Rozdział: Szósty

1.1K 37 3
                                    

Wchodzę do pokoju. Cieszę się, kiedy zastaję w nim dziewczyny, ale tylko przez chwilę, gdyż nie podoba mi się to, co widzę. Siedzą oparte o ścianę, każda na swoim łóżku i tępo wpatrują się przed siebie. Dlaczego nie rozmawiają, przecież bycie we trzy to z pewnością najlepsza część dnia, która może ich spotkać.

Przenoszę spojrzenie na Daphne, która patrzy na mnie. Zdaje się być najbardziej ludzka z nich wszystkich. Być może jej nie wyprał jeszcze mózgu. Siadam na skraju jej łóżka, a ona patrzy na mnie z wytrzeszczonymi oczami.

— Nie możesz tu siedzieć.

— Chcę z tobą porozmawiać. — Mówię.
— Jak to się stało? Jak cię złapał? — pytam.
— Twoi rodzice i bliscy bardzo się martwią.

Jej oczy robią się szkliste, kiedy tylko słyszy wzmiankę o rodzinie. Widzę, że ma wiele pytań, ale nie ma pojęcia, które wypowiedzieć jako pierwsze.

— Kim jesteś? Albo nie, nie mów. — Wskazuje dyskretnie głową na pozostałe dziewczyny. Zrozumiałam przekaz, trzeba uważać, co się mówi.
— Wsypał mi coś do drinka, później już obudziłam się tutaj. Dziewczyny już tutaj były.

— Jak długo tutaj są? — pytam.

— Fiorella, czyli ta w zielonej sukience, tej jasnej zielonej. — Mówi, a ja przenoszę spojrzenie na kobietę, z którą zamieniłam już kilka zdań na piętrze, choć kilka, to zbyt dużo słowo.
— Jest tutaj prawie rok.

— Boże święty. — Mówię, nie mogąc się powstrzymać.

Ona siedzi tutaj rok. Przez rok żyje pod dyktandem tego człowieka. Nie mając prawa głosu czy prawa do próśb. Nie może spełniać swoich marzeń i potrzeb. Boże święty, toż to koszmar!

— Magaly, ta w zielonej, ale ciemniejszej sukience, jest tutaj około pół roku. — Mówi, a w mojej głowie pojawiają się te same przemyślenia, co przy poprzedniej kobiecie.
— No i ja, od miesiąca ponad.

Patrzę na oczy Daphne, następnie wstaję i ruszam do Magaly, której również patrzę w oczy, ta ma pusty wzrok, jakby życie z niej uleciało. To samo robię z trzecią kobietą i teraz już rozumiem, skąd kolor sukienek.

— Mamy sukienki odnoszące się do koloru naszych oczu. — Stwierdzam.
— Wiedziałyście o tym?

— Myślisz, że będąc zamkniętymi w czterech ścianach jakiegoś mężczyzny, analizujemy skąd wzięły się kolory sukienek?

Odwracam się w stronę Magaly, która w końcu zabiera głos. Być może ma rację i tylko ja jestem nienormalna. Z drugiej jednak strony na ich miejscu analizowałabym wszystko, byle nie myśleć o tym, co przyniesie przyszłość.

— Cóż... — Mruczę.
— Co wiecie na temat szatyna? Każda informacja jest na wagę złota.

Siadam na swoim łóżku, aby w razie czego szatyn nie zauważył, że bawię się w jakiegoś detektywa i przepytuję resztę kobiet. Nadal nie wiem, do czego on tak naprawdę jest zdolny.

— Co sobotę wychodzi, a jeśli nie wychodzi, to zamyka nas w pokoju lub w klatce pod schodami. — mówi Daphne.
— Nigdy się to nie zmienia, sobota zawsze wygląda tak samo.

— Na cały dzień? — pytam zaskoczona.

— Tak. — Odpowiada Magaly.

— A co z potrzebami? Jedzeniem? Toaletą? — strzelam pytaniami, jak z armaty. Przecież to chore.

— Jeśli jesteśmy zamknięte tutaj, to dostajemy wiaderko i wodę w baniakach, jeśli jednak w klatce pod schodami, to tylko jedną, małą butelkę wody. — Mówi Daphne.
— Nie wiemy o nim nic, nie znamy nawet imienia. Bardzo dobrze stara się to ukryć.

Uprowadzona (+18)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz