki.

Komuś poszła krew z uszu innemu z nosa.

Nagle wszystko ucichło i się uspokoiło. Cisza była tak niespodziewana, że aż dzwoniła w uszach. Nie dolatywał do nich nawet szum wody z zatoki. Energia urazy zniknęła, tak nagle jak się pojawiła, tak samo wycofała się jasna moc sekty Lan. Wei Wuxien stał po środku sali, wysoki, groźny, dziwnie spokojny, niczym ciemna woda na jeziorze, skrywająca groźną bestię.

Sekta za mgłą {MDZS}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz