Rozdział III: Podejrzanie dociekliwy kolega z ławki

228 30 362
                                    

Po apelu wszyscy uczniowie mieli udać się do odpowiednich sal na pierwsze w tym roku szkolnym zajęcia. Vic czmychnęła w tylko sobie znanym kierunku, ale ja, Alex i Will wciąż tkwiliśmy w miejscu. Moja przyjaciółka stwierdziła, że nie zamierza przeciskać się przez wypływający na korytarz tłum. Kiedy tylko trochę się rozluźniło, przekonałam ją, że byłoby fajnie, gdybyśmy jednak nie opuścili połowy lekcji.

— Przynajmniej mielibyśmy swoje wielkie wejście, a tak to co mamy? Nuda, nuda, nuda. Moglibyście choć raz rozluźnić te wasze spięte tyłki — odparła naburmuszonym tonem.

— Kupię ci kawę na poprawę humoru, może być? — spytałam, doskonale wiedząc, że Alex nie oprze się takiej propozycji. Nasza ulubiona kawiarnia, Meow Café, serwowała napoje, których nie zawahaliby się skosztować nawet greccy bogowie. — Która sala?

Minęliśmy obwieszony gablotami hol. Przesunęłam wzrokiem po licznych pucharach i medalach. Rozważałam, czy może nie powinnam w tym roku zgłosić się do jakiegoś konkursu. Pewnie zyskałabym kilka punktów do rekrutacji na studia, która czekała mnie już niebawem.

— Szesnaście, na piętrze — podpowiedział Will. — Skleroza w tak młodym wieku?

— Tylko nie to — mruknęłam, ignorując jego komentarz. — Alex, wyjaśnij mi, proszę, czemu zgodziłam się na te buty?

— Bo wyglądasz w nich powalająco — podkreśliła i rozpoczęła żwawą wędrówkę w górę schodów.

Uniosłam brwi. Jak na razie pożyczone obuwie powalało na kolana tylko mnie. I to tak dosłownie. Stopy przechylały się na boki, przez co byłam zmuszona zacisnąć palce na drewnianej poręczy. Wciągałam się coraz wyżej i wyżej, wykorzystując prawie nieistniejące mięśnie rąk. Will obserwował te zmagania z wyraźnym rozbawieniem.

— Zgadnij, z kim jest pierwsza lekcja — rzucił. Przyciszył głos, bo dobrze wiedział, że w Wilborough Academy ściany miały uszy. — Pan Asner.

Wzdrygnęłam się. Surowy historyk budził równie wielką grozę, co pasywno—agresywna chemiczka, pani Miller.

— Tak jakoś przeczuwałam, że nadchodzi coś złego. Miejmy to już za sobą.

Odnalazłam drzwi z odpowiednim numerem i pociągnęłam za klamkę. Powitał mnie kpiący wzrok pana Asnera, jego znak rozpoznawczy.

— O, spójrzmy, kto to zaszczycił nas swoją obecnością — rzekł lodowatym tonem i zerknął na zegarek. — Nie pogniewasz się chyba, że zaczęliśmy bez ciebie i twoich przyjaciół?

— Ależ oczywiście, że nie — odparłam, udając skruchę. Wyrobiłam sobie niejaką wprawę. — Przepraszam za drobne spóźnienie.

— Siadaj już. — Machnął ręką, jakby odganiał uporczywą muchę.

Rozejrzałam się po klasie. Zostało tylko kilka wolnych miejsc i żadnych koło siebie, więc byłam skazana na towarzystwo jednego z nowych uczniów, a w tym roku pojawiło się ich całkiem sporo. Miałam do wyboru umięśnionego, łysego chłopaka, który przypominał dresiarza albo wytatuowaną od stóp do głów nastolatkę z niebieskimi włosami, która rzuciła mi bardzo zdegustowane spojrzenie. Trzecią opcją był... Zamrugałam, by sprawdzić, czy to nie jakieś pokręcone halucynacje.

Jak to możliwe, że spotykam go jeszcze tutaj?

Podeszłam do ławki na samym końcu sali, zajmowanej przez tego zaskakująco znajomego nieznajomego.

— Wolne? — spytałam, wskazując na puste krzesło.

Uniósł wzrok i uśmiechnął się krzywo. Coś przełączyło się w mojej głowie, dając upust dziesiątkom obrazów związanych z tym małym gestem. Odetchnęłam gwałtownie.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz