Rozdział VII: Znaki Dusz czy znaki szaleństwa?

361 47 356
                                    

 Christopher, nie zwlekając ani sekundy dłużej, wyrwał Rafaelowi z ręki mój list. Szybko pozbył się koperty, która w strzępach opadła na podłogę. Otworzył czarną kartkę.

— Zaraz, zaraz! To nie twoje! — zawołałam i podbiegłam do niego. Stanęłam na palcach, próbując dosięgnąć jego dłoni. — Oddawaj!

— E, e, e. — Pokręcił głową jak do dziecka i uśmiechnął się z wyższością. — Dorośli się tym zajmą.

Podskoczyłam, ale na niewiele się to zdało. Ledwo zahaczyłam palcami o papier.

— A ile ty niby masz lat? Założę się, że nie więcej niż ja! Oddawaj to!

W pokoju rozbrzmiał głośny śmiech. Dokładnie w tym samym momencie odwróciliśmy głowy w stronę, z której dobiegał. Rafael chwycił klamkę i, mamrocząc pod nosem, otworzył drzwi.

— A ty gdzie leziesz? — spytał osłupiały Christopher.

— Po aparat. Cyknę wam pamiątkową fotkę. Szkoda, że się teraz nie widzicie. — Kolejny raz wybuchnął śmiechem i machnął ręką, obejmując całą zaistniałą scenę. Odchrząknął. — A tak już bardziej serio, to sądzę, że powinniście coś omówić. Usunę się stąd, zanim dotkną mnie skutki tej dyskusji. Na przykład w postaci latających talerzy.

Kiedy Rafael wreszcie wyszedł, ja i Christopher ponownie spojrzeliśmy na siebie.

— Masz osobliwego kolegę — stwierdziłam.

— Wiem, że jestem jedyny w swoim rodzaju. — Odpowiedź pochodziła zza drzwi. Uchyliły się na tyle, że w szczelinie zmieściła się głowa chłopaka. Uśmiechał się zawadiacko. — Pozdrów Alex ode mnie.

— Załatwione — odparłam.

Ani trochę nie wątpiłam w to, że Alex będzie w siódmym niebie, kiedy usłyszy, kto prosił, by ją pozdrowić. Zwłaszcza, że to z nim tańczyła, zamiast trzymać się naszego planu i pod żadnym pozorem nie rozdzielać.

— Ptaszki ćwierkają...

— Och, zamknij się wreszcie. — Christopher otworzył na oścież drzwi i pomachał do Rafaela. — Dobranoc, braciszku.

— Narka, bracie! — Chłopak posłał mi wszystkowiedzący uśmieszek. — Miłej zabawy.

Christopher z hukiem zatrzasnął drzwi przed jego nosem.

Faktycznie powinien popracować nad gościnnością.

— Bracie? — powtórzyłam.

— Niepodobni, co? Nie jesteśmy spokrewnieni ciałem, ale duszą już tak.

Pewnie kolejny raz popatrzyłabym na niego z niedowierzaniem, gdyby nie fala zmęczenia, która rozjechała mnie niczym czołg. Wytężyłam wszystkie siły, by nie ziewnąć i obmyślić dobry plan odwrotu. Na szczęście odzyskałam swój telefon, co dawało sporo możliwości. Oczywiście powrót do domu nie wchodził w grę, ale może Will jeszcze nie spał i trzymał się na tyle dobrze, żeby odebrać? W mieszkaniu Crane'ów zawsze czułam się bezpiecznie.

— Idę stąd — oznajmiłam.

Christopher miał minę, jakbym właśnie zakomunikowała, że umiem lewitować. Pomachał trzymaną kartką.

— Czyli już nie chcesz tego przeczytać?

Chcę, ale rozładowały mi się baterie.

Spojrzałam na niego spode łba.

— Próbowałam ci to zabrać, ale nie wyszło. Pogodziłam się z porażką.

Podszedł bliżej i uniósł moją dłoń. Jego dotyk sprawił, że wstrzymałam oddech.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz