Wen Qing siedziała na wielkim, śliskim głazie, ukrytym pod wiszącymi gałęziami wiśniowej wierzby. Nie czuła chłodu, który panował naokoło, a ona miała na sobie dość cienkie, nocne szaty. Nie widziała niezwykłego widoku przed sobą, Pięknego jeziora, na którego powierzchni tańczył blask księżyca, unosiły się wodne lilie o otwartych kielichach i bladych płatkach. Nie zareagowała kiedy tafla wody została wzburzona przez dziwną bestię, pokrytą zielonymi łuskami. Białą grzywą biegnącą jak u smoka, przez cały grzbiet i kończące się długą kitą na końcu ogona. Sam pysk dziwnego stworzenia przypominał smoczy.
Kobieta drgnęła zdzwiona, kiedy na jej ramiona opadł fioletowy płaszcz z kołnierzem podszytym białym futrem. Obok niej, na głazie usiadł białowłosy kapitan straży, który zabrał ją z lodowej celi, po wyczerpującym wybuchu histerii.
- Co...
- Jest zimno, a ty nie jesteś do tego przyzwyczajona.
Powiedział spokojnie i spojrzał na nią swoimi pięknymi, ciemnymi niczym dwa błyszczące agaty (kamienie szlachetne). Głos miał piękny. Głęboki, lekko zachrypnięty i ciepły. Mile łaskotał uszy medyczki.
- Czemu tu siedzisz, przy Liliowym Stawie otoczona Wodnymi Bestiami? Wyglądasz na smutną, tak jak w tedy w Lodowych Lochach, chociaż, nie w tedy byłaś wystraszona i zmęczona, teraz wyglądasz jakby ktoś umarł, jakby zgasł twój księżyc.
Mówiąc uniósł bladą dłoń i odgarnął zbłąkany, ciemny kosmyk włosów z czoła kobiety, po czym odgarnął go do tyłu, za ucho kobiety. Qing nie wiedziała czemu się zarumieniła, czemu cieszyła się z jego uwagi, z tego, że tonęła w ciemnym oceanie jego oczu?
- Bo ... mój brat ...
Zaczęła i zamilkła niepewna tego co ma mówić, co może wypłynąć z jej ust, a co nie. Otwierała i zamykała usta, ale nie zdołała wydobyć z siebie nawet ćwierć dźwięku. Pokręciła głową i opuściła ją na pierś. Wraz ze zdradzieckimi łzami, wypłynęły słowa, tworzące historię.
Mówiła i mówiła, a kapitan słuchał nie przerywając jej. Tak samo jak w Lochach, słuchał. Nie oceniał, nie pouczał, nie karcił. To ją urzekło i pomogło uspokoić burze w sercu. W przeciwieństwie do kultywujących, Zabójcy nie oceniali od razu, a jeśli tak nie okazywali tego za bardzo.
- To dobra i nawet miła prośba.
Powiedział spokojnie, kiedy skończyła mówić i ciszę nad jeziorem zakłócał jedynie jej szloch i szum wody.
- Co? Jak śmiesz tak mówić?!
Krzyknęła wzburzona i wykonała ruch jakby chciała się zerwać, jednakże silny uścisk na ramieniu okrytym purpurowym płaszczem zatrzymała ją w miejscu.
- Posłuchaj, twój brat nie żyje, to co chodzi i mówi, że kocha, jest jedynie martwym ciałem, w którym zamknięto duszę, nie pozwalając jej wrócić do cyklu reinkarnacji. To okrutne, pomyśl jak ty byś się czułą gdyby zmuszono cię do pozostania, chociaż ciągnie cię do odpoczynku, do rozpoczęcia od nowa. Smoki nie są zbyt ufne, zwłaszcza do nekromantów. Im zresztą nie ufa nikt, nawet skorpiony, a musisz wiedzieć, że ich przywódca podobno umie mroczne sztuki. - Mówił, a Wen Qing patrzyła na niego otulajac się nieco szczelniej płaszczem. - Ale zbaczam z tematu. Prośba twojego brata, a raczej tego echa jest niezwykle piękna. Musisz żyć dalej, podnieść się I pozwolić odejść przeszłości, jej bowiem nie zmienisz, a przyszłość możesz ukształtować tak jak chcesz. Zwłaszcza, że tu nikt cię nie zna, czysta karta.
Smok zamilkł na kilka sekund i już się nie odezwał. Patrzył jedynie na kobietę obok siebie. W jej ciemne oczy, bladą twarz o ostro zarysowanych kościach policzkowych. Dłuższą chwilę patrzył na jej brwi, które często marszczyła.
Qing także go obserwowała, długie, białe włosy błyszczały srebrzyście w świetle księżyca, ciemne oczy wydawały się być głębokimi studniami, na dnie których skrzyły się emocje i uczucia.
CZYTASZ
Sekta za mgłą {MDZS}
FanficZdradzony i opuszczony przez wszystkich Wei Wuxien postanawia odejść. Odchodzi z kraju, gdzie rządzą sekty, paląc za sobą wszelkie mosty. Zabrał ze sobą jedynie swego przybranego syna i oddanego żywego trupa i jego siostrę medyczkę. Co spotka ich p...