26- Definition

106 6 2
                                    

Z zespołem byłam umówiona o północy, miałam jeszcze 4 godzin. Jake pojechał jakąś godzinę temu, a ja dalej siedziałam na tej ławce, moje plany zostały pokrzyżowane. Nie zamieszkam teraz u Davida, ponieważ nie dopuszczę to do tego by Jake poznał jego znajomych. Musiałam znaleźć inne wyjście, musiałam załatwić nam mieszkanie. Największym problemem jest to, że nie jestem pełnoletnia, nie mogę mieszkać sama, potrzebuję opiekuna.

W głowie szukałam odpowiedniej osoby, lecz żadnej nie mogłam znaleźć. Kate odpada, Jessy tym bardziej, Richard ma za dużo a głowie, a poza tym wątpię czy to był by dobry pomysł by Jake go poznawał. Wyciągnęłam swój telefon i zaczęłam przeglądać listę kontaktów, była dość długa, lecz większość osób to byli ludzie pracy. Pracownicy przystani, mechanicy, czy handlowcy, każdy działał nielegalnie i nie mogłam poprosić ich o pomoc. Mój brat wszystko skomplikował i to dwa razy bardziej niż myślałam.

Na dłuższą chwilę skupiłam się na numerze Richarda, może jednak on mi się przydać. Kliknęłam i przyłożyłam telefon do ucha, usłyszałam pierwszy sygnał, drugi a potem następny. Jeśli on nie odbierze to skończyły mi się pomysły. Kiedy usłyszałam kolejny sygnał chciał już się rozłączyć, lecz wtedy mężczyzna odebrał.

-No co tam Alex?- Przywitał się radośnie.

-Możemy się spotkać?- Zapytałam podkulając nogi na ławce.

-Przystania jest dzisiaj zamknięta-

-Tak wiem, ale potrzebuję spotkania. A raczej potrzebuję twojej pomocy- Na chwilę zapadła cisza.

-Masz zaplanowane miejsce?- Zapytał nagle, a ja się uśmiechnęłam. Dziękowałam światu, że zawsze mogłam na niego liczyć.

-Nie, możesz wybrać, albo przyjechać na górkę- Wyjaśniłam.

-Którą?- W głowie musiałam przypomnieć sobie nazwę dzielnicy.

- Tą na Fort Schelial-

-Dobra już jadę, nie spóźnij się- W tle usłyszałam szelesty, prawdopodobnie kluczy.

-Postaram się- Po moich słowach rozłączyłam się i schowałam telefon.

Czego ja dokładnie oczekuję? Czy ja chcę mu powiedzieć prawdę? Znam go już trochę czasu, ale jednak cięzko mi mu zaufać, cięzko mi komukolwiek zaufać. Siedziałam w tej samej pozycji wpatrując się w ziemię, do momentu aż nie przyjechał Richard. Kiedy zobaczył w jakiej pozycji się znajduję, bez słowa podszedł i usiadł obok mnie.

-Mam ci pomóc poskładać ci życie?- Nawet się nie przywitał, spojrzałam na niego.

-Potrzebuję mieszkania, z opiekunem- Jego wyraz twarzy ukazał zaskoczenie.

-Skoro straciłaś dom, nie możesz zamieszkać u Davida? Jesteście ze sobą naprawdę blisko- Opuściłam nogi.

-Mogłam, ale plany poszły się jebać-

-Dlaczego?- Zapytał, a ja potrzebowałam chwili by zdecydować, co dokładnie chcę mu powiedzieć.

-Tu chodzi o mojego brata, nie zostawię go samego, a z Davidem nie może mieszkać- Mężczyzna przytaknął po czym chwilę się zastanawiał, a gdy chciał już coś powiedzieć wyprzedziłam go- U ciebie też odpada, on nie wie nic o przystani-

-Mam inny pomysł-

-Dawaj, muszę mieć cokolwiek- Oparłam przedramiona o swoje uda.

-Pamiętasz swój pierwszy miesiąc w przystani?- Chwilę zastanawiałam się o co mu chodzi.

-Co dokładnie mam pamiętać? - Nie powróciłam wzrokiem na niego, siedziałam wpatrując się w ziemię.

-Mężczyznę z wypadku? któremu pomogłaś?-

Real victoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz