Rozdział: Piąty

1.1K 34 7
                                    

Słyszę, że szatyn coś do mnie mówi, lecz ja jedynie wbijam spojrzenie w profil Daphne. Nie rozpoznałam jej z początku, nie wygląda jak na zdjęciach. Jest o wiele szczuplejsza, a kości policzkowe są bardziej uwydatnione. Nie ma też tego szczęścia na twarzy, ale co się dziwić skoro od miesiąca siedzi pod jednym dachem z tym człowiekiem, który nawet niewiadomo, co jej robi i do czego ją zmusza.

— Zapraszam cię, Eliano.

Kobiety już nie patrzą. Znowu wbijają wzrok w jedzenie na talerzach. One nawet nie posyłają sobie wzajemnych spojrzeń, a przecież na siebie mogą liczyć. Mogą? Czy nawet tego zabronił im ten człowiek?

Czuję, jak szatyn chwyta moją dłoń i ciągnie w stronę wyjścia z kuchni. Dopiero, kiedy dziewczyny znikają mi z pola widzenia, odwracam spojrzenie przed siebie. Mężczyzna rusza do schodów, ale nie wychodzi po nich, a wchodzi pod nie. Przy ścianie znajdują się naprawdę małe drzwi, jak dla Alicji, z Krainy Czarów.

— Tutaj spędzisz godzinę lub dwie, w zależności od tego, ile zdążysz sobie przemyśleć i poukładać.

Ciągnie mnie za dłoń i stawia przed sobą i tym samym przed otwartymi już drzwiami. Schylam się, aby spojrzeć do środka i podskakuję, kiedy orientuję się, że moje pośladki otarły się o jego ciało.

— To było przez przypadek, nie myśl sobie, że do czegoś cię zachęcam. -- Zaznaczam, aby nie wyszły jakieś niejasności.

— Naprawdę myślisz, że wystarczy otrzeć się o moje nogi, aby mnie podniecić? — pyta.
— Wejdź do środka.

Wchodzę do ciemnego, naprawdę ciasnego pomieszczenia, a drzwi się zamykają. Gdyby usiąść tutaj we czwórkę, mam na myśli, z resztą dziewczyn, to chyba jedna na drugiej, bo nie widzę innej możliwości. Siadam przy samej ścianie i wyciągam rękę do góry, aby pociągnąć za mały sznureczek, który zapala światło. Czuję, jak ściana mnie ściska z obu stron, nie ma pomiędzy nami zbyt dużej przestrzeni. W środku jest pusto. Nie ma żadnego przedmiotu, choć dla niego pewnie teraz kantorek jest wypełniony jednym, dużym przedmiotem, czyli mną.

Cwel!

Wracam myślami do Daphne. Można powiedzieć, że zagadka została rozwiązana, ale nie jestem w stanie poinformować o tym jej rodziców, ani jej stąd uwolnić. Najpierw muszę odzyskać wolność ja, aby później mogła to uczynić reszta dziewczyn.

Potrzebuję wiedzieć, jak szatyn się nazywa. Muszę wiedzieć, gdzie jesteśmy, jaki to jest adres. Na pewno nie wyjechaliśmy z kraju, a nawet nie oddaliliśmy się bardzo od Limy. Uda mi się stąd wydostać, jestem tego pewna.

° ° °

Stoję w salonie. Zostałam tutaj przyprowadzona zaraz po tym, jak zostałam wypuszczona z tego przeklętego kantorka. Po jakimś czasie czułam, że oszaleje. Tam się nie da myśleć, tam można jedynie wyczekiwać uwolnienia.

— Chodź do mnie.

Szatyn siedzi na kanapie w stronę kominka, a ja stoję tuż obok stolika kawowego. Ruszam w jego stronę i staję obok nóg. Moja pozycja krzyczy, że nie rusza mnie w żadnym stopniu jego żałosna zagrywka. Dostrzegam, jak klepie swoje kolano. Mam ochotę się zaśmiać. On naprawdę myśli, że wygląda przerażająco?

Siadam na kolanie mężczyzny i lekki pisk opuszcza moje usta, kiedy w kilku ruchach i w bardzo szybkim tempie przerzuca mnie przez swoje kolana. Moja głowa zwisa ku podłodze, choć wiele brakuje, abym jej nią dotknęła.

— Ile klapsów powinnaś dostać za brak szacunku? — podwija łagodnie moją sukienkę, wystawiając na swój widok pośladki.

Dobrze wiedział, co robi, kiedy zamiast pełnych majtek, przyniósł stringi. Nie musi zbyt dużo ściągać, aby wykonać na mnie "klapsowanie".

— Na szacunek trzeba sobie zasłużyć, nie dostaniesz go w prezencie. — odpowiadam.
— Nie jesteś jebanym Greyem, ale chyba bardzo byś chciał, co?

Na pośladek spada pierwsze uderzenie. Było łagodne. Dostawałam gorsze od moich partnerów seksualnych, a śmiem nawet twierdzić, że dużo gorsze.

— Nie muszę nim być, aby brunetki w klubie miały mokro od samego patrzenia na moją osobę. — Śmieje się lekko, a ja zaciskam wargi w wąską linię. Gdybym mogła cofnąć czas, to bym wezwała policję, zamiast łasić się do niego niczym kotka z ADHD.

Kolejne uderzenie spada na pośladek, tym razem drugi. Nadal nie jestem wzruszona, choć uderzenie było silniejsze. Nie boli, lecz dzieje się ze mną coś innego. Kocham klapsy, mogłabym je dostawać codziennie, po kilka razy. Staram się wyrzucić z głowy myśl, że jestem w stanie się przy nim podniecić, ale jest to ciężkie. Ten facet jest w moim typie, a na dodatek uderza tak perfekcyjnie, że czuję to dosłownie wszędzie.

— Zatem, na ile klapsów zasłużyłaś? — ponawia pytanie, zadając mi kolejne uderzenie. Z każdym kolejnym uderza mocniej, ale i dokładniej. Mam ochotę jęknąć, udaje mi się powstrzymać tylko przez fakt, że zagryzam lekko wargę.

— Pięć.

Jak najmniej, byle nie zdążyło zrobić mi się mokro, bo będę skończona. Wygra ze mną, a do tego nie mogę dopuścić za żadne skarby. Myśl o czymś innym, Eliano. O czymś obrzydliwym.

— Dziesięć. — Poprawia mnie i zadaje czwarte uderzenie.

Opuszczam głowę w dół, choć przed chwilą wpatrywałam się przed siebie. Muszę to wyłączyć. Ciężko jest jednak, kiedy trzyma dłoń na moim pośladku, zaciska palce, a następnie uderza.

Piąte.

Rozlane szambo.

Myśl o obrzydliwych rzeczach. Nie podniecaj się, nie rób tego!

Szóste.

Bije mnie wielki, pryszczaty, rudy goryl, który nigdy w życiu by mnie nie podniecił!

Siódme.

Jest brzydki, jest brzydki, jest brzydki.

Ósme.

Mężczyzna zaczyna masować mój pośladek. Czuję, jak napiera na mnie swoim ciałem, choć z początku nie wiem, do czego zmierza. W końcu przylega wargami do moich pośladków i składa kilka soczystych pocałunków. Czuję, jak prąd rozlewa się między moimi nogami, a jęk, który tłumiłam wychodzi na światło dzienne.

Kurwa!

— Perfekcyjna czerwień. — Kolejny pocałunek, który wywołuje lekkie drżenie mojego ciała.
— Na teraz wystarczy.

Podnosi mnie ze swoich ud, przez co staję na własnych nogach i nie mogę uwierzyć, że są jak z pieprzonej waty. Podniecenie widać po każdej części mojego ciała, nawet na twarzy. Porażka, porażka, porażka.

— Możesz zjeść obiad, choć z pewnością będzie już zimne. — Wstaje z kanapy i staje tuż przede mną. Wyciąga w moją stronę dłoń i zakłada jedno luźne pasmo włosów, za moje ucho.
— Następnie posprzątaj łazienkę i wróć do pokoju.

Odchodzi, a ja wypuszczam głośno powietrze. Zaczął, a nie skończył. To niby dobrze, ale teraz muszę zająć się tym sama.

Czegoś jednak nie rozumiem. Dlaczego dziewczyny tak bardzo się go boją, skoro on właściwie oprócz ich porwania, nic takiego nie robi? On nawet nie krzyczy, a one, kiedy tylko on się pojawia, zamieniają się w roboty. Czy ja o czymś nie wiem?

° ° °

Opuszczam łazienke po tym, jak ją sprzątnęłam i zrobiłam sobie dobrze. Z całych sił starałam się myśleć o czymś innym, o kimś innym niż szatyn. Okazało się to jednak zbyt trudne po jego poprzednim występku. Wolałabym jakąkolwiek inną karę, lecz nie klapsowanie.

Patrzę na drzwi tarasowe, które znajdują się na przeciwko tych od łazienki. Dostrzegam szatyna, który stoi na zewnątrz odwrócony plecami do mnie. Opuszcza rękę, a ja dostrzegam między jego palcami papierosa. Pali! Matko jedyna, robi coś, czego całą sobą nienawidzę. To dobrze, to bardzo dobrze. Może wcześniej umrze na raka płuc. Nie sądzę, że ma mniej niż czterdzieści lat, jeśli tak, to skurczybyk jest ode mnie starszy o siedemnaście.

Ostatni raz spoglądam na mężczyznę i ruszam na piętro, aby wrócić do pokoju, położyć się i odprężyć. Mam nadzieję, że są tam dziewczyny. Chciałabym w końcu z nimi porozmawiać, a szczególnie z Daphne.

Uprowadzona (+18)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz