Rozdział IX: Szaleństwo to pojęcie względne

274 39 503
                                    

Rozdział dedykowany @trickyl0ve i jej intrygującym opisom przygniatającego śniegu, które przywiodły mi na myśl zasypujące Annabelle zmiany. Dziękuję, że jesteś <3

...............................................................................................................................

Tchórz.

Mięłam w palcach różowy koc Alex. W jej pokoju wszystko było różowe. Zasłony, narzuta na łóżku, dywan, tapeta, zawieszona pod sufitem lampa. Jedynie meble odstawały białym kolorem.

Jesteś tchórzem, Annabelle.

Schowałam twarz w dłoniach, ale wtedy znów poczułam ten duszny, obrzydliwy zapach. Pod paznokciami wciąż zalegało trochę zaschniętej krwi.

Zostawiłam umierającą dziewczynę. Wzięłam nogi za pas, bo tak było łatwiej. Bezpieczniej.

Bezpieczniej dla mnie.

Okazałam się nikim więcej, jak egoistką. Wyrachowaną i zimnokrwistą, która nie oglądała się na innych. Biegła przed siebie najszybciej, jak potrafiła, bo nie obchodziło jej nic poza przetrwaniem. Nic, poza przedłużeniem drżącej, pękającej w szwach nici życia.

Miesiąc, dwa...

Kogo ja chciałam oszukać? I tak byłam już martwa. Data mojej śmierci została wyznaczona i zupełnie nic nie mogłam na to poradzić. Za to pozostawione w tyle dziewczyny żyłyby jeszcze wiele lat. A ja nie dałam im na to szansy.

Nie poznawałam już otaczającego mnie świata. Ale, co gorsza, nie poznawałam też siebie. Zmiany spadały niczym płatki śniegu – z początku ledwo wyczuwalne, topniejące, gdy je zauważyłam. Szybko zebrało się ich na tyle dużo, że przygniotły wszystko, co znałam. Próbowałam zaczerpnąć tchu, ale kiedy otwierałam usta, wpadała do nich biała, lepka masa i wydzierała ostatki powietrza.

– Annabelle!

Uniosłam wzrok. Pochylała się nade mną wyraźnie wkurzona Alex.

– No, wreszcie! Zamierzasz mi na coś odpowiedzieć, czy dalej będziesz siedzieć na tej pufie i gapić się przed siebie jak w transie? – spytała z wyrzutem.

Nie ruszyłam się ani o centymetr.

Skrzyżowała ręce na piersi. W jej oczach widniała troska.

– Powtórzę, bo zdaje się, że nie słyszałaś: czy mam dzwonić na policję? – kontynuowała.

Cała się spięłam.

– Żadnej policji.

Zmarszczyła czoło.

– Czemu?

Odpowiedzi na to pytanie było wiele. Po chwili milczenia wybrałam jedną z nich.

– Bo jest to karane śmiercią.

Nie przestając się marszczyć, uniosła brwi. Wyglądało to nieco komicznie, ale nie potrafiłam ruszyć choćby kącikiem ust. Zapomniałam, jak się uśmiecha.

Alex przykucnęła i delikatnie dotknęła mojego ramienia. Cała jej wściekłość momentalnie się ulotniła.

– Jesteś w szoku, ale, Belle, cokolwiek się stało, tutaj nic ci nie grozi. Możemy razem zadzwonić na policję. Pomogę ci ze wszystkim, przecież wiesz, że...

– Żadnej policji – przerwałam jej.

Westchnęła ciężko. Tymczasem ja przypomniałam sobie coś jeszcze.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz