Prolog

162 21 165
                                    

James uniósł wyżej głowę, mijając kamienne kolumny. Rezydencja, do której skierował swoje kroki, wręcz kipiała przepychem. Wielkie donice trzymające w ryzach drzewka bonsai ustawiono na marmurowej posadzce po obu stronach dębowych drzwi. Rośliny konkurowały o miejsce z rzeźbami greckich bogiń, które uśmiechały się tajemniczo.

Chłopak przyjrzał się uważnie strzelistym oknom, szukając niechcianych spojrzeń. Nie miał wątpliwości, że posiadłość była pilnie strzeżona.

Nic go to jednak nie obchodziło.

Nacisnął mosiężną klamkę, po czym wsunął się do chłodnego holu. Kątem oka wyłapał jakiś ruch.

Odsunął się, unikając zranienia zakrzywionym sztyletem. Złapał nadgarstek przeciwnika i wygiął go pod nienaturalnym kątem. Mógł zrobić z nim wiele gorszych rzeczy, ale po co miał marnować aż tyle energii na jakiegoś sługusa?

Atakujący Jamesa mężczyzna upadł przed nim na kolana. Uporczywie starał się wyrwać z żelaznego uścisku, który ciążył na złamanej ręce. Z odsieczą przyszło mu kolejne ostrze, tym razem wycelowane w szyję Jamesa. Chłopak westchnął ciężko i obrócił w powietrzu nadlatujący sztylet, nawet go nie dotykając. Posłał broń w kierunku stojącej przy schodach brunetki. Nie chybił. Uśmiechnął się, gdy dziewczyna upadła i złapała się za rozciętą szyję, wydając z siebie niezrozumiałe charczenie.

– Wystarczy.

Po schodach schodziła olśniewająco piękna kobieta odziana w długą, białą suknię. Ciemne włosy opadały na jej ramiona i smukłą talię. Czarne oczy były czujne. Prześlizgiwały się po uczestnikach zaistniałej sceny, jakby coś kalkulując.

Uśmiech zniknął z ust Jamesa. Słyszał to jedno słowo zbyt wiele razy w swoim życiu.

– Teraz to ja zdecyduję, czy wystarczy – odparł lodowatym tonem.

Kobieta wygięła wąskie usta.

– Nie wątpię. Doceniam, że postanowiłeś odpowiedzieć na moje zaproszenie.

James wypuścił nadgarstek mężczyzny i odsunął się od niego, nie kryjąc obrzydzenia.

– Wiem, co to lojalność, matko. - Przekrzywił głowę. – Ale czy ty też to wiesz, skoro wyprawiłaś mi takie powitanie?

– Chodź ze mną.

Kobieta odwróciła się i ruszyła w górę schodów. James wahał się tylko przez chwilę, zanim podążył za nią. Nie sprowadziłaby go tu przecież bez powodu. Wiedział, że ceniła sobie swój czas, a z pewnością nie chciała nadszarpywać i tak wiszącej na włosku relacji z synem. Niebezpiecznie było mieć w nim wroga.

Na piętrze korytarz przechodził szczegółowo zdobionym portalem do pomieszczenia o ścianach w kolorze piaskowca. James minął małą fontannę, zmierzając na oblany słońcem balkon. Ustawiono na nim dwie drewniane kanapy z aksamitnymi, czerwonymi obiciami. Jego matka zajęła jedną z nich, więc dołączył do niej, zachowując odpowiedni dystans.

– Wiem, że bardzo cię zraniłam, kiedy odeszłam przed laty. – Czarne oczy zdawały się badać reakcję Jamesa. – Nigdy nie wyjaśniłam ci, dlaczego to zrobiłam. Nadszedł czas, by to zmienić.

Twarz chłopaka przypominała maskę.

– Co masz na myśli?

Klasnęła dwa razy w dłonie, a wtedy do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna. Nienaganny, elegancki ubiór i nieobecny wzrok upewniły Jamesa, że nieznajomy był jedynie kolejnym sługą. Niósł złotą tacę, która wydawała się pusta. W końcu zatrzymał się przed swoją panią i pochylił, prezentując to, co przyniósł.

Czarną kopertę.

Kobieta chwyciła ją smukłymi palcami i podała Jamesowi.

– Złożyłam Świętą Przysięgę, według której nie mogę zdradzić ci powodu moich działań. Uświadomiłam sobie jednak, że jest inny sposób, byś dowiedział się prawdy. Wystarczy, że dam ci jedno słowo.

James rozchylił kopertę i wyjął z niej małą karteczkę. Bez problemu rozpoznał pociągłe pismo matki. Oblizał wargi, raz po raz czytając te same litery.

– To jakiś żart? – zapytał, unosząc wzrok. Miał nadzieję, że kobieta wyczuła groźbę, którą ukrył w tym pytaniu.

– Przecież lubisz wyzwania – zauważyła. Coś błysnęło w jej czarnych oczach. – A ja nie ośmieliłabym się go rzucić, gdyby nie było warte twojego wysiłku.

Analizował mimikę matki, próbując odnaleźć choćby cień intrygi. Kobieta była znana ze swojego zamiłowania do oszustwa. Wywiodła w pole dziesiątki wrogów, a drugie tyle posłała do grobu. Nigdy jednak nie zwróciła się przeciwko rodzinie. Uwielbiała spiski, ale bliskich ceniła bardziej, co niejednokrotnie udowodniła.

Jeśli mówiła prawdę, ta krótka wiadomość była kluczem do zrozumienia, dlaczego odcięła się od tych, którzy byli dla niej najważniejsi. A James faktycznie lubił wyzwania.

Dziękuję, matko – powiedział miękko.

Złożył krótki pocałunek na jej dłoni, ale myślami był już zupełnie gdzie indziej. Krążyły wokół tajemniczego słowa, a dokładniej imienia.

Annabelle.


..........................................................................

Kochani Czytaciele,

zaczynamy tę historię na nowo! Dajcie znać, jak podoba Wam się aktualny prolog^^

Jesteś tu pierwszy raz? Bardzo się cieszę, że znalazłaś/eś moją powieść! Kiedy widzę nowe komentarze i gwiazdki, to skaczę pod sufit, więc proszę, zostaw coś po sobie:))


Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz