11: Domek letniskowy

109 2 0
                                    

Pov: Chloe
Musiałam to zrobić. Byłam w pełni świadoma ryzyka jakie podejmuję, ale wiedziałam, że nie mogę inaczej. Głos z tyłu mojej głowy krzyczał: ty idiotko! On jest potworem! Zniszczy cię! To samo wrzeszczała Hailey. Gdy Michael ją uderzył zrozumiałam, że muszę się dla niej poświęć. Jest dla mnie najważniejsza. Tak będzie lepiej. Wróci do rodziny, znajomych.
Przyzwyczai się do życia beze mnie. Zapomni.

- Nie mam zamiaru mówić do ciebie kochanie, skarbie i tym podobne mimo naszej umowy. Chcę, żebyś wiedział, że nigdy nie będę ciebie prawdziwie kochać- spojrzałam poważnie na niego.
- Z upływem czasu zmienisz zdanie- odpowiedział równie poważnie co ja.

Szczerze bałam się tego, jak teraz będzie wyglądać moje życie. Z nim.

- Jaki masz plan co do Hailey?- zapytałam.
- Wyjaśnię wam, gdy się obudzi.

Obejrzałam się za siebie. Hailuś oparła się o drzwi i chyba zasnęła. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo oczy miała zamknięte. Po policzku spływały łzy, drżała jej warga. To moja wina... Gdybym wtedy nie poszła do toalety byłoby zupełnie inaczej. Byłoby dobrze. Poczułam ucisk na sercu. Poczucie winy mi je ściskało. Przeze mnie płakała, cierpiała, krzyczała. Siniaki, które pojawiały się na jej ciele tylko utwierdzały w przekonaniu, że cierpi przeze mnie. Mogłam ostrzec ją a nie powiedzieć, że potrzebuję jej pomocy. Wszystko potoczyłoby się dobrze. Zabiliby mnie a ona zdążyłaby uciec...

Oparłam się o fotel i odchyliłam głowę do tyłu. Zacisnęłam powieki. Wbiłam paznokcie w swoją drugą dłoń, by nie rozpłakać się na dobre. Nie chciała, by widział jak słaba jestem.
- Co się stało?- doszedł do mnie jego głos.

Nie otworzyłam oczu. Czułam, że gdy tylko to zrobię wybuchnę niekontrolowanym płaczem. Paznokcie przycisnęłam jeszcze mocniej. Skupiłam się na tym bólu - nieważne jak głupio to brzmi.

- Chloe, co ci jest?- znowu on.

Zacisnęłam zęby. Błagam przestań! Jeśli jeszcze raz usłyszę tego typu pytanie, nie wytrzymam. Niespodziewanie poczułam jego ciepłą dłoń na moim udzie. Mogłam ubrać dłuższe spodnie. Zesztywniałam, ale próbowałam się nie rozpłakać.
Zaczęłam brać głębokie, powolne oddechy. Pomogły mi. Uspokoiłam się. Gdy byłam pewna, że się nie rozryczę, otworzyłam oczy.

Podążyłam wzrokiem na jego dłoń. Chciałam ją strzepnąć, ale on nie dał za wygraną.

- Zabierz ją- powiedziałam patrząc na niego.
- Co to było?- zapytał z troską i odwrócił głowę w moją stronę.
- Nic- rzuciłam. - Zabierz tą rękę.

Wykonał mój rozkaz.
Wróciłam wzrokiem na krajobrazy za szybą przemijające w szybkim tempie.

- Słońce, co się stało?
- Patrz lepiej na drogę- mruknęłam.
- Popatrz na mnie.

Nie mam takiego zamiaru.

Wtem na mojej szczęce delikatnie zacisnęły się jego palce. Zmusił mnie do spojrzenia na niego.

- Słoneczko proszę, co się stało?- wpatrywał się w moje oczy.

Nie. Nie mogę. Nie mogę się rozpłakać. Nie teraz i nie tutaj.

- Nie możesz, kurwa, zrozumieć, że nic się stało?- wysyczałam.

Patrzył jeszcze przez jakiś moment w moje oczy. Mam nadzieję, że nie widział w nich bólu. Jego za to wyrażały wkurwienie, ból i troskę. Czy naprawdę się o mnie martwił? Czy to tylko jego gra? Puścił mnie a ja powróciłam do jakże ciekawego wpatrywania się w lasy i pola.

Nie odezwał się już, widziałam jak zaciska szczękę. Napewno go to zdenerwowało. W końcu to człowiek, który zawsze stawia na swoim.

***

Black Serpente Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz