Rozdział: Dziewiętnasty

877 35 1
                                    

Usłyszałam wjeżdżający na posesję samochód, kiedy jeszcze obraz leżał na ziemii, a ramka ze zdjęciem na biurku. Miałam ochotę się popłakać, gdyż dawno nie czułam się tak zastresowana i przerażona. Opuściłam jego gabinet w tym samym momencie, co on wszedł do domu i choć starałam się chodzić jak najciszej, to nie sądzę, że mi się to udało, gdyż niedługo później zjawił się u nas w pokoju. Prędkość bicia mojego serca zdecydowanie była niebezpieczna. Miałam wrażenie, że słychać je w całym pokoju. Mimo to koniec końców się udało. Broń schowałam do kartonu z ubraniami, a kartki do poszewki w poduszce. Dobrze, że gdy wróciłam dziewczyny spały. Nie chcę im zdradzać, że coś znalazłam, a przede wszystkim co znalazłam; choć w połowie sama nie mam pojęcia.

Szoruję ten kominek jak tylko mogę, ale cały czas myślę o kartkach. Nie mam czasu ani okazji, aby na nie zerknąć. Nie chcę, aby odbyło się to w towarzystwie dziewczyn. Nie mogą wiedzieć wszystkiego.

— Cholera. — Klnę pod nosem. Zapomniałam się i przejechałam brudną od mazi dłonią po części czoła.

Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że ta praca się nie kończy. Może gdybym miała do towarzystwa muzykę, byłoby przyjemniej. Jednak nie mam, a jedyne co słyszę, to głuchą ciszę w domu. Każda dziewczyna pracuje tak cicho, że przez chwilę się zastanawiam czy w ogóle pracują.
Patrzę przez ramię, kiedy słyszę kroki z góry. Dostrzegam Daphne idącą w moim kierunku z wiaderkiem i mopem. Czyli musiała skończyć szorować górę. Jest bliżej niż dalej, zazdroszczę.

— Jak ci idzie? — staje tuż obok mnie i myje podłogi w pobliżu kominka. Jej głos jest naprawdę mocno ściszony.

— Marnie. — również szepczę.

— Rzadko zajmowałam się podłogami i nie sądziłam, że tak bardzo bolą od tego plecy. Nie zazdroszczę Fio...

Przerywa jej dźwięk kolejnych zbliżających się kroków. Obie milkniemy i wbijamy spojrzenie w to, czym teraz powinnyśmy być zajęte.
Nie odwracam się nawet. Skoro Daphne jest tutaj, to może to być tylko szatyn.

— Jak wam idzie?

Odwracam się przez ramię, kiedy jednak słyszę głos Magaly. Byłam pewna, że jest w łazience na dole, a jednak cały czas byłam na parterze sama. Mój umysł zaczyna płatać mi figle.

— Słabo. -- Odpowiadam.

— Dobrze.

— Ja muszę przyznać, że podoba mi się sprzątanie łazienek bardziej niż układanie w jego szafach. -- Mówi Magaly.
— Zawsze po kilku dniach ma tam nie lada syf.

Magaly znika za drzwiami łazienki, a my przenosimy na siebie porozumiewawcze spojrzenie. Daphne i Magaly mają dość burzliwą relację. Mi ciężko stwierdzić jaka mnie z nią łączy. Zdecydowanie z Daphne dogaduję się najlepiej.

° ° °

Jemy obiad, który przygotowała Fiorella. Ona gotuje naprawdę dobrze i jej posiłki mogłabym zjadać codziennie. Myślę, że moje jest najtrudniej przełknąć. Cóż... odkąd tylko się wyprowadziłam żyłam na pudełkach. Nie sądziłam, że będę zmuszana do gotowania. W najgorszych koszmarach mi się to nie śniło.

— Dzisiaj będę miał gości. — Mówi Ademir.
— Będziecie zamknięte pod schodami, abym miał pewność, że do żadnej z was mój gość nie będzie miał ochoty zagadać. Spotkanie nie potrwa specjalnie długo.

— Będziemy we cztery siedziały w tej klitce? — odkładam widelec, gdyż straciłam cały apetyt. Przecież to jest tak małe, że będziemy musiały siedzieć jedna na drugiej.

— Tak.

Mam ochotę ostentacyjnie prychnąć, kiedy odpowiada na moje pytanie jak gdyby nigdy nic. Gryzę się jednak w język i powstrzymuję potok słów na niego się cisnących. Boję się, że się tam podusimy.

Uprowadzona (+18)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz