Rozdział: Jedenasty

1K 38 0
                                    

Siedzę w pokoju i wpatruję się w migającą żarówkę na suficie. Niedługo zostaniemy bez światła, jeśli szatyn nie zechce tego naprawić. Nie to jest jednak największym problemem; a to, że moje serce bije mocniej na myśl o pocałunku, który przed chwilą przeżyłam i to; że wyrzuty sumienia wywiercają mi dziurę w żołądku, kiedy pomyślę o solidarności wobec dziewczyn, a raczej jej braku.

Odwracam twarz w prawą stronę i zerkam na Daphne. Ona też wpatruje się w sufit, a ja przypominam sobie o przeszłej imprezie. Wiem już, jak na niej było, lecz chciałabym się dowiedzieć tego również z jej perspektywy. Szatyn nie musiał mi mówić całej prawdy.

— Jak było na imprezie, Daphne?

Kobieta odwraca twarz w moją stronę. Przez chwilę na mnie patrzy, a później na powrót wbija spojrzenie w mrygająca żarówkę. Nie zauważyłam, aby wzmianka o imprezie wywarła na niej jakiekolwiek wrażenie.

— Daphne?

Kobieta lekko wzdycha, choć klatka piersiowa unosi się w zawrotnym tempie. Podnoszę się do siadu i przyglądam kobiecie. Dość długo myśli nad wypowiedzeniem choć jednego słowa.

— Było... — Głos jej się łamie, a przez to moje serce zabiło mocniej. Wstaję z łóżka i siadam na skraju łóżka kobiety. Chwytam ją za dłoń, aby dodać jej otuchy. Już wiem, że ten pieprzony bandyta kłamał.
— Było... było...

— Spokojnie.

-- Było... fajnie. — Przenosi na mnie przejęte spojrzenie. Nie sądziłam, że te słowa sprawią, że poczuję ogromną ulgę. Nie wiem czy przez fakt, że szatyn nie skłamał czy przez to, że nie została skrzywdzona.
— Ja nie wiem, jak...

— Słucham?! — zrywa się Magaly.
— Jak było?!

— Nie krzycz. — Upominam kobietę, gdyż wiem, że szatyn siedzi w gabinecie nieopodal.

— Ja nie rozumiem... — mówi Daphne, a w następnej kolejności zaciąga nosem.

Przysuwam się bliżej i biorę kobietę w objęcia. Wczepia się we mnie, jakby to było wszystko, czego teraz potrzebowała. Szloch ogarnia całe jej ciało. Płacze w moje ramię, a mi to w ogóle nie przeszkadza. Z pewnością każdej z nich brakuje bliskości.

— Ostatnim razem był to koszmar. — Szlocha nadal, a ja zwiększam siłę uścisku.

— W sumie dziwne to wszystko, ostatni raz podniósł na mnie rękę z dwa tygodnie temu. — Wypowiada się Magaly.

— Może po prostu byłaś grzeczna? — pytam i uwalniam Daphne z moich objęć.

— No w sumie byłam.

— Cóż, Daphne. — Mówię.
— Ciesz się i ja również się cieszę, że nie spotkała cię żadna krzywda.

— Nie rozumiem... — Mówi jeszcze, nie do końca wiedząc, co powinna czuć.

° ° °

Od tygodnia staram się rozwikłać zagadkę zdjęcia, lecz na próżno. Nie było żadnej okazji, aby przeszukać jego rzeczy jeszcze jeden raz. Jednak liczę, że w końcu się owa nadarzy. Nie dostrzegłam również w nim żadnego podobieństwa do siebie czy mojej rodziny. Ani zewnętrznego ani wewnętrznego.

Martwię się też, ponieważ minął ponad tydzień mojego pobytu tutaj, a tak naprawdę stoję w miejscu. Nie znalazłam niczego, co może pozwolić mi się stąd wydostać. Nie dowiedziałam się niczego, co pozwoliłoby mi później wsadzić go za kratki. Minął tylko tydzień i aż tydzień, a ja już mam lekkie załamanie. Co ma czuć reszta dziewcząt? Są takie młode. Nie sądzę, że wiele starsze ode mnie, a tak dużo czasu tutaj straciły.

Uprowadzona (+18)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz