Doczekaliście się drugiej części przygód w świecie duchów.
Wiatr szumiał w martwych gałęziach czarnych drzew, które porastały brzegi bagna. Powietrze było ciężkie, duszne, przesiąknięte fetorem rozkładu i duchoty, jakby nad mrocznymi wodami nigdy nie wiał wiatr. Wściekły krzyk Linga wibrował jeszcze długo wokół czwórki osób, dźwięcząc w uszach i powodując skrzywienie twarzy u Lan Jingyi'a.
- Wybacz, ale krzyczysz tak samo, jak panny, urodzone w szlachetnych domach, nie umiejące zebrać ziarenka ryżu, a muszą to robić, gdyż tu nie mają swoich rodzin i służących. Twój krzyk jest podobny do tego, który wydaje siostra mojego przyjaciela ilekroć mysz lub większy karaluch przebiegnie jej pod nogami.
Stwierdził szczerze Jiangshi, powodując, iż karteczka na jego czole podrygiwała w rytm wypowiadanych słów. Jin nabrał gwałtownie powietrza czerwieniąc się z wściekłości. Stał dumnie wyprostowany z ręką na rękojeść miecza, kierując go w stronę upiora, który z kolei niewzruszenie stał na brzegu, trzymając lampion na kiju.
- Czemu nie ma was na Wielkim Festynie Dusz?
Spytał wampir przekrzywiając głowę w bok. Ruch był sztywny i towarzyszył mu trzask, taki sam jak w zastałych stawach. Sizhui podskoczył lekko, gdyż hałas był podobny do nagłego wystrzału.
- Wielkim Festiwalu Dusz? - Spytał zaskoczony, opuszczając odrobinę własne ostrze. - Przecież dzisiejszej nocy nikt nie świętuje. Upiory wykorzystują, cieńszą granicę między światem żywych, a umarłych. Kultywujący przez trzy dni i noce muszą je przepędzać ze świata. - Mówił młody kultywator, uprzejmym tonem, niezbyt cichym, ale też nie głośnym. Rozejrzał się jakby oczekiwał, że gdzieś zamajaczą mu białe szaty ojca.
Jiangshi wydał z siebie westchnienie
- Owszem granica jest cienka i jak widać nie tylko duchy to wykorzystują.
Powiedział i odchylił się lekko do tyłu, prostując głowę, czemu ponownie towarzyszył odgłos wystrzału, w stawach szyi. Młodzieńcy spojrzeli na niego niczego nie rozumiejąc, bądź też nie chcąc zrozumieć. Gdzieś daleko zakrakał kruk, a chwilę później powietrze przeszyło potępieńcze wycie.
- Jesteście w Świecie Duchów, niedaleko Miasta Dusz. - Powiedział upiór i uśmiechnął się zza drgającej karteczki, wyglądało to iście potwornie. - Jestem Wan Shun, pozwólcie mi być waszym przewodnikiem po tej krainie. Pomogę wam wrócić do domu w miarę możliwości i ukryję przed groźniejszymi ode mnie strachami.
Dwaj Lanowie i Jin spojrzeli po sobie po czym ich spojrzenia ponownie spoczęły na wampirze, który stał na brzegu, roztaczając wokół siebie z pomocą lampionu, błękitny blask. Przełknęli ślinę i ruszyli powoli w jego stronę, rozbryzgując mętną wodę i depcząc zasadzony Upiorny ryż.
- Hej, wy tam, łobuzy jedne, powsinogi, szczury! Precz z mojego pola!!! Jak wam przez grzbiety przyłożę kością, to raz, a porządnie się nauczycie! Potopię was w moim polu!
Ryknął ktoś niespodziewanie za nimi, sprawiając, że obejrzeli się, a w następnej chwili w długich susach dotarli do brzegu, gdzie stał nowy znajomy.
Z mętnej wody wychynął czubek głowy, błysnęły złote oczy. Topielec o hebanowych włosach patrzył na nich nienawistnie. Jak widać był właścicielem bagniska, które nazywał polem uprawnym.- Szybko, w nogi, bo jak nas dogoni, to zatłucze swoją własną kością.
To powiedziawszy Wan obrócił się i skoczył przed siebie. Robił to niezwykle sprawnie, bacząc jakie miał na sobie buty i jak grząski otaczał ich teren. Młodych kultywujących, nie trzeba było zachęcać, pognali za nim, niemal gubiąc buty i nogi. Długo jeszcze ścigały ich groźby i klątwy topielca-farmera.
Biegli za demonem, dość długo, potykając się o wystające korzenie bądź też wpadając na oślizgłe czarne pnie drzew. W końcu jednak dotarli do drogi. Zwykłej, prostej drogi, jakich wiele w świecie ludzi. Widzieli ślady wielu stóp i kół wozów.
- No chodźmy, bo nie dotrzemy na festiwal, a w tym roku mają przybyć bogowie. Trzeba będzie pomóc Xinyi i Xiao w trzymaniu ich ojca. Ach, będzie zabawnie. - Powiedział Jiangshi i zachichotał lekko, skacząc przed siebie wzdłuż drogi. Zatrzymał się jednak po chwili i sztywno obejrzał, czemu jak zawsze towarzyszył przykry trzask stawów. - No na co czekacie, chodźcie. Wolicie nie wpaść na marsz żałobnych dusz.
Trójka młodzieńców ruszyła za nim niepewnie, podskakując na każdy najmniejszy szmer. Światło lampionu kołysało się kiedy Jiangshi skakał przed nimi.
- Zabiorę was do ojca mojego przyjaciela, on zna dużo zaklęć i umie przedostać się do świata żywych nawet jeśli granice są stabilne.
Powiedział chłopak, zaskakując towarzyszy, tej przymusowej wyprawy. Zmierzali ciemną drogą, po środku lasu.
- Teraz musimy uważać, jeśli źle skręcimy wylądujemy w świecie żywych, a nie uśmiecha mi się spędzenie święta w opuszczonej świątyni mamy.
Powiedział demon skacząc kilka kroków przed nimi. Latarnia na końcu kija kołysała się w akompaniamencie cichego skrzypienia.
- Jakiś demon ma świątynie?
Spytał pogardliwie Jin mimowolnie wzdrygając się na wspomnienie spotkania z opętanym posągiem Tańczącej Bogini.
- Hm? - Mniejszy chłopak obejrzał się wyraźnie zaskoczony - Ale kiedy ja powiedziałem, że on jest demonem? - Zaskoczenie w jego głosie było nawet urocze. Yuan mimowolnie przełknął ślinę, kiedy w bladym świetle latarni zabłysły kły, ukryte lekko za kartką z pieczęcią. Nic nie powiedzieli, dlatego też, demon wznowił prowadzenie ich. Nagle z jednej, z wielu odnóg wynurzył się długi orszak. Posępne duchy, niosące głowy pod pachą i lampę w drugiej dłoni.
- Hej, jesteś podłym złodziejem, czemu moje ciało niesie twój ohydny łeb!
Zawołał jeden z duchów. Kultywujący spięli się widząc ten tłum. Blade dłonie, niezauważalnie drżące przesunęły się w stronę mieczy. Wampir stał spokojnie i kiedy tłum wręcz na nich wpadł przechylił głowe tak aby błysnąć okiem spod taoistycznego talizmanu.
- Wan Shun, książę...
Zaczął jeden, ale Jiangshi warknął pod nosem groźnie. Tłum rozstąpił się spłoszony.
- C-Co?
Wyjąkał Shizui patrząc w szoku. Jinggyi przełknął ślinę i schował nieco za sobą Jin Linga i syna Hanguang-Juna. Wan Shun uśmiechnął sie uroczo zza swojego talizmanu po czum zaczął skakać przez utworzoną ścieżkę.
- Chodźcie, poznacie Różanego Węża, wierzcie mi lepiej jego niż mojego ojca. Bardzo nie lubi kultywujących.
Kiedy to powiedział na końcu drogi obaczyli ogromną ilość świateł. Rzędy bogato zdobionych budynków otoczonych mgła, która z powodu świateł była blado czerwona.
- Oto jest wspaniałe Miasto Duchów, stolica tej krainy, a tam jest pałac mojego ojca. Wydał dekret, że nikt poniżej poziomu Dewastacji, nie ma prawa nawet na niego spojrzeć. Dlatego też jego pałac jest zasłonięty przez półprzeźroczyste zasłony.
Jiangshi zaczął skakać nieco szybciej, był wyraźnie podekscytowany.
- Hej miałeś nam pomóc wrócić.
- Tak, tak, ale musimy dotrzeć do Pałacu węża, zanim pojawią się bogowie.
CZYTASZ
Sekta za mgłą {MDZS}
FanfictionZdradzony i opuszczony przez wszystkich Wei Wuxien postanawia odejść. Odchodzi z kraju, gdzie rządzą sekty, paląc za sobą wszelkie mosty. Zabrał ze sobą jedynie swego przybranego syna i oddanego żywego trupa i jego siostrę medyczkę. Co spotka ich p...