Rozdział 4 - Ruszamy przeciwko Bagnom, na spotkanie ze śmiercią cz.2

41 7 2
                                    

*Wiem, krótki, nie musicie mi tego wypominać, ale już zaraz pojawi się Shocik ze Strachów i biore się za rozdział może do tego, a może do czegoś innego.

Medyk nie był chętny do wypuszczenia przywódcy, ale widząc zabójcze spojrzenie jedynie opuścił głowę pokonany. Syn Yu Ziyuan i Jiang Fengmian był ich idealną mieszanką, jednak więcej było w nim matki, wiecznie gniewnej niczym burzowe niebo nad Przystanią. Cechy ojca były u niego widoczne bardzo rzadko.

Jiang Cheng bez słowa minął ubranych w białe szaty członków Gusu. Szedł jak zaczarowany w stronę swojej łodzi. Nie wyglądały tradycyjnie, jak te, z wielkich flot cesarskich lub jak te należące do wędrownych morskich kupców. Były to długie, płaskodenne łodzie z wieloma wiosłami (Chodzi o drakkary wikingów, na wzór chiński) .

Na znak łodzie zostały odepchnięte od molo i ruszyły w nieznane. Ludzie długo stali i patrzyli na horyzont, nawet kiedy łodzie już przestały być widoczne.

* * *

Jiang Cheng stał spokojnie na dziobie patrząc w dal przed sobą. Wiosła uderzały równo o powierzchnię wody, pchając łudź do przodu. Wioślarze byli dodatkowo wspomagani przez żagle więc naprawdę szybko oddalali się od Przystani. Nie bez powodu Jiang Cheng kazał zbudować takie łodzie. Były lekkie i zwrotne, wiosła nie były tykami które musiały dotknąć dna, były inne. Mogli z łatwością uciec nimi od Otchłani, gdyby na takową wpadli. Westchnął i spojrzał w niebo.

~Gdzie jesteś Wei Wuxian? Czy żyjesz? Czy żałujesz tego co się stało? Bo ja tak.

Pomyślał przymykając oczy.

* * *

Lan Huan stał na dziobie łodzi i patrzył przed siebie, nie docierał do niego odgłos wiatru targającego żaglem i skrzypienia wioseł. Ignorował chlupot wody. Jego umysł był czysty i odległy. Nie widział ponurej, szarej jak popiół twarzy brata, zamyślonego oblicza wuja i skupionych oraz niepewnych wyrazów twarzy uczniów.

Odetchnął głębiej przymykając powieki i mącąc spokojne jezioro w umyśle. On i młodszy z braci Nie oraz przywódca Jiang byli kochankami, przez jakiś czas, ale teraz zachowywali się jakby nigdy nic między nimi nie zaszło. Nie umiał powiedzieć czy to go raniło, czy też nie. Huaisang zerwał z nimi kiedy dowiedział się, że Wyprawa jest ostateczna i obaj na nią ruszają. Jiang Cheng zamknął się w sobie bardziej niż Wangji, który od sześciu lat nie umiał się pogodzić z wygnaniem ukochanego. Lan kocha tylko raz.

~ Świat jest skomplikowany. - Pomyślał Zewu-jun tłumiąc emocje głęboko w sobie. Czuł się samotny. Bardzo samotny i nie mógł o tym nikomu powiedzieć ani pokazać po sobie. Był przywódcą sekty, nie może okazać słabości. Kątem oka spojrzał na przywódcę Jiang. Ubrany na fioletowo mężczyzna stał dumnie wyprostowany, na dziobie szybkiego statku. Wiosła mąciły ciemną wodę, słońce ogrzewało skórę.

* * *

Siedzący za nim Wangji wpatrywał się w swoje stopy, siedząc w kucki i ignorując karcące spojrzenia wuja. Nie widział świata czując jedynie ból w sercu, który rozprzestrzeniał sie na całe ciało. Był słaby, na ciele i duchu. Płynął na wyprawę, bo cos mu kazało wziąć w tym udział, nie nadzieja, ale przeczucie, związane z pewną osobą. Chciał go spotkać, wziąć w ramiona i ochronić. Zapewnić o swej miłości. Przypomniał sobie ucztę z dwóją dzieci. Małego, żywego chłopca, który przytulił się do jego nogi i milczącej, nieśmiałej dziewczynki z chustą wokół szyi.

Przypomniał sobie jak się uśmiechała kiedy kupił dla obojga zabawki i poszedł z nimi do Kopców Pogrzebowych.

Zacisnął powieki czując jak łzy próbują się spod nich wydostać. Czuł wściekłość na wuja i cały świat. Skrzywdzili jego ukochanego i odebrali możliwość nawrócenia Patriarhy.

* * *

Meng Yao stał na dziobie swojej łodzi i myślał. Miał chorowicie podkrążone oczy, ale wiedział, ze medyk z jego sekty nigdy go nie zbada, na rozkaz ojca. Westchnął zwieszając ramiona. Nie chciał tu być, naprawdę nie chciał. Widział nienawistne spojrzenia Nie Minguje i jego chęć ataku, widział oznaki dzikiej furii i nieufności w złotych oczach, tak zwykle ufnych.

* * *

Leciał nad kultywującymi, wracał z misji. On i jego shixiong musieli złożyć raport przywódcy. Lecieli z wiatrem, kiedy nagle na tafli wody dostrzegli spora flote łodzi. Zniżyli lot, ale nie na tyle aby ludzie poniżej mogli ich zauważyć. Symbole na żaglach wskazywały na sekty.

- Płyną prosto na Bagna.

Powiedział jego starszy przyjaciel machając mocniej skrzydłami.

- Robimy coś?

Czerwone skrzydła zadrżały z ekscytacji. Chciał wałczyć, zabić jak najwięcej wrogów aby zaimponować komuś ukrytemu u Smoków.

- Nie, nie mają szans przebić się przez Przeklęte Bagna. Wracajmy na wyższe partie nieba shidi.

Spełnił jego polecenie.

Sekta za mgłą {MDZS}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz