Rozdział VIII: Oślepiające pierwsze wrażenie

271 37 394
                                    

 — A mówiłem, żeby... Au... — Will skrzywił się i poprawił poduszkę za plecami. Spod rękawów jego zielonej koszulki wypełzały siniaki — tam nie iść.

Jakimś cudem mój przyjaciel doczłapał się do drzwi i otworzył je, kiedy wysłałam mu wiadomość, że sterczę po ich drugiej stronie. Wolałam nie budzić jego mamy, która mogłaby nie być zachwycona widokiem przemoczonej nastolatki o trzeciej w nocy. Nie chciałam robić sobie jeszcze więcej kłopotów, zwłaszcza takich angażujących rodziców.

Z moją pomocą Will wrócił do łóżka. Utykał na prawą nogę i krzywił się niemal przy każdym kroku. Starałam się dotykać go najdelikatniej, jak potrafiłam, kiedy pomagałam mu się położyć. Dobrze, że zamknęliśmy wcześniej drzwi do jego pokoju, bo długi jęk, który wydał wtedy z siebie chłopak, mógł obudzić wszystkich domowników.

Każdy grymas na twarzy przyjaciela sprawiał, że mnie również coś bolało.

Czy nadszarpnięte sumienie może sprawiać ból?

Wierzyłam, że to ja ponosiłam winę za obrażenia Willa. W końcu gdybym nie wpadła na pomysł, by iść na tę imprezę, byłby cały i zdrowy.

A bez pomocy Christophera...

— Przepraszam, Will. — Spuściłam wzrok. — Kiedy wreszcie nauczę się słuchać tego, co mówisz?

Z trudem powstrzymywałam łzy. Mrugałam zawzięcie, ale gula w gardle stale rosła, a myśli kierowały się w mroczne rejony.

Jedno mocne uderzenie sprawiłoby, że Will...

Przyjaciel odnalazł moją dłoń opartą o brzeg materaca. Uniosłam głowę, by ponownie na niego spojrzeć. Na twarzy załatanej plastrami pojawił się łagodny uśmiech.

— Hej, chyba się teraz nie zadręczasz, co? Poszedłem tam z własnej woli, Belle. Do niczego mnie nie zmusiłaś. Może i miałem złe przeczucia, ale nigdy bym nie zgadł, że ktoś nas napadnie.

Pokręciłam głową.

— Nic nie rozumiesz — odparłam. Ledwo panowałam nad drżącym głosem. — To ja byłam ich celem, nie ty. Zrobili ci krzywdę tylko dlatego, że się ze mną przyjaźnisz. Planowali, że przybiegnę na ratunek i wpadnę prosto w ich sidła.

Ścisnął moje palce.

— W takim razie nie chciałbym być wtedy nigdzie indziej. Jak byś się miała sama przed nimi obronić? Rzucając w nich kamieniem? Nie oszukujmy się, nie jesteś umięśnioną sportsmenką. Gdyby zobaczyli, w jakim tempie uciekasz, pewnie wybuchnęliby śmiechem. — Zmarszczył czoło. Najwyraźniej go to zabolało, bo znowu się skrzywił. Zacisnął zęby. — Ale w co ty się wplątałaś?

Popatrzyłam na niego z zastanowieniem. Will myślał podobnie, a jednocześnie zupełnie inaczej niż ja. Dla mnie priorytetem było jego bezpieczeństwo, a dla niego moje. Oboje wykazywaliśmy gotowość do poświęcenia, jeśli mogliśmy w ten sposób ocalić osobę, na której nam zależało.

Ważne, że nadal żyjemy, uświadomiłam sobie. Wróciliśmy bezpiecznie do domu, a rany wygoją się z czasem. Teraz muszę patrzeć w przyszłość, zamiast roztrząsać to, co już się stało.

Powoli odetchnęłam i otarłam mokre oczy. Wciąż czułam przyjemne ciepło palców Willa.

— Nie wiem, kto wynajął tych mężczyzn. Wiem za to, że to nie są żarty. Jeden z nich powiedział, że jego zleceniodawca planuje... — Zakrztusiłam się kolejnymi słowami. Prawda pęczniała w gardle, przez co nabierałam coraz płytsze oddechy.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz