Rozdział I: Nocą w parku czekają tylko kłopoty

829 89 1K
                                    

Zachęcam do włączenia muzyki z mediów:)) I pozdrawiam wszystkich fanów alt-J!

........................................................................

Obserwowałam krople deszczu ukazujące się w świetle latarni, a po chwili spadające na chodnik. Nie samo ich zetknięcie z ziemią było dla mnie najciekawsze, ale lot. Przecinały powietrze bez względu na otoczenie. Bez względu na to, czy lśniły w świetle, czy raczej ukrywały się w mroku. Całkiem, jakby rozumiały tylko swoje przeznaczenie — upadek.

Oparłam głowę o szybę, która oddzielała wnętrze autobusu od ulicy. Doceniałam jej chłodną powierzchnię, bo w jakiś — nie do końca zrozumiały sposób — ułatwiała mi myślenie. Drżała lekko, co o dziwo działało na mnie uspokajająco, a tego właśnie potrzebowałam.

— Park Zachodni — ogłosił stanowczy kobiecy głos unoszący się z głośników.

Za oknem nie było już latarni. Zastąpiły ją krzaczaste rośliny i wysokie drzewa pochylające się nad ciemną ścieżką. Drzwi otworzyły się, ale nikt nie wysiadł.

Jak zwykle — pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie. Za minutę zamkną się i opuścimy to miejsce. Pojadę jeszcze kilka przystanków dalej.

Poderwałam się z miejsca i w ostatniej chwili przepchnęłam do zamykających się drzwi. Wyskoczyłam prosto na przystanek przy parkowej dróżce.

Odwróciłam się. Autobus powoli odjeżdżał, pozostawiając mnie samą.

Nie było już odwrotu.

Zmierzyłam dęby ponurym spojrzeniem i przeszłam obok nich. Im głębiej wchodziłam, tym mniej widziałam. Mniej więcej co dziesięć metrów ustawiono latarnie, ale co chwilę migały, grożąc zgaśnięciem. Przypominały cichych obserwatorów.

Po plecach przebiegł mi dreszcz. Co ja robiłam w tym przeklętym parku, i to jeszcze w nocy? Miałam tylko pojeździć w kółko losowym autobusem, ochłonąć trochę i wrócić do domu. Poukładać sobie w głowie słowa, które usłyszałaby ode mnie mama, gdyby jeszcze nie spała, kiedy będę przemykać się do pokoju. Słowa, które pokazałyby jej, jak bardzo byłam zraniona.

Nie myśl o tym, Annabelle. Zacisnęłam pięści. Jeszcze nie.

Mniej więcej dlatego nie chciałam widzieć się na razie z przyjaciółmi. Potrzebowałam słodkiego zapomnienia, oderwania się od dręczących mnie problemów, a nie współczucia.

I w rezultacie wylądowałam w upiornym parku.

Decyzja o opuszczeniu autobusu była spowodowana impulsem. Coś zakorzenionego głęboko w moim umyśle kazało mi wysiąść, więc to zrobiłam. Nie do końca potrafiłam to wytłumaczyć, ale wiedziałam jedno.

Wdepnęłam w niezłe bagno.

Powoli zdjęłam słuchawki z uszu. W takich sytuacjach zawsze wolałam słyszeć jak najwięcej, zachować czujność, chociaż wątpiłam, żebym nawet dzięki temu zdołała odegnać niebezpieczeństwo. Daleko mi było do mistrzyni karate czy wysportowanej biegaczki.

Rozejrzałam się. Nikogo nie dostrzegłam, jednakże wróg mógł czaić się pod jednym z ciemnych drzew, gdzie nie docierało światło latarni.

— Sama w nocy w parku — zaczęłam szeptać pod nosem z narastającą paniką. Może i gadanie do siebie uchodziło za dziwne, ale nie potrafiłam się powstrzymać. — Gratulacje, Annabelle, to chyba jeden z twoich najlepszych pomysłów...

Usłyszałam cichą melodię. Przystanęłam pod niedziałającą latarnią i nasłuchiwałam.

Czyżby ktoś urządził sobie niedozwoloną imprezę?

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz