14

6.1K 564 81
                                    

To był poniekąd stresujący tydzień, ponieważ wciąż w głowie odtwarzały mi się wspomnienia z ostatniej wizyty w sklepie z płytami. Moje dłonie drżały do końca dnia, ponieważ z jakiegoś dziwnego powodu byłam zestresowana i zła na siebie, że okazałam się taka naiwna. Czego ja niby oczekiwałam? Przecież Calum ledwo poznał moje imię, a już chciałam, żeby mnie pocałował. Przecież jedno z drugim się wyklucza. Nie powinnam być taka zachłanna i również nie mogę pragnąć, żeby zakochał się we mnie w ciągu dwóch minut. Zapewne teraz mnie nienawidzi, przecież prawie wywalili go z pracy za moje zachowanie. Będzie na pewno trzymał dystans i nie będę w stanie go nawet dotknąć.

Jednak moje pesymistyczne myśli wcale nie były powodem, dla którego od tygodnia nie przespałam ani jednej nocy spokojnie. Nie mogłam się pozbyć tego niezwykle miłego mrowienia, które pojawiło się tuż po jego całusie w policzek, ponieważ naprawdę wydawało się, że to był szczery gest, który Calum wykonał nie ze względu na jego szefową, a ze względu na to, że mnie lubi i ta świadomość rozpalała moje serce. Może się myliłam, ale wcale mnie to nie obchodziło, ponieważ mimo wszystko nadal wierzyłam, że jest, chociaż iskierka nadziei na coś więcej niż relację klient-sprzedawca, co tylko potwierdzały jego słowa przed nakryciem nas w dwuznacznej sytuacji przez starszą kobietę.

Niezależnie czy tego chciał, czy nie, ja nie mogę odpuścić, przecież on jest, powiedzmy sobie szczerze, centrum mojego świata. Jest moim słońcem.

Więc wsiadłam do autobusu i nie miałam zamiaru zatrzymywać się nawet na chwilkę, ponieważ cholera muszę w końcu wziąć to wszystko w swoje ręce i coś zrobić, chyba że chce tkwić w martwym punkcie do końca życia. Samo słowo martwy nie zwiastuje nic przyjemnego, czyż nie?

Uśmiechnęłam się szeroko do Caluma, który stał tuż przy wejściu i od razu rozpromienił się na mój widok. To był dobry znak. Nie może być aż tak źle.

Sama nie wiedziałam skąd we mnie tyle determinacji.

Wszystko jednak odeszło w siną dal, kiedy tylko otworzyłam drzwi i zahaczyłam butem o próg. Nie mogło być inaczej i jestem pewna, że gdyby nie szybka reakcja Caluma to dzisiejszego dnia nie byłoby dla mnie żadnego ratunku. Złapał mnie w swoje ramiona, trzymał mocno, póki nie otworzyłam oczu i nie spojrzałam na jego twarz z przerażeniem. Moje policzki stały się moimi odwiecznymi wrogami i zaczęły się czerwienić.

-Tradycji stało się zadość -powiedział i postanowił mnie puścić, widząc, że już względnie stoję na nogach. Oh, gdyby wiedział, że są teraz tak bardzo bezwładne, zresztą jak zwykle przy nim.

-Uh tak, dziękuję za szybką reakcję -przygryzłam wargę, wiedząc, że moje głupie postanowienia, żeby coś zdziałać, nie wyjdą chyba za dobrze.

-Zawsze do usług. Jak samopoczucie? -posłał mi szczery uśmiech i zaczął iść w stronę płyt. Dreptałam za nim ostrożnie, gapiąc się przy okazji na jego tyłek, ale kto by tego nie robił na moim miejscu?

-Całkiem dobrze, trochę męczący był ten tydzień, mało spałam, ale nie narzekam. A twój tydzień? -zapytałam, patrząc, jak chłopak zatrzymuje się przy jakimś pudle, które bierze do rąk i zawraca.

-Powiedzmy, że podobnie. Moje kochane egzaminy zbliżają się ogromnymi krokami i pasowałoby je zaliczyć. Marny los studenta -mówi z dramatycznym, przesadnym westchnieniem na końcu.

-O tak, nie mogę się doczekać, aż pójdę na studia -powiedziałam głosem ociekającym sarkazmem. -Naprawdę, najgorsze co może być w życiu to nauka. Nie mam na nią kompletnie siły, a chęci odeszły ode mnie już w przedszkolu. Pomóc ci? -pytam jeszcze, widząc, jak chłopak układa odpowiednio płyty, patrzy na mnie z tymi uroczymi oczkami, a mi zaczyna brakować powietrza.

calum hood // record shopOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz