Rozdział XI: Jaskinie skrywają wiele tajemnic

226 34 416
                                    

Polecam włączyć muzykę z mediów i dać się porwać;)

.................................................................................

Wykorzystałam resztki opanowania, żeby nie krzyknąć. Christopher nie zastosował się do ani jednego znaku ograniczenia prędkości. Kiedy przemknął przez skrzyżowanie, mając w głębokim poważaniu czerwone światło sygnalizatora, przebrała się miarka.

— Co ty wyprawiasz?! — zawołałam. Starałam się przekrzyczeć szum wiatru.

Roześmiał się. Znowu. A przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy jego klatka piersiowa zadrżała. Kierowana wibrującą irytacją, o mało nie zabrałam rąk. Przerażenie szybko wybiło ten głupi pomysł z głowy, gdy ruszyliśmy slalomem między rozpędzonymi autami. Zacisnęłam usta.

Nie jestem tchórzem.

Niewyraźne kontury mijanych zabudowań, ulic, samochodów i ludzi zlewały się ze sobą. Nagle zaczęły się z nich unosić wąskie strużki czerni i bieli. Przypominały wpuszczony do wody atrament, przeplatając się ze sobą i malując fantazyjne wzory. Rozciągały się ku niebu, jakby chciały zabrać do niego esencję tego świata. Odniosłam wrażenie, że leciałam z niemożliwą do osiągnięcia prędkością, choć rozmazany asfalt pod kołami świadczył o tym, że nadal działała na mnie grawitacja. Wciągająca w swój głąb ciemność i promieniująca na wszystkie strony jasność pochłonęły inne kolory. Wplątywały się we włosy i tańczyły pod powiekami do swojej własnej melodii.

Po raz pierwszy od kilku dni naprawdę się odprężyłam. Znajdowałam się gdzieś poza czasem i miejscem. Zmartwienia odpłynęły, zastąpione przez zachwycające piękno. Chłonęłam je, oddychając powoli i głęboko. Nie potrafiłam opanować uśmiechu cisnącego się na usta.

Zwolniliśmy. Rozpylone w powietrzu strużki wsiąkły w mijane obiekty. Nie znałam tej części Wilborough. Szczerze powiedziawszy wątpiłam, że nadal w nim byliśmy. Domy ustąpiły miejsca pnącym się wysoko w górę, skalnym ścianom. Im dalej jechaliśmy, tym bardziej zasłaniał je gęsty las. Wyciągał się w kierunku nieba, aż w końcu utworzył szczelny dach, przez który przedzierały się jedynie wycinki nieba. Zimny wiatr wskakiwał między oka swetra. Żałowałam, że nie zabrałam ze szkolnej szatni płaszcza.

Nagle Christopher zatrzymał motor. I, co było do przewidzenia, wpadłam na jego plecy.

— Przepraszam — wydukałam, zsuwając się na ziemię.

W pobliżu nie dostrzegłam ani żywej duszy. Chłopak wskazał między drzewa.

— Tam jest wąska ścieżka — wytłumaczył. — Dojdziemy nią do jaskini.

Ta, zupełnie normalne miejsce do rozmowy.

Nie pisałam się na spacer w odludnym miejscu. Starałam się obdarzyć Christophera choć ułamkiem zaufania, by wysłuchać, co miał do powiedzenia na temat tajemnic wszechświata. Ten proces był sam w sobie skomplikowany, a wywiezienie mnie poza miasto tylko bardziej go utrudniło. Do głosu powrócił znajomy, wygłodniały strach. Łapczywie wyszukiwał uciszone już wątpliwości i napełniał je nowym życiem.

— Jaskini? Co my mamy robić w jaskini? — Kolejne myśli pchały się na usta, nie prosząc o zgodę. — I co to było? To, co widziałam, kiedy jechaliśmy.

Christopher zsiadł dużo zgrabniej niż ja. Podszedł i nachylił się odrobinę.

— Sądziłem, że poczekasz jeszcze chwilę z pytaniami.

Przez kilka sekund mierzyłam się z nim wzrokiem.

— Naprawdę nie oczekiwałeś żadnych pytań po tym, jak wywiozłeś mnie gdzieś za miasto?

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz