Rozdział XVII: Kiedy łowca proponuje kawę, nie należy odmawiać

229 20 157
                                    

Gdy uniosłam powieki, odniosłam wrażenie, że czegoś mi brakowało. Uczucie było na tyle dotkliwe, że usiadłam i rozejrzałam się po pokoju skąpanym w mdłym świetle poranka. Za oknem kłębiły się szare chmury, zapowiadając kolejny deszczowy dzień.

Tuż obok mnie na fioletowej narzucie leżała złożona na pół kartka. Sięgnęłam po nią z pewnym ociąganiem. Nie oczekiwałam niczego dobrego po kolejnej niespodziance. Rozchyliłam papier i przeczytałam krótką wiadomość:

Wyszedłem, żeby załatwić kilka spraw. Do zobaczenia w szkole.

Nadawca nie podał swojej tożsamości, ale wcale nie musiał. Zacisnęłam usta, uświadamiając sobie, że pobyt Christophera w moim pokoju nie był jedynie wytworem przeciążonego umysłu. Cicha rozmowa, przeszywający mnie, czujny wzrok i bliskość, której nie odrzuciłam. Każda z tych rzeczy naprawdę się wydarzyła, choćbym nie wiem jak bardzo chciała temu zaprzeczyć.

Odkopałam się spod narzuty, by pozbyć się nieznośnego ciepła, które otoczyło policzki. Nic to jednak nie dało. Jęknęłam z irytacją.

Odtworzyłam w głowie uczucia, które towarzyszyły mi, gdy przytuliłam się do chłopaka. Strach przyprawiony ekscytacją szybko przerodził się w senny spokój. Byłam wtedy wyczerpana, to prawda, ale dobrze wiedziałam, że za moją poufałością nie stała jedynie senność. Składało się na nią wiele innych powodów, które postanowiłam wyprzeć.

Nikomu poza Willem nie pozwoliłam się tak do siebie zbliżyć. Co miał w sobie Christopher, że w trochę ponad tydzień zyskał to, o co mój przyjaciel walczył przez lata? Owszem, pokazał, że mogłam na niego liczyć nawet w bardzo patowych sytuacjach, ale nie znał prawdziwej mnie. Nie rozumiał, że stanowiłam jedynie zbiór krzywo zlepionych odłamków.

Rozmyślania przerwały dopiero wibracje zakopanego w pościeli telefonu. Zerknęłam na ekran. Dostałam wiadomość od Alex. Jedną z ośmiu.

Alex: Wydrapię ci oczy!

Tuż obok wyświetlała się godzina dostarczenia wiadomości. Wstrzymałam oddech.

Było po dziesiątej.

Cholera!

Spałam sobie w najlepsze, zapominając o takim małym, ale jakże istotnym fakcie. Nie nastawiłam budzika. Zamiast powyrywać sobie za to włosy z głowy, wyskoczyłam z łóżka jak poparzona. Działałam niczym robot. Ubierając się i wrzucając do plecaka przypadkowe rzeczy, z których tylko część miała szansę się przydać, nawet przez chwilę nie pomyślałam o przeczytaniu reszty wiadomości.

Wybiegłam z domu w rozwiązanych trampkach. Przystanęłam, by wcisnąć sznurówki z boku stopy i poprawiłam zsuwający się plecak. Choć zapomniałam płaszcza, nie czułam zimna. Ustawione po obu stronach drogi, szaro-brązowe domy tworzyły korytarz dla gęstego powietrza. Otarłam wierzchem dłoni wilgotne czoło i kontynuowałam pogoń za utraconymi minutami. Przystanek wyrósł przed moimi oczami, ale wkrótce zakryły go czarne plamy. Mimo że każdy oddech okupowałam bólem, nie pozwoliłam sobie na postój. Zarządził go jednak los.

Odbiłam się od czegoś. Nogi straciły oparcie i posłały resztę ciała w stronę chodnika. Tuż przed tym, jak spotkało się z jego powierzchnią, natrafiło na opór.

Zamrugałam kilkukrotnie, żeby pozbyć się mroczków. Elementy widzianego obrazu wskoczyły w odpowiednie miejsca. Patrzyłam prosto w przypominające zmierzchające niebo oczy.

– Witaj, Annabelle.

Przez cienki materiał bluzki wyraźnie czułam silne ramię chłopaka. Obejmowało moje plecy, po których ciurkiem spływał pot. Sekundy mijały, a my wciąż trwaliśmy w tej samej pozycji. Świat zawęził się do pięknej, choć przerażającej twarzy venatora. Obserwowałam malujące się na niej zaintrygowanie.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz