BONUS

998 40 20
                                    

Piętnaście lat później...

Proszę! — krzyczę słysząc pukanie do drzwi.

Do środka wchodzi Dylan, mój sekretarz i jednocześnie prawa ręka. Moja firma zmieniła się nie do poznania. Nie jest to już jeden wynajmowany gabinet w starej kamienicy. Cały budynek należy do mnie. Mam kilkunastu detektywów i menadżera. Codziennie zalewa nas mnóstwo próśb o pomoc. Ta praca pokazała mi jak bardzo świat jest zniszczony. Jak ludzie potrafią być bezwzględni.

— Przyszedł niejaki Mir Chez. — Mówi wpatrując się w kartkę, którą trzyma w dłoni.
— Ma do rozwiązania jakąś sprawę, prosi o rozmowę.

— Przecież wiesz, że ja się tym już nie zajmuję. — Zajmuję się jedynie sprawami, że tak to ujmę, biurowymi. Papierowa robota. Mam czterdzieści trzy lata, nie dla mnie już bieganie po ulicach za przestępcami.
— Przekieruj Pana do Violetty.

— Tak, z tym że Pan Chez twierdzi, że nie będzie rozmawiał z nikim innym. Uważa, że nie są wystarczająco wykwalifikowani. — Odpowiada.

— Uświadom mu więc, że każda jedna tu osoba jest wyjątkowo wykwalifikowana. — Mówię z przekąsem. Aż za bardzo nie spodobało mi się takie szufladkowanie.

— Tak jest.

Opuszcza gabinet, a ja z powrotem daję się pochłonąć biurowym sprawom. Chciałabym wyjść stąd do wieczora, gdyż mamy rodzinny obiad. No, obiadokolacje. Teraz bardzo ciężko o termin. Jestem zajęta pracą, Melodii chłopakiem i również ciężką pracą, a rodzice cóż, co chwilę wyjeżdżają mówiąc, że to ich zasłużona emerytura.

— Wejść. — Warczę nieprzyjemnie.

— Pani Eliano. — Mówi skruszony Dylan.
— Ten Pan twierdzi, że będzie czekał na korytarzu dopóki Pani nie zechce go ugościć.

Wstaję z miejsca i nachylam się nad biurkiem wbijając w Dylana mordercze spojrzenie. To wystarcza, aby wyszedł. Daje mi to pewność, że już nie wróci. Facet z korytarza ma nierówno pod sufitem. Nie wiem jak można być tak bezczelnym. Rozsiadam się z powrotem w fotelu i kończę podpisywać zdane mi raporty.

° ° °

— Słucham cię, Melodii. — Mówię do słuchawki.

— Musimy iść na ten obiad? Jest dzisiaj mocna impreza w Luvi. — Pyta z dość silną nadzieją w głosie.
— Możemy się zabawić.

Luvi, klub w którym nie byłam od dwudziestu lat. Nie dziwię się, że w nim bywa. Mi też się tam bardzo podobało. Niestety co rusz muszę jej powtarzać, aby na siebie uważała, a przede wszystkim z nikim klubu nie opuszczała. Jak dobrze, że ma chłopaka, który również pilnuje jej jak oczka w głowie.

— Nie, dziadkom bardzo zależy na naszej obecności. — Informuję.
— Pójdziesz jutro, kochanie.

— Jeny, że to akurat dzisiaj. — Wzdycha ciężko.
— Dobra, to widzimy się u nich w chacie.

Rozłączam się nie wypowiadając już żadnych słów. Melodii wbrew pozorom wyrosła na dobre dziecko. Ukończyła studia i pracuje w zawodzie. Potulna i nie sprawiająca problemów dziewczynka. Nie, teraz już kobieta. Piękna szatynka o niebieskich oczach.

Wstaję z fotela i gaszę monitor komputera. Ruszam do drzwi rozglądając się jeszcze po biurze, aby mieć pewność, że na pewno wszystko zrobiłam i że przede wszystkim zabrałam każdy jeden ważny papier. Chwytam za klamkę i z uśmiechem na ustach opuszczam gabinet. Kiedy odwracam się w kierunku korytarza, wszystkie teczki z impetem upadają na szare kafelki podłogowe.

Uprowadzona (+18)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz