Rozdział XIV: Niebezpieczne rozmowy

198 31 441
                                    

 Stojący przy oknie chłopak włożył ręce do kieszeni brązowej, zamszowej kurtki. Zaintrygowanie ani na moment nie opuściło jego twarzy.

Joseph.

Wokół bioder venatora nie odnalazłam pasa z bronią, ale nie oznaczało to jeszcze, że żywił on pokojowe zamiary. Był w końcu istotą, która urodziła się, by zabijać – nieobliczalną, żądną krwi i związanej z nią energii. Był łowcą.

I obrał mnie na swój cel.

Umysł co chwila wyrzucał z siebie obrazy gęstej, szkarłatnej cieczy, bryzgającej na czarną koszulę i wsiąkającej w dziury między kostką brukową. Nie nadążałam za biegnącym sprintem oddechem. Oparłam drżącą dłoń o ścianę i zamrugałam kilkukrotnie. Błagałam organizm o skupienie. Nie mogłam poddać się panice. Nie w momencie, gdy zaledwie kilka kroków dalej znajdował się morderca.

Walcz!

– Wszystko w porządku?

Zmusiłam się, by unieść wzrok. Joseph wciąż stał w tym samym miejscu. Zmarszczył czoło, przez co pojawiła się na nim pojedyncza, pionowa zmarszczka.

Odetchnęłam głęboko i wyprostowałam się, prezentując przepraszający uśmiech. Kąciki ust nie zamierzały poddać się mojej władzy. Trzęsły się w obłąkańczym tańcu, którego nie umiałam zatrzymać.

– Prze... – zacięłam się. Przełknęłam ślinę. – Przestraszyłeś mnie.

Twarz chłopaka rozjaśniła się zrozumieniem.

– Co ci naopowiadał ten demon? – zapytał. Z każdego słowa kapała złość.

Ukradkiem rozejrzałam się za czymś, co mogłoby posłużyć za broń. Na zaścielającej łóżko, fioletowej narzucie leżała gruba książka. Oprawiona w twardą okładkę.

Gdybym zawołała mamę, ona też znalazłaby się w niebezpieczeństwie. Z kolei Christophera nie miałam jak powiadomić, bo mój telefon tkwił w tylnej kieszeni spodni. Joseph nie wydawał się głupi. Gdybym wyciągnęła komórkę i zaczęła coś na niej pisać, tylko bym go tym rozwścieczyła. Wpadłam więc na inny, bardzo głupi pomysł.

Złapałam opasły tom i doskoczyłam do chłopaka. Przedmiot z głuchym łupnięciem spotkał się z jego głową.

– Au! – zawołał, łapiąc się za obolałe miejsce.

Rzuciłam się biegiem do wyjścia z pokoju i po raz pierwszy ucieszyłam się, że mama nigdy nie zamontowała drzwi. Możliwość ucieczki rekompensowała wszystkie lata braku prywatności.

Już miałam postawić stopę na korytarzu, gdy nagle się od czegoś odbiłam. Wymacałam pionową, przezroczystą powierzchnię.

Błagam, tylko znowu nie to.

Koszmar z wizji, w której śledziłam losy swojego sobowtóra, powrócił jak bumerang. Niewidzialna ściana skutecznie odgradzała jedyną drogę ratunku. Oblał mnie palący, nieokrzesany strach. Szumiał w uszach, zapowiadając nadchodzącą ciszę, podarunek śmierci.

Obróciłam się w stronę zabójcy. Poruszał ustami, ale nie zrozumiałam żadnego z cichych słów.

– Więc to tak traktujesz gości? – powiedział już głośniej. Westchnął ze znużeniem. – Nie zrobię ci krzywdy. – Rozchylił poły kurtki. – Widzisz? Nie jestem uzbrojony. Chcę tylko porozmawiać.

Kłamstwo.

Zacisnęłam usta. Ostatkami sił zabraniałam sobie płakać. Nie dostrzegałam żadnych szans na ocalenie. Nie wiedziałam, na czym dokładnie polegały moce chłopaka i czy ulegały one wyczerpaniu, ale nawet jeśli tak, do tego czasu mogłam już leżeć martwa. Pamiętałam, z jaką szybkością potrafił poruszać się Joseph. Jak skutecznie przecinał ostrzem ciało.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz