Rozdział XXVI: Obsydianowy książę i obsydianowe serce

119 23 118
                                    

Opuściłam salę balową z cichym westchnieniem ulgi. Mroczny korytarz, choć przygnębiający, był na szczęście prawie pusty. Miałam dosyć wpadania na obce wampiry, które niby przypadkiem muskały moją skórę. Nie potrafiłam znosić tego ze stoickim spokojem, co popychało je do kontynuowania dotychczasowych zabiegów.

Potarłam ramiona, jakbym mogła w ten sposób zetrzeć ich ślady. Christopher spoglądał na to, zaciskając zęby.

— Najchętniej bym cię stąd zabrał — mruknął.

Skrzyżowałam ręce na piersi.

— Więc dlaczego tego nie zrobisz?

— Nie możemy odejść przed końcem balu. — Wskazał znajdujące się niedaleko nas wrota. Łudząco przypominały te, przez które weszłam do Vasaryi. — Z pozoru wydaje się, że nikt ich nie pilnuje, ale Concilium ma oczy niemal wszędzie. Na przykład on. — Skinął głową w kierunku mężczyzny średniego wzrostu, który z kieliszkiem w dłoni przyglądał się jednemu z obrazów. — I oni. — Przeniósł wzrok na kształtną brunetkę, która wspierała się na ramieniu rozbawionego towarzysza. — To są ich oczy.

Dziewczyna zatoczyła się i czknęła. Uniosłam brew.

— Jesteś pewien?

— Są nieźli — stwierdził. — Ale wiem, gdzie nie chodzą.

Poprowadził mnie w lewo, by następnie skręcić w wąski korytarz. Kroki odbijały się echem od strzelistych ścian, gdy przeszliśmy pod niskim łukiem, za którym rozpoczynały się krótkie schody. Każde kolejne przejście utrzymane było w tym samym stylu, ale przyjmowało coraz mniejsze rozmiary. Wreszcie trafiliśmy do ślepego zaułka. A przynajmniej tak mi się wydawało. Róg stojącej nam na drodze ściany zasłaniała wiśniowa kotara. Christopher odsunął ją na tyle, żebym zobaczyła fragment schodów.

— Zapraszam.

Uniósł kącik ust, ale gest nie napawał chłodem. Wręcz przeciwnie. W nieprzeniknionych oczach tańczyły psotne ogniki.

— Nie idziemy do lochów, prawda?

— Schody prowadzą w górę. Spodziewasz się lochów na dachu?

Po drodze nie minęliśmy ani jednego okna. Możliwość ujrzenia obcego wymiaru pobudziła moją ciekawość. Czy wyglądał jak kopia tego, w którym całe życie mieszkałam? A może wypełniały go nieznane mi zwierzęta i rośliny, cudowne, a jednocześnie niebezpieczne?

Odkąd zaczęłam czytać, kochałam fantastyczne światy. Rozległe krainy, w których czekała przygoda, a czasem także miłość. Pochłaniając opasłe tomy, marzyłam, by wejść do opisywanej przez nie rzeczywistości. Nie wiedziałam, że ani trochę nie znałam własnej. Tej, w której magia wymagała poświęcenia, a przygody blakły pod wpływem czyhającego zagrożenia.

Zacisnęłam usta. Badałam wzrokiem kłębiący się za kotarą mrok. Amyr twierdził, że Christopher od początku zdawał sobie sprawę, iż różniłam się od innych wampirów. Dlaczego nic mi nie powiedział? Może gdyby to zrobił, mogłabym się przygotować na wrogość, z którą się do tej pory spotkałam. Może nawet zrozumiałabym, dlaczego James obrał mnie za cel.

Czy nadal powinnam mu ufać?

— Spodziewam się wszystkiego — mruknęłam.

Pogłębił uśmiech.

— A jednak ciągle udaje mi się cię zaskakiwać.

Zamrugałam kilkukrotnie. Brzmiało to zupełnie tak, jakby właśnie przyznał się do sekretów, które przede mną ukrywał.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz