Rozdział 29

1.3K 110 19
                                    

~ Pearl ~

Następnego dnia obudziłam się już przed siódmą. Nie przeszkadzało mi nawet to, że rozmawialiśmy poprzedniego dnia z Jacobem aż do trzeciej nad ranem. Jestem tak cholernie szczęśliwa, że mój synek żyje i okazał się nim Theo, że nawet nie mam zbytnio ochoty na spanie. Spojrzałam się na Jacoba, który już też miał oczy otwarte.

- Czemu nie śpisz?

- Chciałem zadać ci to samo pytanie. - Zaśmiał się.

- Chyba jestem trochę zestresowana dzisiejszym dniem. Boję się tego, jak Theo zareaguje na to, że jesteśmy jego rodzicami.

- Dobrze zareaguje Pearl. Przecież on już cię uwielbia, a gdy dowie się, że jesteś jego mamą to będzie w niebo wzięty.

Jacob przyciągnął mnie do siebie i przytulił do swojej nagiej klatki piersiowej.

- Nie byłabym tego taka pewna. - Powiedziałam przełykając z nerwów ślinę. - Dla niego ojcem był Cole, który przez cały ten czas wpajał w niego kłamstwo, że jego matka zmarła przy porodzie, a on jest jego ukochanym synkiem.

- Skarbie, gdy wyjaśnimy mu wszystko to ucieszy się, że jesteśmy razem, a Cole nie zwyciężył odbierając go nam.

- Obyś miał rację, bo boję się, że kłamstwo Cole'a sprawi, że nas odrzuci i będzie sobie myślał, że chcemy szykanować jego ojca.

To mnie najbardziej w tym wszystkim przeraża. W końcu przez 8 lat to on był dla niego ojcem. Opowiadał, że bardzo kochał tatę i tęskni za nim mocno. Opisywał Cole'a jako wspaniałego ojca, więc boję się, że nie uwierzy nam, że był to zły człowiek. Poza tym może sobie pomyśleć, że go porzuciliśmy.

- Wszystko będzie dobrze. To mądry chłopiec Pearl. Krótko jest w naszym życiu, ale widać, że odziedziczył po nas same dobre cechy

- Tu akurat się z tobą zgodzę. Mamy naprawdę mądrego syna. - Uśmiechnęłam się do niego. - Powinniśmy wstać. Nie mogę się doczekać aż go zobaczę. Poza tym czas się szykować na ślub.

- Wiesz, że jest jeszcze 8 godzin do tego ślubu?

- Kochanie jestem kobietą. Do tego przez 10 lat nie uczestniczyłam w takich uroczystościach. Będzie sporo osób, więc chcę wypaść jak najlepiej. - Jego mina od razu się zmieniła. - Co jest Jake?

- Wchodzę w paszczę lwa. Większość tych ludzi wie, kim jestem. Nie będą zadowoleni z mojej obecności, a wręcz oni mnie nienawidzą i najchętniej widzieliby mnie martwego.

- Trudno. Będą musieli się z tym pogodzić. Przecież wczoraj w klubie nie było tak źle. Poniekąd ci, co tam wczoraj byli są najważniejsi ze wszystkich.

- Znam twój świat doskonale kochanie.

Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w usta. Przycisnęłam moje ciało do jego. Poczułam jego twardą erekcję.

- Mamy jednak trochę czasu. - Powiedziałam między naszymi pocałunkami.

- Też tak uważam.

Jacob dotknął mnie pomiędzy nogami i zaczął masować palcami. Odchyliłam głowę do tyłu, a on to wykorzystał i zaczął całować mnie po szyi. Wsadziłam moją dłoń w jego spodnie od pidżamy i złapałam za jego fiuta. Pieściliśmy się wzajemnie jęcząc przy tym z podniecenia i przyjemności jaką sobie sprawialiśmy.

Dłużej już nie wytrzymam bez niego. Zsunęłam z niego spodnie, a on w tym czasie zdjął moje majtki. Usiadłam na nim okrakiem i nakierowałam jego kutasa na moją dziurkę. Delikatnie wbiłam go w siebie i zaczęłam ujeżdżać. Będąc na górze mogę wsunąć go w siebie całego. To jest tak cholernie zajebiste, gdy dotyka swoim czubkiem najgłębszych zakamarków mojej kobiecości.

Wybacz mi Pearl (American Mafia Story vol. 4) (18+) ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz