Powrót

55 1 1
                                    

🔸Radek🔸

Staje przed tabliczką a na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
Konna Stajenna jedyne miejsce na ziemi, w którym bliskość koni jest normą.

Idę dalej, miasteczko mimo wczesnej pory już budzi się do życia, ludzie chodzą po uliczkach śmiejąc się rozmawiając i załatwiając sprawunki w bardzo spokojnym tempie.

Schodzę na drogę prowadzącą w stronę pól i łąk.
Jakieś dziesięć minut i jestem na miejscu, ranczo mojej rodziny dorastałem tu przez siedemnaście lat, a potem niewiadomo czemu zostałem odesłany na studia do Londynu.

Teraz po dziesięciu latach wróciłem do domu.
Podchodzę do podwójnych drzwi prowadzących do wewnętrznego ogrodu.
Kamienne donice z kwiatami i pergola obrośnięta bluszczem rozciąga się nad wejściem do domu.

Wchodzę do jasnego holu
- hej mamo tato wróciłem - krzyczę.
Kiedy nikt się nie odzywa idę dalej w głąb domu.
- halo jest ktoś w domu -
Nadal nic cisza i spokój.

Wchodzę do kuchni duże przestronne pomieszczenie w jasnych kolorach wygląda jakby nie gotowano tu od miesięcy.

Z kuchni wchodzę do salonu ale i tam nie ma żywej duszy.
W sypialni, moim pokoju i gabinecie też nikogo nie ma.
To dziwne gdzie oni mogą być.

Wychodzę z domu, idę kamienną ścieżką do dużej białej stajni.
- jest tu ktoś - pytam chodząc po stajni.
Konie jakby nigdy nic stoją spokojnie w boksach, ale po moich rodzicach czy pracownikach ani śladu.

Wchodzę do garażu, to jest bardzo dziwne, auto taty stoi jakby nigdy nic.
Ojciec nie zostawił by auta jest do niego bardzo przywiązany.

Biorę klucze z pułki w domu i ruszam do jedynej osoby, która może coś wiedzieć.

Jadę najszybciej jak mogę polną drogą do pobliskiego rancza Rozwichrzona Grzywa.

Staje przed bramą i szybko idę do głównych drzwi.
Pukam w drzwi modląc się o to żeby wiedzieli co się dzieje z moimi rodzicami.

- Radek Cyna - mężczyzna po pięćdziesiątce podchodząc z widłami.
- wujku spokojnie chce tylko porozmawiać - podnoszę ręce w geście poddania.

- jak miło cię widzieć chłopcze zmężniałeś - wuj opiera widły o ścianę domu i łapie mnie w mocny uścisk.
- wujku tak się cieszę że cię widzie co u ciebie - pytam wesoło.

- dobrze chłopcze po staremu - na jego twarzy jest ten sam dobro duszny uśmiech co przed laty.

Brunetka o niebiesko szarych oczach podchodzi szybko i rzuca się na mnie.
- Radek nareszcie wróciłeś tak tęskniłam - przytula mnie mocno.

Wuj chichocząc wchodzi do domu zostawiając nas samych.
- Oliwia - przytulam ją - wyglądasz obłędnie jesteś naprawdę piękną kobietą -

Oliwia chichocze robiąc krok od tyłu.
- ty też jesteś bardzo przystojny, ale co cię sprowadza - pyta.
- nie wiesz gdzie są moi rodzice -

Na twarzy mojej przyjaciółki pojawia się zakłopotanie i smutek.
- jakieś dwa tygodnie temu był pożar w sklepie pani Ani życie straciło jeszcze pięć osób w tym Michalina - na wzmiankę o naszej koleżance łzy spłynęły po jej policzkach.

- spokojnie cii - przytulam ją sam czując łzy na policzkach.

Staliśmy tak przez jakieś piętnaście minut zanim Oliwia odsunęła się.
- muszę wracać do pracy - widzę rumieniec na jej twarzy.

Wracam do domu ale nawet nie wchodzę do środka.
Pierwsze co robię to idę do stajni zająć się końmi.

Wchodzę do pokoju, w którym weterynarz trzyma swój sprzęt i który jest też gabinetem.
Otwieram drzwi kluczem, który był wciśnięty w futrynę.
W środku nadal są wszystkie potrzebne rzeczy.

Zakasuje rękawy i idę po pierwszego pacjenta.
- hej Storm zapraszam - szary ogier bez większego problemu pozwolił założyć sobie uzdę.

Po zbadaniu mogłem spokojnie stwierdzić że wszystko z nim w porządku.
Wyprowadziłem go na wybieg i poszedłem po następnego.

Czarna klacz niezbyt chciała współpracować ale udało się jakoś ja zbadać i zaprowadzić na oddzielny wybieg.
Po kolejnym koniu musiałem coś zjeść.

Nie daleko rosła papierówka, biorę wiadro i idę do niej po jabłka.

Gdy wiadro jest pełen zanoszę je do zagrody.
- macie ochotę - wsypuje trochę do żłoba, konie od razu podchodzą i jedzą.

Zjadam dwa pyszne i kruche jabłka i wróciłem do badania koni jak się okazało zostały tylko trzy, pięć było niestety martwych.
Gdy wszystkie zostały zbadane i upewniłem się że są zdrowe zacząłem sprzątać boksy.
Późnym wieczorem wprowadzam ostatniego konia do boksu.

- widzę że nie zmieniłeś się aż tak bardzo nadal wpadasz w wir pracy gdy źle się czujesz - odwracam się, przy wejściu do stajni stoi rudo włosa dziewczyna w długiej białej sukience z bardzo wyciętym dekoltem.

- cześć Patrycja co u ciebie - pytam nie chętnie, wycierając kark szmatką.
- chciałam odwiedzić mojego przyjaciela - podchodzi do mnie i palcem jeździ po moim ramieniu.

Odsuwam się
- po słuchaj zostaw mnie w spokoju nic z tego nie będzie dobrze o tym wiesz - mówię łagodnie.
- ale nasi rodzice już zgodzili się na nasz ślub - próbuje mnie znowu dotknąć.

- jestem zmęczony idę spać dobranoc Pati - wyłączam światło i wychodzę ze stajni mijając ją.

Wchodzę do domu zostawiając ją samą na podwórku.

Galopujące Serca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz