Rozdział XXII: Mury wokół serca ciężko zburzyć

120 28 177
                                    

 Zacisnęłam palce na jelcu sztyletu. Ostrze mieściło się jak ulał w przepastnej kieszeni płaszcza. Drzwi autobusu stanęły otworem, ukazując rozpoczynający się kilka kroków dalej park. Grube gałęzie dębów niczym rozczapierzone palce sięgały ku migającym latarniom. Ciemne, przemoknięte liście tłamsiły wątłe światło.

Nie jestem tchórzem.

Gdy tylko postawiłam stopy na śliskim chodniku, od strony wiaty przystanku dobiegło pytanie:

— Wszystko w porządku?

Christopher opierał się ramieniem o szklaną ściankę. Przyglądające mi się uważnie oczy częściowo przysłaniały rozwiane włosy.

Zacisnęłam usta. Wampir na pewno wyczuł wgryzający się w moje żyły strach. Skoro nie mogłam się go wyprzeć, postanowiłam nieco przekształcić prawdę.

Utkwiłam wzrok w drzewach.

— To miejsce nie przywołuje najlepszych wspomnień.

Mimo że nawet na chwilę nie odwróciłam głowy, doskonale wiedziałam, kiedy znalazł się tuż obok. Upajający, nasycony tajemnicami zapach kadzidełek rozproszył uporządkowane myśli.

— Tym razem nie spotka cię tu nic złego.

Gdy odważyłam się odnaleźć jego twarz, serce rozpoczęło kolejny maraton. W mrocznych oczach kryło się coś dziwnego. Coś, co już kiedyś w nich dostrzegłam. Troska?

— Obiecuję — dodał.

Z trudem przełknęłam ślinę.

— Dlaczego spotykamy się akurat tutaj? O czym chcesz porozmawiać?

Włożył dłonie do kieszeni czarnej, skórzanej kurtki i ruszył w stronę ścieżki.

— Muszę ci coś pokazać — rzucił przez ramię.

Przestąpiłam z nogi na nogę, ale w końcu podjęłam decyzję i dołączyłam do niego. Desperacko potrzebowałam odpowiedzi. Zapewnienia, że Christopher nie miał nic wspólnego ze śmiercią Margaret. Potwierdzenia, że to wszystko było tylko głupim zbiegiem okoliczności. Świadomości, że przecież nie zaufałabym komuś, kto zabił moją przyjaciółkę.

Zaciągnęłam się zapachem mokrej ziemi. Głębokie oddechy pozwalały utrzymać w ryzach drążące mnie od środka emocje. Skupiłam się na omijaniu połamanych gałęzi, które gdzieniegdzie wyścielały ścieżkę. Chowały się w gęstniejącym pod drzewami mroku, wystawiając jedynie swoje drobne, wykrzywione końce.

— Dowiedziałeś się czegoś na temat mojego ojca? — zapytałam.

Skrzywił się nieznacznie i zerknął na mnie. Ciemne tęczówki zlały się z padającym na nie cieniem.

— Niestety nie. Jak na człowieka nieźle zaciera ślady.

Kłamstwo?

— Co? Zupełnie nic? — Zmarszczyłam czoło. — Przecież mógłbyś przekonać każdego, żeby powiedział ci wszystko, co o nim wie, prawda? Mógłbyś pójść na policję i...

— To tak nie działa — zaprotestował. — Wiesz, że muszę być dyskretny. Używanie takich sztuczek na komisariacie to słaby pomysł. Zresztą policja często nie posiada zbyt wielu informacji. Skontaktowałem się z kilkoma osobami, które od lat zajmują się czarnymi interesami. Gdyby twój ojciec w takich uczestniczył, nawet na innych kontynentach, wiedzieliby o tym. Ale nic o nim nie słyszeli. Są więc dwie opcje. Albo bardzo dobrze się ukrywa, albo jest tylko zwyczajnym, przykładnym obywatelem.

Pokręciłam stanowczo głową.

— Mama nie ostrzegałaby mnie przed nim, gdyby był uosobieniem dobra.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz