ROZDZIAŁ 24

505 21 0
                                    

ROGER

Siedziałem przed komputerem i czytałem informacje, które zdobył dla mnie Liam. William Johnson. Były chłopak Aurory. Trzydzieści cztery lata, żonaty, zatrudniony w firmie logistycznej, na stałe zameldowany w Bostonie w Wielkiej Brytanii. Zainteresowało mnie to, że nie był singlem. Aurora mówiła, że rozstali się prawie dwa lata temu. Jak widać, nie próżnował. Poprosiłem o prześwietlenie jego partnerki i sprawdzenie jego alibi. W głębi duszy wierzyłem, że to nie on. Ale skoro nie on, to kto? Nie mogłem w żaden sposób się domyślić.

Poszedłem do naszej firmowej kuchni i zrobiłem sobie kawę. Najwidoczniej czeka mnie długi i ciężki dzień. Stanąłem przy otwartym oknie i próbowałem zażyć trochę świeżego powietrza. Miałem nadzieję, że ta sprawa skończy się szybciej niż się zaczęła. Przy okazji zaczynałem myśleć o tym, jaki prezent dać Aurorze. Za niedługo święta i szczerze liczyłem, że będzie chciała spędzić je z moją rodziną. Za kilka dni moja mama miała urodziny i tu kwestia upominku była o wiele łatwiejsza, bo załatwiłem jej wizytę w spa. Skarżyła się, że jest zestresowana i zmęczona, więc chwila relaksu z pewnością się jej przyda. Mojej córce miałem zamiar kupić aparat fotograficzny, bo zauważyłem jak patrzy na jeden model, który był wystawiony w sklepowej witrynie. Nie musiała nic mówić, ojciec to widział. Zauważyłem jak bardzo Mia się zmieniła. Żadnych kłopotów, wybryków, dobre oceny, nasze kłótnie jak na razie przeszły w niepamięć. A to wszystko sprawka jej nauczycielki. Uśmiechnąłem się na samą myśl. Z tej pięknej chwili wyrwały mnie krzyki na korytarzu. Odstawiłem kubek i wyszedłem z kuchni. Zobaczyłem dwóch szarpiących się mężczyzn, których Liam próbował odciągnąć.
- Hej! - krzyknąłem. - Co się tu dzieje?
- Roger? Roger Wilson? - zapytał jeden.
- Komisarz Roger Wilson, o co chodzi? - podszedłem bliżej.
- Zapytaj się swojej popieprzonej córeczki. - prychnął jeden.
- Uważaj na słowa, zapraszam do sali przesłuchań. - odwróciłem się i skierowałem w kierunku pomieszczenia. Po chwili cała trójka do mnie dołączyła.
- Nazywam się Jim Mark, a to jest Tom Smith. Pana córka chodzi z naszymi synami do klasy.
- No dobrze i co z tego? Nie rozumiem państwa wizyty tutaj.
- Znalazłem u Tijaya narkotyki, a w jego telefonie rozmowę z pana córką. Jednoznacznie było tam napisane, że czeka na zapłatę do końca miesiąca, a w tym czasie nie dostanie nic więcej. Byłem zdziwiony i wkurwiony, więc poszedłem z nim to wyjaśnić. Przyznał się do wszystkiego. - powiedział Jim na jednym wdechu, a ja poczułem jak moje mięśnie się napinają. Moja córka dilerką i być może narkomanką.
- Ja przyłapałem mojego Carla jak rozmawiał z Mią, żeby się nie martwiła, bo nikt niczego nie podejrzewa. Więc też go przycisnąłem i wyśpiewał wszystko, co wiedział. - usłyszałem i poczułem dłoń Liama na moim ramieniu. Wstałem i wyszedłem. Zostawiłem to mojemu przyjacielowi, a ja czym prędzej pojechałem do szkoły.

Zaparkowałem pod budynkiem i starałem się opanować nerwy. Nie chciałem zrobić afery wśród jej kolegów i koleżanek, ale było ciężko. Sprawdziłem na planie, że teraz ma akurat zajęcia z Aurorą. Zapukałem do drzwi.
- Proszę! - usłyszałem jej aksamitny głos.
- Dzień dobry, mógłbym prosić na chwilę Mię? - spojrzała na mnie zdenerwowana.
- Tak, proszę. Mia. - spojrzała na nią, a po chwili z klasy wyłoniła się moja córka.
Stanęliśmy przy oknie.
- Coś się stało, tato? - zapytała.
- Ty mi to powiesz, ale jak wrócimy do domu. Weź swoje rzeczy, a ja pogadam z panią. - nie dałem jej szansy jakiegokolwiek wytłumaczenia się. Otworzyła drzwi, a ja kiwnąłem głową Aurorze, żeby wyszła na korytarz.
- Zabieram Mię do domu, mamy poważny problem, ale wszystko ci później wyjaśnię. Przyjadę po ciebie o piętnastej, więc spokojnie. - przytuliłem ją.
- Dobrze. - powiedziała cicho. Wiedziałem, że jest jej przykro i jest zestresowana tym wszystkim, ale najpierw musiałem pogadać z córką.
Mia wyszła z klasy, pożegnaliśmy się z nauczycielką i ruszyliśmy do auta. Żadne z nas się nie odzywało.

Gdy wszedłem do domu, poprosiłem mamę, żeby zostawiła nas samych. Nie chciałem, żeby ktokolwiek o tym wiedział. A na pewno nie teraz. Wystarczyła mi dzisiejsza awantura na komendzie.
- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytałem, siadając na kanapie.
- Nie, a powinnam? - Mia skopiowała mój ruch.
- Myślę, że tak. - popatrzyłem na nią.
- Nie wydaję mi się. - uśmiechnęła się chamsko. Dobry Boże.
- To ci opowiem jedną sytuację. Otóż przyszli dziś do mnie na komendę ojcowie twoich kolegów z klasy. I wiesz co mi powiedzieli? Że sprzedajesz prochy. - chyba się nie spodziewała takich rewelacji. - Więc może jednak coś powiesz?
- Tato, ja potrzebowałam pieniędzy.
- Mia przestań. Wystarczyło o nie poprosić, a nie od razu bawić się w dilerkę. Dobrze wiesz, że jak raz się wejdzie, to tak szybko nie wyjdziesz z tego. Kurwa, Mia. Tyle razy ci o tym mówiłem.
- A gówno wiesz, nie wiesz jak to jest być nastolatką, gdzie jej ojciec gzi się z nauczycielką, udaje wspaniałego tatusia, a koniec końców najważniejsza jest dla niego praca. Może jak dostaniesz kulką to się nauczysz, bo wtedy jedyną osobą, która będzie się martwić, będzie Aurora. - wstała i poszła na górę.
- Mia... - szepnąłem.
Nie mogłem uwierzyć w jej słowa. Jak mogła mi powiedzieć coś takiego? Czy ja naprawdę byłem aż takim złym ojcem?

Everything will be alright [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz