Rozdział XXIII: Nauka przekraczania granic

132 26 184
                                    

Mam nadzieję, że ta piosenka + rozdział przeniosą Was w wyjątkowe miejsce <3

...........................................................................

Will: Jesteś pewna, że musisz tam iść?

Przejechałam palcem po ekranie. Miałam ogromną ochotę, by odpisać, że nigdzie się nie wybieram. Ale nie mogłam tego zrobić. Gdy poprzedniego dnia Christopher odprowadzał mnie do domu, opowiedział mi trochę o Wielkim Zgromadzeniu Nocy. Tak, jak przypuszczałam, każdy zaproszony, który by się na nim nie stawił, ściągał na siebie karę śmierci. Rada wampirów energetycznych, nazywana również Concilium, nie słynęła z łaskawości. Jej siedzibą było Varvath, wielka twierdza położona w Vasaryi, która z kolei stanowiła... inny wymiar. Tak, istniały równoległe wymiary. To właśnie z tych odmiennych światów pochodzili zarówno venatorzy, jak i ich wrogowie. Choć Christopher wspominał o tym z taką lekkością, jakby opisywał pogodę, ja dalej nie potrafiłam wyjść z szoku.

Całkowicie obce, ogromne wszechświaty... Co z nich jeszcze wyskoczy?

Po raz kolejny wróciłam myślami do pierwszego spotkania z Luną. Chwyciłam pamiętnik i nabazgrałam w nim wszystkie symbole, które widniały na jej przedramionach, w tym kwadrat z wyznaczonymi przekątnymi. Duchowa przewodniczka nazwała go światem. Cztery jednakowe trójkąty posiadały wspólny punkt na samym środku rysunku. Odpowiadały połączonym ze sobą wymiarom. A ja właśnie tej nocy miałam przejść z jednego do drugiego z nich.

Fascynację zmąciło lodowate przerażenie.

Co, jeśli już stamtąd nie wrócę?

Wszystko działo się tak szybko. Za szybko. Nie zdążyłam należycie opłakać Margaret, bo nieustannie czułam na karku oddech śmierci. Christopher twierdził, że nie pozwoli nikomu mnie skrzywdzić, ale jak w ogóle mógł coś takiego obiecać? James, kimkolwiek był, deptał mi po piętach. Czego tak naprawdę chciał? I dlaczego Lunie zależało, bym go znalazła?

Postukałam długopisem w kwadrat. Trzy trójkąty oznaczały wymiary ludzi, wampirów energetycznych i venatorów, ale co kryło się za czwartym? Czy istniał jeszcze jeden świat, przeznaczony dla istot, które według Luny miałam odszukać?

Usłyszałam ciche pukanie. Podskoczyłam na łóżku i czym prędzej zamknęłam pamiętnik. Na progu pokoju stała mama. Ubrana była w czarną, sięgającą aż do samej podłogi suknię. Gorset eksponował smukłą talię i połyskiwał drobnymi, srebrnymi cekinami. Szeroka spódnica kończyła się misternie wykonanym, koronkowym dołem. Ramiona zakrywało satynowe bolerko, wyszywane w ciemnoróżowe kwiaty. Stylizację dopełniał wysoki kok, wokół którego okręcono cienką chustę.

Wyglądała oszałamiająco.

— Wiem, że ostatnio rzadko bywam w domu, ale nie sądziłam, że zaczniesz się mnie przez to bać — zażartowała. W brązowych oczach dostrzegłam zmartwienie. Potęgowały je widniejące niżej cienie, których nie zdołał ukryć makijaż. — Jak szkoła? Coś cię niepokoi?

Materiał zaszeleścił, gdy podeszła i przysiadła tuż obok. Szybko sprawdziłam godzinę na telefonie. Wciąż nie wymyśliłam, w jaki sposób ominę rodzicielkę, by niepostrzeżenie wyjść na zgromadzenie. Czas uciekał, a ja nadal siedziałam w dżinsach i za dużej bluzie. Obawiałam się, że wampiry energetyczne nie określiłyby tego stroju „wieczorowym". Za to kreacja mamy nadawałaby się wprost idealnie. Wpadłam na dość ryzykowny pomysł.

Głośno przełknęłam ślinę.

— Jestem ostatnio trochę... zestresowana — mruknęłam. Nie chciałam jej okłamywać. — Chyba mam za dużo na głowie. I jeszcze mój ojciec... — Zmarszczyłam czoło, starannie dobierając słowa. — Co, jeśli on nas znalazł? Co, jeśli wie, że mieszkamy w Wilborough?

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz